... and counting.
To zła wiadomość.
Dobra to taka, że ich zastrzelono w Modern Warfare 2, a wkrótce zastrzeli się jeszcze więcej w Medal of Honor.
MoH właśnie wylądował na półkach sklepowych i, mimo że w opinii krytyki jest taki sobie, sprzedał się liczniej niż fenomenalna podobno F1 2010. Nic dziwnego, w Formule 1 najfajniejsza chwila to ta, kiedy z porannej prasy dowiadujemy się, że Kubica stanął na pudle. Zresztą telewizje w tym roku nie transmitują już przerośniętych gokartów F1 (kryzys!), tylko puszczają nagrania sprzed dwóch sezonów. Nikt się jak dotąd nie zorientował. ;-)
Co do MoH, jak większość tytułów w tych czasach sprzedaje się mniej więcej po połowie w wersjach na pleja i xboksa, oraz trzy sztuki wersji na peceta. Gra nie różni się prawie niczym od MW2 i Bad Company, rozgrywa się (jak dotąd całej nie przeszedłem) w niegościnnych górach Hindukuszu i jest do tego stopnia konwencjonalna, że z nudów skorzystałem z jedynego wyróżnika pecetowego MoH - obsługi gamepada.
Niejednokrotnie dawałem wyraz obrzydzeniu wobec degeneratów grających w strzelanki padem... ale niewykluczone że stanę się jednym z nich. Okazuje się, że primo po pierwsze strzelanki są robione pod pady, ostatecznie większość _płacących_ graczy ich używa. Primo po wtóre, pad przy całej swej nędzy ma jedną kolosalną przewagę nad myszą: spust. I wibracje.
Doceniam fakt, że półleżąc na sofie mogę porykiwać: "giń psie" cisnąc jednocześnie spust podskakującego w ręku pada. Rozbryzgi krwi na ekranie perfekcyjnych kolorach (plazma) oraz wiernie odtworzone krzyki konających (natural sound [tm] by yamaha) dopełniają złudzenia realizmu. Postęp.

Na zdjęciu: talib w kolejce po MoH.
Inne tematy w dziale Technologie