ladynoprofit ladynoprofit
890
BLOG

Socjofobia

ladynoprofit ladynoprofit Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

W latach 80. XX wieku rozpoczęto badania nad czynnikami biologicznymi mogącymi mieć wpływ na wystąpienie fobii społecznej.

Według nich ryzyko wystąpienia u dziecka tego zaburzenia znacznie się zwiększa, gdy u jednego z rodziców stwierdzono występowanie fobii społecznej.

W 2000 roku przeprowadzono badania w USA, których wynik sugeruje obniżony potencjał przyłączania się dopaminy do receptorów dopaminergicznych D2 u osób cierpiących na fobię społeczną.

Istnieją spekulacje na temat prawdopodobnej, patologicznie niższej aktywności układu dopaminergicznego wobec aktywności układu współczulnego u osób dotkniętych tym zaburzeniem.

Czynniki genetyczne. Wpływ dziedziczenia może być w pewnym stopniu nieswoisty; wykazano na przykład, że jeśli jeden rodzic ma zaburzenia lękowe lub depresję, to u dziecka podwyższone jest ryzyko wystąpienia zaburzeń lękowych i fobii społecznej.

Niektóre z objawów to:

- ciągły wybór negatywnej interpretacji zaistniałych w życiu zdarzeń, nawet gdy jest możliwość neutralnej lub pozytywnej oceny.

- prokrastynacja

- anoreksja, bulimia

- niechęć do komunikacji z innymi, posiłków w publicznych miejscach

Farmakologiczne leczenie - inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI),inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny (SNRI). /WIKI/

Nikt z nas nie jest czysty emocjonalnie.

Każdy ma jakiegoś robala, fiksacje, lęki.

Jest jednak różnica pomiędzy uśrednionym bałaganem, deficytami - a jednostką chorobową. Gdzie jednostka chorobowa nie musi oznaczać choroby psychiatrycznej.

Klasyfikuje się ją jako zaburzenie.

Dotknięci socjofobią nie wchodzą w związki, a jeśli nawet pobierają się - takie małżeństwa nie mają szans na przetrwanie.

Chyba, że osoba z zaburzeniem konsekwentnie się leczy - gdzie lepsze wyniki daje terapia bechawioralna od farmakologicznego wsparcia.

W swoim życiu spotkałam się z 4 osobami z ewidentnymi objawami socjofobii.

Tego faceta poznałam przez koleżankę, bo był jej partnerem.

Unikał jak mógł ludzi, spotkań towarzyskich.

Cały czas powtarzał - także w rozmowach ze mną, że jest nikim, że ma niechęć do ludzi.

Miał świadomość, że wymaga terapii - ale konsekwentnie odrzucał taki rodzaj pomocy. Bo czułby się już totalnie przegrany.

Jego dziewczyna - odwrotnie - kochała być z ludźmi, otwarta, extrawertyczna, często uśmiechająca się.

Cały problem przy współbyciu tak różnych osobowości polega na tym - że wektor jest tylko w jedną stronę.

Czyli dotknięty socjofobią infekuje, terroryzuje tę drugą stronę.

Gdy zapraszałam ich oboje na me urodziny, imieniny - jasne - na pewno przyjdą. Zresztą mieszkali 2 kroki ode mnie.

I zawsze tak na godzinę, lub więcej przed party - on oddelegował ją z prezentem, by w progu mi wręczyła - bo zakaz uczestnictwa.

Raz przyszli razem na kawę - ale gdy nie było innych gości.

Kolejny raz też mieli we dwójkę przyjść - ale on zmienił zasadę. W jeden dzień ona, w następny on.

Zdumiewające.

Przez całe lata korzystając z jej mieszkania, jej ciała oznajmiał, że ona musi poczekać aż ją pokocha - bo obecnie to nic z tego.../sic!/.

Wszyscy jej znajomi mówili: uciekaj dziewczyno!

A trzeba dodać, że robił jej takie awantury, że sąsiedzi brali w rachubę ściąganie policji.

No i nie wytrzymała.

Otworzyła się na innego.

Na co jej były - szantaż samobójstwem.

Wszyscy gratulowali jej, że miała siłę, odwagę zakończyć ten koszmar - tylko, że on zabierając swoje rzeczy - zostawił na lustrach w domu napisy: kocham cię.

O naiwności ludzka!

Koleżanka zerwała z nowym chłopakiem, wróciła do byłego - szybki ślub, zaraz ciąża - a podczas ciąży - odszedł do mężatki z dzieckiem.

Ta sytuacja trwa do dziś.

Kolejny przykład - wiele o nim wiedziałam - raz gościłam w domu. To nie był Polak.

Obrażony na życie, na innych. Izolujący się od innych, a jeśli ktoś bliżej - dopuszczał by jedynie lekceważyć. Fundował piekło - a przy próbach zerwania z nim - mantra, że odbierze sobie życie.

Manipulant i kłamca - gdy dziewczyna zerwała z nim - uciekajac do innego odległego miasta, zmieniając też tym samym uczelnię - monitorował ją, także przez znajomych - ponad rok. Setki smsów, maili z wyrzutami, chorymi szpiegotami etc.

Nie miałby szans nękać, gdyby nie słabość tamtej dziewczyny do socjopatów.

To po co uciekać do innego miasta, jeśli daje się przyzwolenie na dalsze nękanie. W prosty sposób można bylo to uciąć.

Kolejny przykład. Inteligentny, sympatyczny facet. Gdy siedząc vis a vis mnie wolał dialogować przez zapisywanie fiszek - brałam to za egzotyczną formę zabawy.

Wykonanie dla niego telefonu - nawet do osób, które od lat zna - to była katorga - często kończąca się w toalecie. A tylko dlatego, bo normalny call.

Podczas podróży - gdy się zabłądziło - za nic nie zapyta o kierunek. Ponad siły.

W pracy miał opinię sztywnego mruka, milczka.

Po założeniu neta - wtedy jeszcze łączenie przez modem - każde logowanie - to sprint do wc albo biegunka, albo torsje...

Sam zapraszał gości, by przy suto zastawionym stole oznajmić:

-Nienawidzę przyjmować gości.

Szybko dom stał się twierdzą zamknięta dla innych.

Sporo o nim wiem, bo to mój ex..

Już kiedyś pisałam, że ratując się u głównego psychologa miasta - w czasie terapii usłyszałam:

- Nie miała pani żadnych szans przy tego typu zaburzeniach. Żadnych. Pani wysoka komunikatywność, pogoda ducha - nie mogły mieć znaczenia. Bo chory wobec takich cech nie zdrowieje, za to infekuje sobą.

I tak było...

Jeszcze dziś mam wiele pracy, by się z tych lat odbudować...

I świeży przykład - niedawno gościłam dziewczynę. Znałam ją wcześniej z opowieści. Że sympatyczna, z pasjami etc.

Gdy przyjechała do mnie nawet się nie przywitała. W ogóle.

Zrzuciłam to na karb zmęczenia podróżą.

Pomimo mej bardzo ciężkiej sytuacji finansowej, przyjęłam jak najpiękniej umiałam.

Sama spałam na twardej podłodze, by gość mial komfortowo w mej sypialni.

Nawet materaca nie miałam.

Nigdy, w żadnej sytuacji nie wymagam ani atencji wobec mnie, ani serdeczności, ani tym bardziej miłości.

Stanów emocjonalnych u innych - nie zamawia się.

Natomiast naturalnym jest oczekiwanie elementarnego szacunku, jeśli już nie uśmiech - to przynajmniej nie gorzki grymas.

Gdy przeglądam kadry z tej wizyty - na każdym nienaturalny grymas.

Wizyta skończyła się niefajnie - delikatnie mówiąc.

Początkowo płakałam w ukryciu na balkonie, by nie obciążać obecnych - dopytywana otwarcie mówiłam skąd łzy.

Kroplą okazała się próba detonowania planów moich i mej Mamy.

Nie wytrzymałam i wypierd....m gości. Dosłownie!

Zdarzyło mi się to 1 raz w życiu - choć wiele traum zaliczyłam.

Nie jestem z tego dumna - bo wyjść z siebie to żaden powód do dumy.

Po 2 miesiącach od wizyty - próba omówienia tego, co się stało.

Niechęć drugiej strony - ale ja nie zostawiam bałaganu, nie boję się konfrontacji.

I co usłyszałam?

Że mój gość ma od dawna zdiagnozowaną socjofobię - ale to moja wina, że nie zagaiłam rozmową - choć nie znam tamtego języka.

To moja wina, że tamta się nie przywitała i czlowiek we własnym domu czuł się jak zbyteczny intruz.

Wisienką na torcie był konkluzja - że to ja wymagam leczenia psychiatrycznego!

Nikt mnie nie uprzedził, że dziewczyna ma taki problem - choć przeraził mnie jej sam widok - klasyczna anoreksja - do której sama się przyznaje.

Jej mąż nie podróżuje z nią - choć nie mają dzieci - za to chętnie opłaci bilety, hotele też innym - by ktoś z nią jeździł.

Przypomniała mi się mantra exa - leczonego psychiatrycznie od dekad - że to ja jestem chora... a on zdrowy.

Najtrudniej zbadać, zeskanować siebie - ale składając papiery na studia musiałam mieć wynik badania psychiatrycznego - czysta - brzmiała diagnoza.

Przed terapią - gdy agonia małżeństwa - wymagane badanie psychiatry - by wiedzieć jaki typ problemu. Wynik - zero problemów psychiatrycznych.

Mam swoje wady, deficyty - piszę też o tym na blogu.

Ale powoli zaczyna mnie gorzko bawić, że osoby z diagnozami zaburzenia - walą oskarżenia, że to ja jestem chora, że ja jestem winna - bo jest niezgoda we mnie na to, by lekceważono mnie we własnym domu - a do tego nie mam pojęcia z jakim schorzeniem goszczę daną osobę.

Dowiedziałam się przy okazji, że byłam latami okłamywana w ważniejszej sprawie.

No ale jak się słyszy, że osoba z diagnozą socjofobii i ostrymi jej objawami jest ZDROWA, a to we mnie jest problem...nie dziwi już nic...

Mam żal do siebie, że zostałam wyprowadzona z siebie, że jednak puściły mi nerwy - z drugiej strony nie jestem kamieniem, nie jestem martwa. Jeszcze czuję....

Zakochana w ludziach, a obrywająca za ich problemy, z którymi nie mam nic wspólnego. Ale jakie może mieć znaczenie fakt, że ....jeszcze czuję....I od czasu do czasu muszę chronić siebie.



 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Technologie