Labirynt to trasa skomplikowana i nieregularna, z licznymi przejściami, poprzez które i naokoło których trudno bez przewodnika znalezć swą drogę.
OXFORD DICTIONARY
Wizyta pierwsza 23 maja 1988 roku
Drzwi wejściowych do tego budynku jest kilka, ale oprócz jednych, reszta zamknięta jest na głucho. Napis na tablicy: * Dom Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej zbudowano ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia w roku 1983*. Adres: Szczecin, ul. Romera 21/29.
J.P. Jest pionierem. Zdał mieszkanie i trafił tutaj z żoną. Dzieci nie mieli. Trzeba było liczyć się z tym, że na starość potrzebna będzie opieka. Potem same nieszczęścia. Najpierw odjęli mu nogę, a pózniej zmarła żona. Został sam. Ciężko jest – mówi – to otoczenie, te choroby. Oj panie, tak jest niestety, ale innego wyjścia nie ma. A uciec od tego? Gdzie? Dla mnie nie ma ucieczki.
Zaułek końca
Oddział Opieki Przyłóżkowej nie był przewidziany w projekcie architektonicznym. Jest to po prostu kilka zaadaptowanych pokoi. Brak wentylacji, złe oświetlenie, ciasnota, nie najlepsze warunki do kąpieli. Leżą tutaj osoby sparaliżowane. , zniedołężniałe, ze zmianami mózgowymi. Niektórzy zdani są całkowicie na pomoc pielęgniarek.
Wchodzimy do świetlicy. Kilka osób oczekuje na obiad. Starsi ludzie przychodzą z widelcami i łyżeczkami. Dzisiaj będzie barszcz i pierogi. Siedzą i czekają cierpliwie. Trzęsące się ręce i zagubiony wzrok.
F.S. Jest samotny. Mówi, że dobrze mu tutaj. Przeszedł w życiu bardzo wiele, aż nadto. Znalazł tutaj przystań – czystość, opiekę i jedzenie. Nie może narzekać. Mieszka w jednym pokoju z chorymi, którzy się nie ruszają. Pomaga im.
Idziemy do pokoju. Przechodząc obok, zaglądam do innych pomieszczeń. Nieruchome ciała. I wzrok wbity w niewidzialny punkt.
F.S. Mówi: - Przypadki są tutaj bardzo ciężkie, ale oni są cierpliwi. Niektórzy nawet nie wiedzą, że żyją. Mam dwóch cichych kompanów w pokoju. Kaczkę podam, szklankę wody przyniosę. Jeden z nich jest nakryty kołdrą aż na głowę i tylko dwie skurczone paraliżem dłonie stercza w bezruchu.
Przynoszą obiad. Wychodzę.
Po drodze zaglądam do innego pokoju, a tam trzy staruszki siwiuteńkie jak gołąbki, zupełnie jak trzy siostry, pogrążone w beznamiętnym oczekiwaniu.
Przełożona mówi, że tutaj leżą nie tylko pensjonariusze Domu. Trafiają także inni bezpośrednio ze swoich domów, jeżeli tylko oni maja wolne miejsce. Czy zapotrzebowanie jest duże?O, jak bardzo! Ale jeżeli jest ciężki przypadek, to wzywają pogotowie. Szpitale nie chcą ich przyjmować, jeżeli jednak ktoś jest nieuleczalnie chory i dostanie na przykład obrzęku płuc, dusi się, to w takim przypadku starają się o miejsce w szpitalu.
Rozmowy na korytarzach
Umykam spod opieki przewodniczki i staram się dotrzeć do innych, przypadkowo napotkanych osób. Zadaję tylko jedno pytanie:
- Jak tu się żyje?
Ktoś nie chce ze mną rozmawiać, inny mówi:
- Chcę czuć, że jestem lokatorem a nie pensjonariuszem. Następny złośliwie dodaje, że to komedia, cyrk, bo tutaj żenią się staruszkowie. Żenią się i rozwodzą.
W tym domu są dwie strony medalu, jak to w życiu – słyszę z boku.
- Warunki mieszkaniowe, bez zarzutu. Pielęgniarki są mile, a diagnoza przełożonej nigdy nie różniła się od rozpoznania lekarza. Inni mówią zupełnie coś przeciwnego. Jak to możliwe? Ale z kolei są zakazy. Różne. Na przykład oprócz jednego głównego wejścia pozostałe są zamknięte. Że to niby trudno upilnować....Czuję się jak uwięziony...
Urzędnik uważa, że tak musi być ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców i konieczność zapobiegania kradzieżom. Oczywiście, ci którzy ze względu na rozmaite ułomności muszą mieć maksymalnie skróconą drogę do wyjścia – mają klucze. Jeżeli ktoś poprosi i jest to prośba uzasadniona – też je otrzymuje.
- A do dnia dzisiejszego zgłosiło się raptem trzech mieszkańców – mówi urzędnik – chociaż wieść o złośliwym zamykaniu pensjonariuszy hula po wszystkich korytarzach.
Jedzenie. Dla jednych jest dobre, w odpowiedniej ilości, dla drugich to zwykle pomyje, wolą gotować sami. Kolejna ślepa uliczka skrajnych opinii.
Rozmawiałem z pracownikiem socjalnym – Wiesławą Gieras. Pensjonariuszy jest 250, zaś 36 przebywa na Oddziale Opieki Przyłóżkowej. Opłata za Dom wynosi 10 500 zł ( uwaga: wszelkie podane kwoty dotyczą roku 1988 – przed denominacją – przyp. LG). Jeżeli renta jest mniejsza – wówczas tylko 75 procent. Osoby, które są na utrzymaniu skarbu państwa, otrzymują 1000 zł ( tzw. kieszonkowe) i rzeczy w zależności od potrzeb. Są też ludzie, którzy nigdy nie splamili się pracą i siedzą przy jednym stole z kombatantem. Kombatantów to irytuje i złości. Paradoks i zaczyn konfliktów. Bazą do rozmaitych plotek, którymi żyje ten Dom jest fakt, iż w ciągu czterech lat zmieniło się trzech dyrektorów, a każda ze zmian wywołuje emocje i domysły.
Wizyta druga 25 maja 1988 roku
Tym razem sam już odwiedzam pensjonariuszy Domu.
Pani W. mieszka w bloku C. Przydzielono jej pokój dwuosobowy. Jest pionierem, posiada Krzyż Kawalerski, oddala miastu mieszkanie. A tutaj wspólna łazienka, w.c., kuchnia. W bloku A maja pokoje z kuchnią. Tak już jest i chyba tak musi być. Zupełnie nie może zrozumieć, dlaczego kombatanci całkowicie ignorują , unikają wręcz wszystkich, którzy trafili tu za pośrednictwem opiekuna społecznego. Czy oni są innymi ludzmi? Przecież los człowieka różnymi ścieżkami chadza.
R.S. Mówi, że mieli tutaj samorząd mieszkańców domu. Teraz już nie ma. Zlikwidowano. A w regulaminie wyraznie pisze, że mieszkańcy mają prawo do ,, organizowania samorządu, który reprezentowany jest przez radę mieszkańców Domu i działa według odrębnie ustalonego regulaminu,,. Ktoś inny mówi, że samorząd tylko na początku działał dobrze, a potem sam się ,, spalił,,. Krótki spór, podniesione głosy i ponownie błądzimy po bezdrożach różnych opinii.
Albo lekarz wojewódzki. Po otwarciu Domu obiecał, że będzie raz w kwartale wizytował te placówkę, albo uczestniczył w zebraniach mieszkańców. Do chwili obecnej nie pojawił się ani razu. Dlaczego? Przecież pamiętają te słowa do dzisiaj.
Chodzę po korytarzach, pukam do drzwi i słyszę rozmaite pytania przeradzające się często w szepty i krzyki. Pytań jest wiele...
Cóż, każdy wiek ma swoje prawa, każdy taki Dom – swój regulamin. A życie toczy się tutaj na bocznym torze. Dobrze jednak, gdy na uboczu znajdzie się swoją przystań, gdzie ma się pewność, że w ciężkich chwilach można liczyć na pomocna dłoń, a i samotność nie jest taka aż do bólu.
Ale czy znajdzie się przewodnik, który pomoże im odszukać wyjście z wytyczonego przez los labiryntu zagubienia?(cd.- następna strona)
PS. W dniu 10 lipca 1988 roku p.o. dyrektora Domu poinformował mnie że od 1 sierpnia 1988 roku obejmie obowiązki nowy dyrektor tej placówki. Ponieważ działająca tutaj Rada Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego ( PRON) ponownie zwróciła się o ponownie zwróciła się o rozpatrzenie kwestii samorządu mieszkańców, zapewne zostanie ona rozpatrzona. I będzie to jedna z wielu spraw do załatwienia.
Lech Galicki
Aneks 1.
Zdecydowałem się w całości, bez najmniejszych zmian, opublikować napisany przeze mnie reportażLabirynt opublikowany w roku tygodniku Morze i Ziemia, w którym pracowałem na etacie dziennikarskim. Zbieranie materiałów do tego tekstu nie było łatwe. Utrudniano, przeszkadzano, zniechęcano i grożono mi ( przełożona i inni) nawet podaniem mnie do sądu: za nadmierną dociekliwość. Redaktor naczelny tygodnika Morze i Ziemia, wybitny pisarz - pan Ryszard Liskowacki, zapewnił mnie, iż w takiej sytuacji zapewni mi pełną opiekę prawną i zachęcił do ukończenia tekstu. Do procesu nie doszło. Reportaż opublikowano 24 sierpnia 1988 roku.
Aneks 2.
Tekst reportażu Labirynt znalazł się wśród wybranych reportaży w mojej książce tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. DZCE, 2007
Podczas prac redakcyjnych tentato... w lokalnej, szczecińskiej prasie ukazała się następująca notatka, która została w formie Post Scriptum w poczuciu obowiązku dziennikarskiego i zgłębienia problemu symbolicznegoLabiryntu zauważonego i opisanego w roku 1988 włączona w zawartość książki. Oto ona - cytat notatki: ,,W Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej przy ulicy Romera Prokuratura Rejonowa Szczecin – Zachód przeprowadzi odpowiednie postępowanie, aby zweryfikować doniesienia o przypadkach naruszania kodeksu pracy oraz szykanowaniu, terroryzowaniu, a także biciu pensjonariuszy zamieszkujących ( 200 osób) w tym Domu.,,. ( czerwiec, 2006 r.).
I wiele jeszcze zdarzyło się i zdarzy w Labiryncie tego... i bez wątpienia innych takich Domów.
Od końca lat osiemdziesiątych ub. wieku do chwili obecnej zajmuję się, staram się być na gorąco w ciemnej i jasnej strefie tematów społecznych, rozumieć i opisywać w prawdzie: życie i problemy osób, które los stawia w sytuacjach ekstremalnych, a do nich należy m. in. egzystencja w Domach Pomocy Społecznej. A to, na podstawie długiego reportażysty oglądu labiryntu i wiedzy praktycznej, w przekonaniu konieczności traktowania przez osoby odpowiedzialne: z powagą, szacunkiem i kompetencją każdego człowieka, szczególnie w tzw. depeesach – nie jest bajka.
(gal)
Komentarze