Cudowny!
REWELACYJNE dialogi!
Klimat, który porywa. Niuanse, tonacje miłości ludzi dojrzałych. Polecam...
Dwie opinie...
"Mimo że film Holofcener wpływa na polskie wody pod auspicjami wielkiego hollywoodzkiego studia, wpisuje się w estetykę małych niezależnych produkcji z Nowego Jorku i okolic. Proponuje też tę samą wizję świata. "Ani słowa więcej" jest jak "Juno" dla pięćdziesięciolatków – ciepłą opowieścią o ludzkiej niedoskonałości. To także pochwała przeciętności – z jej zdroworozsądkowym spojrzeniem na świat i dystansem wobec społecznych norm. Bo u Holofcener świat amerykańskich normalsów zderzony zostaje z uniwersum intelektualnych snobów i dorobkiewiczów. Nietrudno zgadnąć, który z dwóch światów zwycięży w filmowym konkursie popularności."
___
" „Ani słowa więcej” to jeden z tych minimalistycznych filmów, gdzie najważniejsi są bohaterowie i relacje między nimi. Z jednej strony to pełna ciepła i humoru opowieść o zrządzeniach losu, które mogą zmienić twoje życie, z drugiej jednak daje się w niej wyczuć nutkę goryczy, zwłaszcza kiedy wszystko zaczyna iść nie po twojej myśli, chociaż za cholerę nie wiemy dlaczego."
___
Myśliwski w swej najnowszej powieści pisze:
" Jeśli grasz uczciwie, zawsze przegrasz."
Ja dodam: jeśli nie grasz w ogóle - też przegrasz...
Jeśli ktoś skusi się na ten film - zwróćcie uwagę na ich pierwszą randkę w knajpie.
Tam już jest wszystko.
Jesli Bóg odlewa tych dwoje do jednej pasującej formy - tam, przy banalnej kolacji, gdzie tłum obcych wokół - już znali odpowiedź. Ich rozmowa - coś NIEBYWAŁEGO!
Ale..
Nie pierwszy raz sięgam do kluczowego podziału - na wewnątrzsterownych i zewnątrzsterownych.
Czy to polityka, czy miłość - jeden pies. Zewnątrzsterowni zawsze potrzebują echa w postaci TWA, że mają rację w tym, iż pobiegli...za głosem...
Bohaterka filmu - też pobiegła za głosem.
Nie własnego czucia, czy rozumu, za obcym jej głosem...
Kochający ją mężczyzna nawet nie pytał, nie macał. Za inteligentny, by musieć. Zrozumiał w mig.
Tak ,jak ja bym zrozumiała w mig, będąc na randce z takim męzczyzną w knajpie.
Cały wszechświat eksplikujący mi, co powinnam - z potencjometrem decybeli - do zera.
Kiedy się wie, to naprawdę cholernie się wie...
A jak skończyło się w filmie?
Kolega ze stolicy wobec mego zachywtu obrazem:
"Właśnie wczoraj się zastanawiam czy zaliczyć;) Już wiem."
A we mnie zdumienie.. Ależ ufa memu smakowi...
Odpowiedziałam mu, że może mnie pogonić w pierony, jeśli rozczarowanie propozycją filmową, ale nie boję się powtórzyć - pychotka filmowa!
Inne tematy w dziale Kultura