
Reporterski magnetofon, to przedziwna skarbona. Rejestruje zdarzenia, rozmowy, zawiłości życia człowieka, radości, tragedie, dole i niedole ludzkiego losu… I tak jak plastry miodu nakładają się one jedne na drugie.Jak dzień po dniu.
Nagranie pierwsze
Wojtek był mechanikiem w kółku rolniczym. Mieszkał z żoną Beatą w jednym wynajętym pokoiku. Wiodło im się źle. Tym bardziej, że nie mogli mieć dzieci. I to było najgorsze. Pewnego dnia wszystko się odmieniło. Wojtek odkrył w sobie moc uzdrowiciela. Mechanikiem był świetnym. Nawet sam konstrukcje zmyślne płodził. Ale żeby ludzi przez nakładanie swych rąk leczyć? To pytanie frapowało jego sąsiadów.
Na początku przychodzili do niego tylko miejscowi ciekawscy. Jeden odczuł w czasie zabiegu mrowienie w głowie. Inny nie. Tak naprawdę Wojtek stał się sławny, gdy napisano o nim w gazecie. O, to już była sensacja wielka. Przed domem Wojtka – uzdrowiciela stał już sznur samochodów z rejestracjami z całej Polski. Jak długa i szeroka. A później nawet z innych krajów chorzy do niego przyjeżdżali.
Czas płynął szybko. Chętnych do leczenia było coraz więcej. I kopert pękatych z pieniędzmi zostawionymi w podzięce przybywało i przybywało. Po kilku latach uzdrowiciel zaczął stawiać dom okazały. Dawał też duże datki na budowę remizy, remont szkoły, pożyczał znajomym w potrzebie. Gdy willę zwieńczyła wiecha, Beata przyniosła Wojtkowi od lekarza wieść cudowną. Będą mieli dziecko. Radości było co niemiara.
Wojtek mówił: „Ech, gdzie moim bioprądom do takiej łaski Pana”. Przed rozwiązaniem poszli jeszcze zobaczyć swój przyszły dom. I stała się tragedia. Nieszczęście nad nieszczęściami. Beata spadła z dużej wysokości na betoniarkę i złamała kręgosłup. Wojtek czuwał przy niej w szpitalu. Wyciągał w geście nadziei i rozpaczy ręce z prądami leczniczymi. Aż w końcu ze zmęczenia oraz zgryzoty i one opadły. Zmarła mu żona i dziecko na świat nie przyszło. Wojtek został sam jak palec.
Już nie jest uzdrowicielem. Sam potrzebuje pomocy lekarzy. Dom popadł w ruinę. Sprzedał go. Mieszka w jednym wynajętym pokoiku. I leczy tylko rolnicze maszyny.
Nagranie drugie
Joanna stała na przystanku autobusowym. Wtedy to zobaczyła na niebie niezwykłe zjawisko. Może to był meteor, może satelita ruski, lub amerykański, może pojazd, którego ludzie nie znają i stworzyć nie potrafią, czy też inne cudo. Następnego dnia zadzwoniła do jednej z gazet i wszystko opowiedziała dziennikarzowi. Ten nagrał jej opowieść i opisał szczegółowo w poczytnym tygodniku.
O Joannie pisano w ogólnopolskich pismach czarnych i kolorowych. Do Joanny przyjechał pan redaktor z miejscowego radia. Potem ekipa cała z warszawskiej telewizji. Cieszyła się Joanna, gdy ludzie ją zaczepiali na ulicy i mówili, że ciekawie o niebiańskim dziwadle opowiadała. Po latach wszystko ucichło.
Pewnego dnia do dziennikarza, który opowieść Joanny na magnetofonie zarejestrował, zadzwonił mężczyzna. Zapłakanym głosem powiedział, że jest synem Joanny. Nie widział matki przez wiele lat. No, nie było czasu. Pływał po morzach i oceanach. A gdy na lądzie stawał – zapominał o matce. Zaniedbał. Niedawno ją pochował, ale nie pamięta głosu mamy. Niech Joanna mówi z magnetofonu o jakiś zwidach na niebie. Nie ważne. On musi usłyszeć matkę. Choć jeden raz. Choćby przez chwilkę. I przypomnieć sobie jej głos.

Zapis trzeci (czysty)
Na tym magnetofonie miał być nagrany wywiad z Bardzo Ważnym Człowiekiem. Jego przeprowadzenie dziennikarzowi zlecił jego szef. On zapytał: „Dlaczego jest to tak Bardzo Ważny Człowiek?” W odpowiedzi usłyszał: „Ponieważ jest bardzo bogaty i wiele może. To dowód na jego spryt i europejską całą gębą zaradność”.
Dziennikarz wielu Bardzo Ważnych Ludzi znał. O innych wielokrotnie słyszał. O ich sprycie i zaradności wzorcowej. Miał o wielu z nich własne zdanie, poparte smutnymi doświadczeniami i twardymi dowodami. Nie kierując się zazdrością ani przekorą, odpowiedział: „Nie! Chyba, że ten zacny człowiek rozda wszystko co ma ubogim, wtedy ja pierwszy znajdę go choćby na końcu świata i przeprowadzę z nim wywiad. I dostanę nagrodę Pulitzera, a pieniądze z niej przekaże na Fundusz dla Bezrobotnych Dziennikarzy”.
Może ów dziennikarz został zwolniony z pracy. Może pielgrzymował po urzędach zatrudnienia. Kto wie. Reporterski magnetofon, to przedziwna skarbona. Wrzuć do niego kilka słów kłamstwa lub prawdy życia.
Lech Galicki
Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo