generee generee
969
BLOG

Shaggy & Sting - dużo hałasu o nic...

generee generee Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

W ubiegły piątek miała miejsce premiera płyty tytułowego duetu; dziś miałem okazję ją przesłuchać.

Naprawdę, jako wieloletni fan muzyki reggae, chciałbym podsumować ją inaczej... Ale niestety nie da się - zatem krótko: to jest słaba płyta; miałka i prawie w ogóle nie bujająca; dość powiedzieć, że jest na niej 2,5, może 3 niezłe piosenki. I żadne, nawet największe peany tuzów dziennikarstwa muzycznego (kliniczny przykład: dyrektor muzyczny programu III Polskiego radia - Piotr Metz) nędzy tego wydawnictwa nie przysłonią. Jeśli komuś słowo "nędza" wydaje się zbyt ostre to wyjaśniam: jego użycie podyktowane jest gigantyczną akcją promocyjną towarzyszącą ww. wydawnictwu z jaką mamy do czynienia w mediach - również, a może zwłaszcza - publicznych.

Po odsłuchaniu, pierwsze co przyszło mi do głowy, to zdanie z baśni Andersena: król jest nagi.

Ale czy którykolwiek z prezenterów radiowych odważy się je publicznie wypowiedzieć?

Oczywiście, Sting nie jest pierwszym z tuzów muzyki rozrywkowej/pop/rock, który wpadł na pomysł nagrania płyty na Jamajce; kilkanaście lat temu peregrynowała tam w tym celu Sinead O'Connor, czego efektem był  przyjemny dwupłytowy album "Throw Down Your Arms"; nie wybitny, ale przyzwoity i właśnie: przyjemny (i to pomimo nieco dramatycznego miejscami wokalu artystki). Ale co najważniejsze - bujający; co jest warunkiem sine qua non muzyki reggae .

Wydawało się, że Sting, w którego muzyce 'czaka' była obecna już wiele lat temu, a puls basu czasem przywodził na myśl reggae, jest zdecydowanie bardziej predestynowany od Irlandki do tego, aby stworzyć dobrą płytę z Jamajczykami... To wydawanie się znakomicie uzupełniali wspominani wyżej dziennikarze muzyczni oraz latający po stacjach całkiem udany singiel "Don't Make Me Wait", który wzbudził we mnie lekki apetyt na więcej. Ale cóż, tak to właśnie wychodzi, gdy się projekty produkuje, zamiast grać muzykę. No bo skąd wziąć filing i spójność, jak lista kredytów opiewa na 53 pozycje, a praca polega na dłubaniu w studiu? Sam profesjonalizm tego, czy innego muzyka tu nie wystarczy; to nie ten rodzaj muzyki.

Oj, cieszę się, że dwie niedziele temu odbył się w studiu im. Witolda Lutosławskiego hucznie zapowiadany koncert promujący to wydawnictwo; był to typowy "z dużej chmury mały deszcz" - mały skład (tytułowi dżentelmeni plus gitarzysta), więcej gadani niż grania, ledwie trzy nowe utwory. To, pod względem artystycznym, miałkie wydarzenie wzmogło moją czujność i nie kupiłem płyty w ciemno, co wcześniej zamiarowałem; dzięki temu mam te kilkadziesiąt złotych w kieszeni i przeznaczam na zakup "Boskiej komedii" Dantego.

Podsumowując - odradzam zakup; lepiej przepić pieniądze te, albo zgubić to mniejsza szkoda.



generee
O mnie generee

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura