"Świat, w którym żyjemy, powstaje z jakości naszych relacji". Martin Buber
Wczorajszy olimpijski Rachmaninow przywołał moje emocje związane z filmem "Shine"
Film opowiada historię Davida Helfgotta, australijskiego emigranta pochodzenia polsko-żydowskiego, który od wczesnych lat młodości przejawiał - obok wyraźnej choroby - niebywałe zdolności muzyczne. Jego pierwszym nauczycielem gry na fortepianie był ojciec, z którym trudna relacja odcisnęła trwałe piętno w psychice młodego chłopca. Po kilku latach przed Davidem, który zdążył w międzyczasie wygrać kilka konkursów pianistycznych, pojawia się możliwość wyjazdu na stypendium do Stanów Zjednoczonych. Zaborczy ojciec nie pozwala na wyjazd. Z następnej okazji zagranicznych studiów David postanawia jednak nie rezygnować.
"Egoizm nie polega na tym, że się żyje jak chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy." Oscar Wilde
Rokujący potencjał, ewidentny talent - to wszystko za mało. Film opowiada autentyczną historię toksycznej presji ojca wobec syna. Presji, która zamykała wszelkie okna z jedynie lufcikiem na oczekiwania rodzica.
Manifestujące się objawy, załamanie mogłyby oznaczać ciężka chorobę psychiatryczną.
Jednak diagnoza była inna - psychoaktywne zaburzenia.
Reaktywny gruz spadł na jeszcze młodą pierś bohatera.
Odkleił się od siebie samego.
Tak mniej boli.
Pozostał na poboczu życia do wieku dojrzałego.
I miał szczęście - spotkał kobietę, która choć zaręczona już z innym - rozpoznała w nim NIEOBECNEGO.
Zrozumiała, że był na okaleczającej go banicji - gdzie ta forma eskapizmu miała być jedynym ratunkiem. Nie była nim.
Błogosławieni ci, którzy nie zostali nigdy przybici do krzyża chorej presji. Czy to rodzica, czy partnera...czy jeszcze innych...
To nie jest tak, że od razu wiemy z czym mamy do czynienia. Protekcjonalne próby układania nam życia rozgrywają się cicho, pod tkanką codzienności, czy fałszywej przychylności.
Wielu wydaje się, iż posiadają legitymację do stanowienia, kim masz być, z kim rozmawiać, a z kim nie.
Mam na myśli dorosłych, dojrzałych ludzi.
A gdy nie ulegasz, gdy samostanowisz o sobie - infantylny ostracyzm, negacja.
Stefan Kisielewski w swych dziennikach na stronie 417 pisze: " Ktoś mi opowiadał, że kardynał Wyszyński, bardzo nie lubi jak księża mają auta; a znowu Gomułka nie lubi, gdy robotnicy mają auta. Czemu? Bo człowiek w aucie jest na chwilę wolny, nieosiągalny, wolny wolnością burżuazyjnie indywidualistyczna, jest poza społeczeństwem, poza narodem także." Warszawa, 1996
Tak sobie myślę, że to chyba nie jest przypadek, iż tak kocham jazdę autem - jako pasażerka.
To chyba nie jest przypadek, że zaliczyłam absolutną nirwanę na moście Sky Way - przy 240 km/h prując do nieba.
Jakość naszych relacji...
Bywa, że uda nam się uwolnić z dostrzeżonej presji, imadła na krtani. Ledwo bierzemy oddech, świętujemy z przyjaciółmi odzyskane życie, by za chwilę to samo życie zamknęło kłusowniczą pułapkę na naszej nodze.
A wtedy katedrą wolności staje się epizodyczna jazda autem...
Czasem...
Inne tematy w dziale Kultura