Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
1335
BLOG

Czeski Cieszyn – miasto bez właściwości

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Czeski Cieszyn właściwe odstręcza. Przede wszystkim jego pryncypalna ulica, dawna Saska Kępa (Sachsenberg) a obecnie Główna (Hlavní). Po prawej i lewej stronie rząd sklepików z najtańszym alkoholem, co głoszą pisane po polsku szyldy. Oprócz tego czekolada, keczup i musztarda, kosmetyki i produkty z Indochin: zielona herbata, makaron ryżowy i sosy. Przed wejściem panie emerytki lub bezrobotne wynajmowane przez wietnamskich właścicieli za parędziesiąt koron na godzinę zachęcają każdego napotkanego rodaka by wstąpił, by kupił.

– To jest "Ho Chi Minh Straße" – ujął to kiedyś zgrabnie jeden z moich czeskich znajomych, a drugi zaraz dodał, że nie tak powinna wyglądać aleja prowadząca do Republik Czeskiej i o ten stan rzeczy oskarżył i magistrat, i układy, w których – podług niego – miejscowi Polacy grają pierwsze skrzypce. Ale ja nie wchodzę w takie zawiłości, natomiast dziwi mnie i przeraża od lat ten bazarowy blichtr. Bo jakby mnie kto nie daj Panie Boże zapytał, co warto zobaczyć w Cieszynie Zachodnim, to miałbym kłopot nie lada, no chyba, że chciałby kupić ów tani alkohol, albo i inne – nazwijmy to eufemistycznie – drobiazgi.

Jednak z drugiej strony wybrać się specjalnie do jakiegoś miasta tylko po to, by zobaczyć kilkanaście ładnych modernistycznych kamienic? By sprawdzić na ile urbaniście Emilowi Leo udało się, a na ile nie, przeszczepienie idei "miasta-ogrodu" Ebenezera Howarda na zachodnio-cieszyńskie poletko? Albo by kontemplować ciekawy może nawet i architektonicznie, ale jak dla mnie zbyt teutoński ratusz Viléma Richtera?

Owszem. To może zainteresować miłośników urbanistyki i budownictwa, ale i ich zanudzą mdłe eklektyczne kamienice na Dworcowej, bo z takim kiczem można się spotkać w wielu miastach byłej monarchii austro-węgierskiej. Podobnie jest i z dworcem kolejowym, który ma swych licznych braci, a wręcz bliźniaków na wspomnianym terytorium, choć niewątpliwie jego plusem jest to, że można odjechać z tego miasta i to w kilku kierunkach, i dość szybko znaleźć się tam gdzie i ładnie, i ciekawie.

Ale nie wyjeżdżamy. Zostajemy. Zatem nostalgia à la Nohavica? tu była drukarnia Prochaski, tam kamienica Kohna? Czy też nostalgia à la polonaise – tu był Dom Robotniczy, tu Polski Dom Reprezentacyjny "Polonia", a tu Park Sikory skąd wyruszały legiony? A może… o! teatr! Zapomniałbym o teatrze! To prawda – miasteczko gminne posiadające swój własny teatr z zespołem, ba! z dwoma zespołami – czeskim i polskim to jest rzeczywiście coś godnego uwagi. Ale czy naprawdę tak sporo mamy miłośników Melpomeny? No bez przesady, stąpajmy twardo po ziemi.

To co pozostaje? Usługi gastronomiczne. Rozmaite knajpki, puby i restauracje, gdzie polski turysta zje se czeskie jadło ze smakiem i popije czeskim piwem. Tak. Tu to nawet jestem w stanie pomóc i coś doradzić. Ale może właściwie po to tam się chodzi? Choć piwo – donoszę uprzejmie – ostatnio podrożało.

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka