Odkrycie prawdziwego "ja" potrafi zająć bardzo dużo czasu. Niektórym trzeba pomóc, jak Leniuchowa mnie, przyłapując na noszeniu babskich rzeczy. Chwilę słabo się opierałem, że to nie tak jak myśli, lecz prawda była zbyt oczywista: jestem portmonetkowym transwestytą.
Słaba pociecha, że nie ja jeden:
"- A chciała wziąć tę...
- Ach, tę... - szepnął Wokulski biorąc do ręki portmonetkę.
- Ale ja poradziłem jej inną, w tym guście...
- Wiesz co, że to jednak jest ładny wyrób.
- Tamta, którą ja wybrałem, była jeszcze ładniejsza.
- Ta bardzo mi się podoba. Wiesz... ja ją wezmę, bo moja już na nic.:."
No więc portmonetka, a właściwie pugilares rzeczywiście był damski, bo zapinany na motylka. Męski był taki sam, tyle że na suwak, jak rozporek. O istnieniu tego z suwakiem nie wspomniałem żonie, wersja której się trzymam: kupiłem bo było tanie.
Szybko okazało się dlaczego. Przepakowałem zawartość starego portfela: prawko, dowodzik, karta, dowód rejestracyjny... gulp, dowód wystaje o centymetr.

Kur de Balans!
Co za debil wymyślił ten format dowodu. Mam nadzieję, że wziął za to kolosalną łapówę, bo jeśli sto milionów rodaków zmuszonych jest dźwigać portfele o powierzchni stołu do ping-ponga tylko z powodu czyjejś głupoty...
Mili!
Z tego tu miejsca, weźmy się i zróbmy coś, wyślijmy mejle do MSW chyba, do tej całej Schetyny, niech coś zrobi z dowodami rejstracyjnymi, one nie mogą w 21 wieku być sześciostronicową bumagą, jak za cara Mikołaja.
A jak nie podziała, zróbcie jak ja - złóżcie ten papier na pół i git.
Wiem, przy rutynowej kontroli dokumentów jakiś oburzony kapral flak może za takie potraktowanie dowodu odstrzelić mi głowę, ale co tam.
Może jestem transwestytą, ale z jajami do ziemi.