99 lat temu 2. szwadron ułanów Legionów Polskich wykonał wiekopomną szarżę na polach Rokitny.
Kiedy w 1914 roku I Brygada Piłsudskiego walczyła o wyzwolenie Królestwa Polskiego, II Brygada Legionów broniła Węgier i Bukowiny. Po odpoczynku w marcu 1915 r. w Kołomyi została w kwietniu 1915 r. przesunięta ponownie na Bukowinę, w rejon Czerniowiec. W skład II Brygady wchodził 2. i 3. pułk piechoty Legionów, dwie baterie artylerii oraz 2. i 3. szwadron ułanów, tworzące dywizjon ułanów rotmistrza Zbigniewa Dunin-Wąsowicza, wnuka Mikołaja Wąsowicza, uczestnika Somosierry.
Dla strzelców I Brygady 6 sierpnia 1914 roku oznaczał nie tylko początek wojny, ale też dzień przekroczenia granicy imperium rosyjskiego, atak na Rosję. Ostatni wypadek, kiedy regularne wojsko polskie wychodziło z Krakowa na wojnę z Rosją, miał miejsce w roku 1794. I oto teraz dane im było przełamać ten odwieczny kordon. Szli wyznaczać granice Polski.
Żołnierzom II Brygady nie było dane przeżycie takiego momentu w roku 1914. Swoje pierwsze walki toczyli na ziemiach cesarstwa austro-węgierskiego i to na dalekich - w ich odczuciu - tyłach. Nad granicą nieprzyjacielską znaleźli się dopiero w kwietniu 1915 roku, kiedy przewieziono ich na linię frontu bukowińsko-besarabskiego.
Sprawą niezwykle istotną dla zrozumienia całej doniosłości zwycięstwa pod Rokitną jest podział polityczny tych ziem w czasach poprzedzających I wojnę światową. Otóż Bukowina była krajem austriackim, połączonym administracyjnie z Galicją czyli Małopolską. Besarabia była historycznie częścią Mołdawii, zagarniętą przez Rosję jeszcze w roku 1812, obecnie od dawna krajem cesarstwa rosyjskiego. Granica między Bukowiną a Besarabią była więc granicą między Austro-Węgrami a Rosją.
Ponieważ obie prowincje leżały poza granicami Galicji, ich rozgraniczenie państwowe bywało przez Polaków czasami błędnie określane. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale nawet w oficjalnych dokumentach NKN mylnie podawano nazwy wiosek bukowińskich jako besarabskich. S. Czerep na mapce w swojej książce „II Brygada Legionów Polskich” w ogóle nie zaznacza granicy austriacko-rosyjskiej, chociaż rysuje granice Galicji i Bukowiny. Ignorancja w sprawie przebiegu granic lub celowe jej przemilczanie mogło być jedną z przyczyn skutecznego zatarcia historycznego znaczenia szarży pod Rokitną.
II Brygada wzięła udział w ofensywie austriackiej znad Prutu na początku czerwca 1915 roku i w ciągu kilku dni stoczyła szereg bitew i potyczek (Witelówka, Łużany, Szubraniec, Zadobrówka i Szancen). 11 czerwca legioniści dotarli do wschodniego krańca Bukowiny, do granicy rosyjskiej. Na odcinku frontu, obsadzonym przez legionistów, granicę między Austro-Węgrami i Rosją stanowiła rzeczka Rokitnianka (Rokitna), płynąca z północy na południe. Po stronie austro-węgierskiej (zachodniej) znajdowała się wieś Rarańcza (obecnie Ridkiwci ukr.Рідківці), po stronie rosyjskiej (wschodniej), tuż za rzeczką, wieś Rokitna (rum. Răchitna, ukr. Рокитнe). Od rana 13 czerwca piechota 2. i 3. ppLeg próbowała przejść rzeczkę i zaatakować pozycje rosyjskie w Rokitnie. Udało się to częściowo na północnym (lewym) skrzydle, jednak silny ogień rosyjski powstrzymał dalsze natarcie. Legioniści zalegli na skraju wsi i znaleźli się w bardzo ciężkim położeniu, tym bardziej, że sąsiednie oddziały austro-węgierskie nie posuwały się naprzód.
W tej sytuacji, w samo południe 13 czerwca 1915 r., szef sztabu Brygady, kpt. Vagas, wydał rotmistrzowi Wąsowiczowi rozkaz zaatakowania okopów rosyjskich kawalerią. Wąsowicz poprowadził dywizjon od folwarku Bucz na północ, skręcił na wschód, aby obejść wieś dużym łukiem od północy, po przekroczeniu rzeczki pozostawił 3. szwadron w rezerwie na skraju wsi, wydzielił jeszcze patrol do rozpoznania lasku na lewo, a sam na czele 2. szwadronu skręcił w prawo za wsią, minął okopy 3. ppLeg i koło wiatraka ruszył do szarży. Do umocnień rosyjskich było jeszcze około 1 km.
Cztery odrutowane, kryte okopy znajdowały się na niewielkich wzniesieniach za wsią, prostopadle do głównej drogi przez wieś, jeden od drugiego w odległości około 500 metrów. Za ostatnią, główną linią okopów, w rejonie wzgórza Mohiła, znajdowały się stanowiska artylerii rosyjskiej. W szarży brało udział 63 ułanów, uzbrojonych jedynie w szable. (Lance nigdy nie zostały wprowadzone na uzbrojenie w Legionach, karabinki zaś w czasie szarży tylko przeszkadzały). Pierwszy okop był opuszczony, ale z drugiego i trzeciego przywitały ich salwy karabinów piechoty i karabinów maszynowych. Otworzyła też celny ogień artyleria rosyjska. Ułani pędzili więc na pewną śmierć. Piętnastu padło zabitych na polu chwały, między nimi rotmistrz Wąsowicz, ośmiu zaginęło lub dostało się do niewoli. Reszta została na pobojowisku ciężko ranna, potłuczona przez padające konie.
Do czwartej linii okopów dotarło tylko sześciu ułanów, widzieli już stanowiska rosyjskich armat, ale nie mieli siły na kontynuowanie szarży. Przejechali przed okopami nieprzyjaciela pod ogniem, skręcając w prawo, do wsi. Tam, nad rzeczką zbierali się też ranni, którzy zdołali dojść piechotą z pobojowiska. Szarża 2. szwadronu, która trwała 13 minut, przeszła przez 3 okopy rosyjskie, które zostały więc zdobyte, ale nie opanowane z powodu braku współdziałania piechoty. Fakt, że umocnienia rosyjskie nie zostały zajęte natychmiast po szarży (a także strata prawie całego szwadronu), był zaraz po bitwie, a także długo potem (szczególnie po II wojnie) wykorzystywany do poparcia twierdzenia, że szarża była nieudana, niepotrzebna, szaleńcza, rzekomo wręcz szkodliwa dla sprawy polskiej.
Prawda jest zupełnie inna. Rotmistrz Wąsowicz bardzo dbał o swoich żołnierzy, nigdy nie narażał na szwank ich życia bez wyraźnej potrzeby, zawsze oszczędzał „ich szable i konie”. Również 13 czerwca sprzeciwił się decyzji przeprowadzenia szarży kawaleryjskiej na okopy bronione przez karabiny maszynowe i artylerię. Wiadomo było, że umocnienia rosyjskie są bardzo silne, bo pułki legionowe przez 2 dni nie mogły pokonać ich oporu, a skrzydłowe pułki austro-węgierskie nawet cofały się pod naporem Rosjan.
Jednak kpt. Vagas powtórzył rozkaz. Był przełożonym rotmistrza, wydawał tego dnia rozkazy w imieniu dowódcy Brygady. W tej sytuacji polskiemu dowódcy nie pozostało nic innego do zrobienia, jak zasalutować, wsiąść na konia i poprowadzić ułanów do ataku. Wiedział, że uczestnicy szarży polegną, toteż następne rozkazy wydawał tak, żeby zachować przy życiu jak największą ilość żołnierzy, zachować swój dywizjon, który był całą kawalerią II Brygady, połową sił całej ówczesnej kawalerii polskiej.
Toteż trzeciemu szwadronowi rozkazał stać „w rezerwie” na skraju Rokitny. Z pozostałych sił (drugiego szwadronu) wydzielił jeszcze 9 ułanów pod dowództwem wachmistrza Stanisława hrabiego Rostworowskiego do przeprowadzenia patrolu w kierunku lasu na lewo od drogi. Wyznaczył ich po nazwisku, aby byli żyjącymi świadkami zdarzenia. Ci ludzie nie mogli już wziąć udziału w szarży, do której ruszył natychmiast, sam na czele szwadronu. Byli uratowani od śmierci, zostali tylko świadkami bohaterskiej śmierci swoich kolegów i samego rotmistrza.
Wąsowicz postąpił dokładnie tak, jak powinien postąpić wzorowy dowódca: wykonał zadanie najlepiej, jak można było i równocześnie oszczędził tak wielu swoich żołnierzy, jak tylko mógł. Dla przebiegu i wyniku szarży nie miało znaczenia, czy brał w niej udział jeden szwadron czy dwa. Jedyną różnicą mogłyby być tylko o wiele większe straty. Podziału sił dywizjonu rotmistrz dokonał świadomie, zgodnie z regulaminem i sumieniem dowódcy. Dlatego nie można zgodzić się ze spekulacjami S.Czerepa, że dowódca 3. szwadronu mógł nie zrozumieć rozkazu, lub że dotarł do niego rozkaz z Brygady, odwołujący szarżę. Oczywistym jest, że w czasie szarży nie wydziela się rezerw, ale podział dywizjonu został dokonany przed właściwą szarżą.
Bezpośrednim skutkiem szarży było całkowite złamanie morale Rosjan i ich wycofanie się z zajmowanych pozycji w nocy po bitwie. Tak więc szarża była zwycięska nawet w realnym znaczeniu taktycznym. Przyniosła wynik, którego nie mogły dać długotrwałe wysiłki licznych pułków polskich, węgierskich i austriackich: linia frontu została przesunięta z granicy o kilka kilometrów w głąb terytorium rosyjskiego.
Jednak jeszcze większe, wręcz nieporównywalne znaczenie miała ta szarża dla morale II Brygady i całego narodu polskiego. Oto wreszcie II Brygada dokonała czynu, który był bezpośrednim udziałem I Brygady już 6 sierpnia ubiegłego roku: uderzyła na Rosję i przeszła jej granicę. Z tego wiekopomnego symbolicznego znaczenia szarży doskonale zdawał sobie sprawę Wąsowicz, kiedy krzyknął „Dla polskiej kawalerii nie ma przeszkód!” i przeskoczył graniczną rzeczkę. To nie dwumetrowej szerokości strumyk stanowił przeszkodę. On był granicą rosyjską, za którą stała cała potęga niezwyciężonego dotąd imperium. Przeszkoda była wyłącznie moralna: chodziło o pokonanie lęku, który dotąd trzymał w zniewoleniu wielką część społeczeństwa polskiego.
W czasie pogrzebu poległych, w dwa dni później, wachmistrz Stanisław Sokołowski powiedział: „Poszli na okopy, by krwią podpisać miłość Ojczyzny. Niech wiedzą wszyscy – wszyscy - wrogowie Polski, do jakich czynów żołnierz-Polak jest zdolny.” Podkreślił dwa razy słowo wszyscy, nadając mu przez to kluczowe znaczenie: nie tylko nieprzyjaciel, ale i obecny czasowy „sprzymierzeniec
To przesłanie trafiło natychmiast do podzielonego liniami frontu narodu: w ciągu paru dni wiadomość dotarła do Krakowa, Warszawy, Poznania i Wilna i wywołała niespotykany dotąd, entuzjastyczny odzew. W ciągu kilku miesięcy 1915 roku ukazało się ponad 100 wierszy, broszur i artykułów o bitwie. W ciągu następnych latach ukazały się setki wypowiedzi prasowych, analiz wojskowo-historycznych, utworów literackich, dzieł sztuki na temat Rokitny. Bitwa została natychmiast porównana do Somosierry, a w przyszłości miała być porównana do Monte Cassino w „Czerwonych makach”:
„Runęli przez ogień straceńcy, niejeden z nich dostał i padł, jak ci z Samosierry szaleńcy, jak ci spod Rokitny sprzed lat”.
Komuna zmieniła w tym tekście słowo Rokitna na Racławice, próbując nawet w ten sposób całkowicie zatrzeć pamięć Polaków o zwycięskiej szarży.
Dodajmy tylko, że o ile pod Somosierrą nieprzyjacielem byli Hiszpanie i zwycięstwo otwierało drogę tylko do Madrytu, o ile pod Monte Cassino nieprzyjacielem byli skazani na klęskę Niemcy i zwycięstwo otwierało drogę tylko do Rzymu, o tyle pod Rokitną nieprzyjacielem byli Rosjanie – najpotężniejszy zaborca, a zwycięstwo mogło otworzyć drogę do bardzo bliskiej Polski: przed Legionami stał otworem Chocim i Kamieniec.
W Rokitnie do tej pory nie ma pomnika ani nawet pamiątkowej tablicy.
Inne tematy w dziale Kultura