generee generee
126
BLOG

A może niech ten strajk nauczycielstwa trwa jak najdłużej?!

generee generee Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Poniżej fragmenty 7. rozdziału "Utopii dla realistów" opisujące dwa skrajnie różne światy, które swego czasu postanowiły zastrajkować.

Można, a wręcz warto się nad nimi zadumać... Kto wie, w którym miejscu na osi pomiędzy tymi światami znajduje się nasze nauczycielstwo? Kto wie czy przeciągający się strajk nie byłby pierwszym krokiem do uzdrowienia systemu? Zapraszam do lektury i refleksji.

Źródło: Rutger Bregman, Utopia dla realistów, przeł. Sławomir Paruszewski, Warszawa 2018.

    s. 155-156:

   Rankiem 2 lutego 1968 roku gęsta mgła spowija nowojorski City Hall Park. Tłum 7 tysięcy pracowników służb oczyszczania miasta jest w bojowym nastroju. Z dachu ciężarówki przemawia do nich rzecznik związkowców John DeLury. W chwili gdy ogłasza, że burmistrz nie zgodził się na dalsze ustępstwa, zebrany tłum kipi ze złości. Widząc lecące ku niemu pierwsze zgniłe jajka, DeLury zdaje sobie sprawę, że czas kompromisów się skończył. Pracownicy muszą podjąć nielegalne w ich przypadku działania. Nielegalne, ponieważ wykonują ważną społecznie pracę.

    Nadeszła pora na strajk.

    Następnego dnia w Wielkim Jabłku nikt nie odbiera śmieci. Prawie wszystkie ekipy sprzątające miasto zostały w swoich domach. „Nigdy nie cieszyliśmy się szacunkiem, ale do tej pory mnie to nie obchodziło - mówi lokalnej gazecie jeden ze śmieciarzy. - Teraz ma to już znaczenie. Ludzie traktują nas jak śmieci”.

    Gdy dwa dni później burmistrz chce osobiście zbadać sytuację, miasto tonie już po kolana w odpadkach. Każdego dnia przybywa kolejne 10 ton [tysięcy – przyp. mój]. Na ulicach zaczyna się rozprzestrzeniać obrzydliwy zapach, szczury widuje się już nawet w najbardziej ekskluzywnych dzielnicach. W ciągu zaledwie kilku dni jedno z najsłynniejszych miast na świecie zaczyna przypominać slumsy. Po raz pierwszy od czasu wybuchu epidemii choroby Heinego-Medina w 1931 roku, władze Nowego Jorku ogłaszają stan wyjątkowy.

    Jednak burmistrz nadal nie ma zamiaru ustąpić. Po jego stronie stoi lokalna prasa opisująca strajkujących jako chciwych narcyzów. Dopiero po tygodniu zaczyna do niego docierać, że śmieciarze to starcie wygrają. „Nowy Jork jest wobec nich bezradny” - obwieszczają zrezygnowani wydawcy „The New York Times”. - „Największe z miast musi się poddać albo utonie w odpadkach”. W dziewiątym dniu strajku, gdy śmieci było już 100 tysięcy ton, pracownicy służb oczyszczania miasta dopięli swego. „Morał z tego ostatnie¬go etapu na drodze do chaosu w Nowym Jorku jest taki, że opłaca się strajkować” - pisał później magazyn „Time”.

    s. 160-162:

    „ZAMKNIĘCIE BANKÓW”.

    Taka informacja pojawiła się 4 maja 1970 roku w gazecie „The Irish Independent”. Po długich, lecz bezowocnych negocjacjach na temat płac, które nie nadążały za inflacją, pracownicy irlandzkich banków zdecydowali się rozpocząć strajk.

    Z dnia na dzień zablokowanych zostało 85 procent rezerw finansowych Irlandii. A ponieważ wszystko wskazywało na to, że strajk może trochę potrwać, firmy w całym kraju zaczęły gromadzić gotówkę. Po dwóch tygodniach „The Irish Times” donosił, że połowa z 7 tysięcy bankierów zarezerwowała miejsca na loty do Londynu z zamiarem szukania nowej pracy.

    Z początku eksperci przewidywali, że życie w Irlandii zostanie sparaliżowane. Najpierw skończy się gotówka, następnie w handlu zapanuje stagnacja, aż w końcu gwałtownie wzrośnie bezrobocie. Pewien ekonomista tak opisał panujący wtedy powszechnie lęk: „Wyobraźcie sobie, że wszystkie wasze żyły nagle się kurczą i przestają spełniać swoją funkcję; właśnie w taki sposób zaczynali postrzegać zamknięcie banków ekonomiści”. Zbliżało się lato 1970 roku, a Irlandia szykowała się na najgorsze.

    A potem stało się coś dziwnego. Ściślej mówiąc, nie stało się nic.

    W lipcu londyński „The Times” donosił: „Wszystkie dostępne dane i obserwowane tendencje wskazują, że jak do tej pory ten spór nie miał niekorzystnego wpływu na gospodarkę”. Kilka miesięcy później Centralny Bank Irlandii sporządził ostateczny bilans całej sytuacji, którego konkluzja była następująca: „Irlandzka gospodarka wciąż funkcjonuje, mimo że przez dłuższy czas nie działały główne banki rozliczeniowe”. Co więcej, gospodarka kontynuowała swój wzrost.

    Ostatecznie strajk trwał całe pół roku - dwadzieścia razy dłużej niż strajk nowojorskich pracowników służb oczyszczania miasta. Ale podczas gdy za wielką wodą stan wyjątkowy ogłoszono już po sześciu dniach, to Irlandia po pół roku bez bankierów wciąż nieźle sobie radziła. „Strajk banków pamiętam głównie dlatego, że nie miał on paraliżującego wpływu na życie codzienne” - zauważył w 2013 roku pewien irlandzki dziennikarz.

    Ale jak Irlandczycy poradzili sobie bez bankierów? […] Czy to znaczy, że nie było wtedy żadnych problemów?

    Oczywiście, że były. [...] Już sam fakt, że ludzie zaczęli tworzyć samodzielną bankowość, wyraźnie pokazuje, że nie mogli się obejść bez pewnego rodzaju sektora finansowego.

    [...] „Być może, ale tylko być może - spekuluje Umair Haque, pisarz i ekonomista — banki potrzebują ludzi znacznie bardziej niż ludzie banków”.

generee
O mnie generee

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo