Weekend konwencji wyborczych czyli w mediach koniuktura dla politologów i komentatorów mniej lub bardziej życzliwych władzy (generalnie życzliwych). Mimo niewielkich różnic przeważał jeden rodzaj komentarzy - otóż konwencje miały być bardzo podobne. Wszyscy obiecują, wszyscy opowiadają bajki dla elektoratu i generalnie wszyscy są tacy sami. Czy rzeczywiście?
Zostawmy te "bajki dla elektoratu" i działanie "pod publiczkę" - trudno, żeby na konwencji wyborczej rozpatrywać naukowe referaty a nie działać "pod publiczkę" kiedy to taki rodzaj imprezy. Jednakowe ani nawet podobne dwie konwencje jednak na pewno nie były (nad trzecią konwencją, tą "mniejszego koalicjanta" nie będziemy się dłużej zatrzymywać). I abstrahując od wszelkich treści nie były jednakowe choćby dlatego, że PiS - bez względu na to czy ktoś sie zgadza z jego programem czy nie - po prostu przedstawiał po kolei swoje pomysły i propozycje. To oczywiście inna sprawa, na ile pomysły wyborcze zostaną później zrealizowane - trzeba wierzyć dla nas wszystkich, że zostaną. Partia opozycyjna po 8 latach odsunięcia nie tylko od władzy ale dosłownie od wszystkiego (niestety, tak się działo - elektorat PiSu po prostu w żaden sposób nie był reprezentowani w instytucjach publicznych nawet w wysokości dużo mniejszej niż jego faktyczny rozmiar) ma jak najbardziej prawo przedstawić swój program i swoje pomysły nawet całkowicie odmienne od rządowych - i nie jest przy tym śmieszna ani newiarygodna.
Na tym tle partia rządząca przez 8 lat i odcinająca się od swej dotychczasowej polityki a w zamian domagająca się radykalnych zmian, jakichś rewolucji i całkowicie nowej polityki robi po prostu wrażenie groteski i karykatury samej siebie. I występujący na konwencji dość dobrze o tym wiedzieli - przy najlepszych chęciach wystąpienie Premier Kopacz przypominało wystąpienie nie tyle na konwencji wyborczej co na stypie. I o ile na imprezie PiSu działacze oraz publiczność dosłownie tryskali energią (konieczną zresztą do przeprowadzenia jakichkolwiek zmian) to na konwencji PO miny były pomiędzy wymuszonymi i wyreżyserowanymi uśmiechami raczej pogrzebowe.
Nie ma sensu pisać, do czego nadawało się przemówienie Pani Premier, w którym jak zwykle sporo czasu poświęciła PiSowi. Oprócz dziwacznych koncepcji z likwidacją ZUSu (co to ma w ogóle być? A co się stanie ze środkami i majątkiem instytucji? Słyszał o tym ktoś w ogóle?) i kilkoma pomysłami żywcem ściągniętymi z propozycji PiSu najbardziej utkwiło w pamięci, że PiS szantażuje i że - mniej więcej, bo to była jakaś istna akrobacja - kościół stoi za PO, PO murem za kościołem ale domaga się przyjaznego rozdziału kościoła od państwa - cokolwiek miałoby to wszystko oznaczać. Tyle z tego można było zrozumieć.
Przemówienie Pani Premier to jednak pół biedy w porównaniu do tego, co zaprezentował były komisarz unijny Lewandowski. Na początku pogromił naród ogólnie, potem poopowiadał historyjki o Fundacji Maciusia czy Bartusia czy czymś podobnym (niezbyt zrozumiałe dla ludzi nieorientujących się specjalnie w życiu fundacji oraz ich prawidłowych czy nieprawidłowych rozliczeniach) i poleciał po SKOKach pośród licznych aluzji i podgryzań pod adresem PiSu. I znów - przy najlepszej woli - rodzą się poważne wątpliwości, czy ktoś postrzegający sprawy publiczne i państwowe z perspektywy Maciusia tudzież kasy oszczędności w powiatowym mieście ma kwalifikacje na zostanie wójtem gminy, o bardziej ambitnych funkcjach nie mówiąc. Ale punkt kulminacyjny nastąpił potem, gdy były unijny komisarz Lewandowski rozpoczął wywód na temat niedożywionych dzieci. I znów przy najlepszej woli - ktoś pokroju Lewandowskiego mówiący w ten sposób o biedzie i niedożywionych dzieciach jest po prostu niesmaczny.
Podobnie musieli to odczytać obecni na sali, gdyż oklaski dla Lewandowskiego były wyjątkowo anemiczne, miny zażenowane i nawet śmiać nie bardzo się chciało. I nic dziwnego - o ile szeregowi członkowie PO nie postradali jeszcze zmysłów do końca, to musieli zdawać sobie sprawę, jaki będzie odbiór społeczny tego mędrkowania. Jedynie Premier Ewa Kopacz siedziała wpatrzona w byłego unijnego komisarza niczym dewotka w biskupa i robiła w jego kierunku szczęśliwe i wręcz modlitewne miny, zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Na marginesie - J.Lewandowski i J.K.Bielecki to politycy, którzy chyba cieszą się najgorszą opinią wśród społeczeństwa, jak Polska długa i szeroka i to niezależnie od pozostałych preferencji wyborczych. I o ile przemówienie Premier Kopacz trąciło stypą, w najlepszym wypadku mową pożegnalną, to wystąpienie Lewandowskiego było po prostu kompletnym odlotem od wszelkiej rzeczywistości.
A my wszyscy miejmy nadzieję, że - odpowiednio do nastroju nie dającego się przykryć żadnymi sztuczkami technicznymi ani propagandowymi - były to faktycznie przemówienia pożegnalne.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka