Biblioteka Polskiej Piosenki
Biblioteka Polskiej Piosenki
LechGalicki LechGalicki
890
BLOG

Izabela Trojanowska - dwa wywiady w Berlinie ( 2 )

LechGalicki LechGalicki Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Berlin. 2.05.1991 - Panie Lechu, przeprowadzenie ze mną rozmowy jest naturalnie możliwe. Proszę o telefon w tej sprawie, w ten sposób będzie  nam  się łatwiej umówić. Załączam pozdrowienia. Izabela Trojanowska.
18.12. 1991, Berlin


                                                                           Piękny zawód

                                                                        Linia losu artystki

                                                Rozmowa z Izabelą Trojanowską, aktorką i piosenkarką

-  Pani Izo, bardzo proszę, aby dzisiaj,  nasza druga rozmowa  przybrała  oryginalną formę. Ja proszę Panią o wspomnienie, refleksję, przemyślenia związane z Pani profesją, drogą do  uzyskania przez Panią na koniec roku 1991 statusu niezwykle popularnej aktorki i piosenkarki,  ceną osiągnięcia sukcesu... Właściwie  niech to będzie Pani monolog z moimi  ulotnymi tylko,  dyskretnymi, nieodnotowanymi pytaniami, zadziwieniami...

  Izabela Trojanowska:   -  Ściana domu, w którym mieszkałam, była zarysowana rozmaitymi dedykacjami. Proszę sobie wyobrazić, wszystkie niezwykle przyjemne. To się rzadko zdarza. A w tych listach, których worki zostały na pamiątkę, jest tylko kilka z pytaniem: czy pani nie zadziera nosa? Albo: dlaczego pani odeszła od * Budki Suflera*? Pretensje, miłe pretensje. A przy okazji: nie miałam możliwości utrzymania zespołu. Nie mogłam występować tak często, żeby muzycy mogli z czego żyć. No i zaczynały się problemy. Tak było ze * Stalowym Bagażem*. Gdy koncertowali sami, wtedy ludzie krzyczeli: - Gdzie jest Iza? Zespół musiał zmienić nazwę i zaczynać od nowa. A ja przeprosiłam kolegów i podziękowałam im za współpracę. Wiedziałam, że nie zrezygnuję z teatru, z filmu, właściwie z niczego.

  Czy od dziecka chciałam śpiewać? Wcale nie! Marzyłam o rysowaniu. Gdy tylko mama dała mi kredki i kartki, godzinami potrafiłam rysować. Jakieś księżniczki, kwiaty, słońca - świat piękny i pełen optymizmu. Nawet zamierzałam pójść do szkoły plastycznej. Jednak stało się inaczej. Śpiewałam, bo tak chciała moja mama. Bo ja miałam spełnić jej niezrealizowane marzenia. Bardzo pomagała mi stawiać pierwsze kroki. Uczyłyśmy się razem  piosenek Sławy Przybylskiej, Ewy Demarczyk, Anny German. Płytę           * Eurydyki tańczące * znałam na pamięć. Gdy miałam dwanaście lat, mama namówiła mnie, abym poszła do szkoły muzycznej. Nawet załatwiła z panią Bogucką, która uczyła tam śpiewu, żeby wcześniej przyjęto mnie do klasy zerowej. Na początku  miałam kłopoty z solfeżem, ale po roku byłam już najlepsza. Muzyka pochłonęła mnie całkowicie. Należałam do grupy * Po prostu * i jeszcze innego zespołu. Pierwsze występy przed dużą publicznością? To było w Olsztynie, na placu Grunwaldzkim,  przy fosie zamkowej...Potem chór katedralny i marzenie: zostać zakonnicą. Całymi dniami nie wychodziłam z kościoła. Śpiewałam na ślubach, na pogrzebach, znałam wszystkie pieśni, mimo, że siostra Pomerella wciąż podsuwała nowe. No, i jednocześnie wzięłam udział w eliminacjach do festiwalu piosenki radzieckiej. Mama zaprowadziła mnie za ucho, abym spróbowała. Mówiła, że warto. Miałam wtedy trzynaście lat. Dostałam nagrodę, płytę słynnego zespołu * No To Co *, za dobre chęci. Ale za to po roku  dobrnęłam do finału w Zielonej Górze i ... zwyciężyłam! Szalone przeżycie. Miałam tremę, bardzo dużą tremę. Wyobraziłam sobie, że śpiewam dla babci. Ona zawsze mówiła: * Żebym dożyła, żebym dożyła córeczko, gdy ty wystąpisz w telewizji. Koncert finałowy był transmitowany, a ja szeptałam: * Babciu, dożyłaś, zobacz, właśnie występuję*. Mama przyjechała na koncert finałowy. Widziałam, jak siedziała na widowni.

 


Potem zobaczył mnie Andrzej Wajda i zaproponował próbne zdjęcia do * Wesela *. Miałam grać Pannę młodą. Byłam zbyt niedoświadczona, a to przecież odpowiedzialna rola. Mój partner, Daniel Olbrychski, już wcześniej grał Pana młodego. Dostałam dwie strony tekstu. Miałam się go nauczyć na pamięć, gdy robiono mi makijaż. W końcu te rolę zagrała Ewa Ziętek, studentka szkoły teatralnej. I słusznie. Chyba dobrze oceniłam moje ówczesne możliwości.
  W roku 1971 brałam udział w festiwalu sacrosongowym w Olsztynie. Dostałam kwiaty. Wręczył mi je osobiście, dzisiejszy Papież    ( Jan Paweł II - rozmowa:  1991 rok - przyp. L.G.), jako najmłodszej uczestniczce. Tak, pamiętam, piękny bukiet. Jednocześnie zespół * Flotylla*  zaproponował mi angaż i gażę w wysokości ówczesnych 1000 - 6000 złotych miesięcznie. Nie wyraziłam zgody, chociaż były to wtedy duże pieniądze.
  Z Zielonej Góry zostałam zaproszona do Opola. Tam dostałam główną nagrodę za najlepszy debiut. Śpiewałam piosenkę: * O czym marzą zakochani* . Po festiwalu nie chciałam występować na estradzie. Dlaczego?  Bo wszyscy dziennikarze pisali o mnie niezbyt przychylnie. Czytałam w gazetach: *  Na pewno przewróci się jej w głowie*, * Zbyt szybko, zbyt szybko, czy to nie jest jej ostatni autograf?*. To było niesprawiedliwe. Nie przewróciło się mi w głowie. I zdałam egzaminy do Prywatnej Szkoły Teatralnej pani Baduszkowej.     ciąg dalszy - następna strona

   Pewnego dnia zachorowała osoba grająca główna rolę w przedstawieniu * Machiavelli *. Baduszkowa wymyśliła, że ja od razu ja zastąpię. Pani Baduszkowa  była moim wielkim szczęściem. Gdy mówiła o mnie dobrze, to wierzono w mój talent. W szkole zaczynałyśmy zajęcia o ósmej rano. Najpierw balet klasyczny, potem akrobatyka, stepowanie...Codziennie, aż do jedenastej w nocy. Kto nie grał dużej roli w teatrze - musiał statystować, albo śpiewać za kulisami, albo wnosić tacę. Trzeba było zżyć się z teatrem. Tak  mówiła pani Baduszkowa.
   Gdy nadchodziła premiera, spałam w teatrze. Chowałam się i spałam. Chciałam oddychać sceną, chodzić po niej, dobrze ja poznać. Nie bać się jej. Pewnego dnia w teatrze zjawił się reżyser * Strachów *. Zagrałam w tym filmie główną rolę. Na plan filmu przyszedł pan Witold Filller, ktory obejmował akurat teatr * Syrena* w Warszawie. Zatrudnił mnie. * Strachy* kręcono pół roku. Byłam każdą minutę na ekranie. Hotele południowej Polski... Ciężko było. Mój partner, Krzysztof Chamiec, był dobrym kolegą. Pomagał mi. Tak, jak potem w trakcie kręcenia * Kariery Nikodema Dyzmy * - Roman Wilhelmi. Był on nieprawdopodobnie znakomitym aktorem. Gdy ekspresyjnie grał Dyzmę, często musiano go powstrzymywać. Stworzył genialna postać. Pózniej otrzymałam pierwsze propozycje udziału  w Studiu * Gamma*. W tym czasie dyrektorem muzycznym teatru *Syrena* był Ryszard Poznakowski. Napisał piosenki także dla mnie.  Zaśpiewałam dwie. Trzecią postanowiłam zaaranżować rockowo. Pojechałam do Lublina, do Romualda Lipko z * Budki Suflera *. I z jednej piosenki powstał longplay. Koncertowaliśmy dużo.

  Moje życie wtedy? Scena, plan filmowy, estrada, spektakle filmowe w * Syrenie *, film * Blisko, coraz bliżej* ( grałam Hildę Harding), studio nagrań.

   Po zakończeniu współpracy z * Budka Suflera *, śpiewałam ze * Stalowym Bagażem *, potem z zespołem, który zakładałam z Jankiem Borysewiczem. Jeszcze wrócę do *Budki...*. Nasza pierwsza piosenka: * Liczy się tylko  czas*, to była historia! Nagranie teledysku z tym utworem. Ponieważ byłam wówczas osobą niezbyt znaną, w czasie kręcenia zdjęć ekipa  nie miała dla mnie zbyt wiele czasu . Zważywszy na tytuł piosenki, był to swoisty paradoks. Cały dzień z makijażem. Cały dzień na planie, I chyba za pięć dwunasta powiedziano mi, że ktoś ukradł dekoracje i nie można scen zarejestrować. Zawzięłam się i powiedziała: * Mogę śpiewać bez dekoracji *. Pan, który robił te skradzione dekoracje, zlitował się nade mną. Z kilku metrów sznurka ułożył figury geometryczne i powiedział: * Chodz wzdłuż tych linii *. Tak zrobiłam. Uprzedzono mnie, że mam pięć minut. Zdążę - dobrze, nie - inżynier techniczny idzie do domu, gaszą światła,  do widzenia.  Skoncentrowałam się. Światła reflektorów drażniły oczy. Szłam wśród tych sznurków, śpiewałam, płakałam. Po nagraniu powiedziano: genialnie. Gdy przyszłam następny raz, ekipa zachowywała się już  bardzo profesjonalnie.

  Potem zdarzyło się  w moim życiu wiele. Teatr Syrena, Sopot, film, teatr, koncerty, scena...Wyjazd z kraju. Nadal moje życie biegnie szlakiem takich niezwykłych linii geometrycznych losu artystki. Z jednej sceny na drugą. Raz w oślepiającym blasku reflektorów, to znowu w oczekiwaniu za kulisami.

  Moja mama chciała, abym została piosenkarka. Tak się stało.  Nawet więcej. Patrzę na zdjęcie. Kiedyś ona trzymała mnie na kolanach.  Teraz ja mam w ramionach moja córkę. Czy jej los także? Byłyśmy już razem na planie. filmowym. Bedę uważnie Roxannę obserwować. Gdy skończy parę latek, poślę ja do baletu.  Pomyślę także o grze na instrumencie. A jeżeli będzie chciała zostać lekarzem? Cóż, to piękny zawód. Nic nie wiadomo.

  Przypadek gra w naszym życiu jedna z głównych ról.

-  Dziękuję za  spotkania i  rozmowy

Rozmawiał i zapisał: Lech Galicki

Tekst autoryzowany

Zobacz galerię zdjęć:

Film Polski
Film Polski BPP BPP Film Polski ARCH.
LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura