Miły weekend z bliskimi mi osobami. W dodatku - co również nie jest niemiłe - o podobnych poglądach politycznych, bo nawet bliscy bywają różni. W Warszawie manify - czyli partie odsunięte właśnie od władzy decyzją wyborców podważają tę decyzję twierdząc, że to zamach na demokrację. W tle po raz kolejny Trybunał Stanu, którego znakomita większość obywateli ma po prostu po dziurki w nosie. Do tego okrzyki "Andrzej Duda musi odejść!" - dlaczego niby, tego nikt nie wyjaśnia. Rozumiem więc że dlatego, ponieważ panu Petru, panom z PSLu (ledwo prekroczyli próg wyborczy) i pani Nowackiej (progu nie przekroczyła) po prostu tak się podoba,
Potem seria histerycznych wrzasków - Petru krzyczy, że to już ostatnia legalna manifestacja w Polsce (chce go ktoś zdelegalizować, aresztować czy jak?), pani Nowacka krzyczy też coś ale już nie bardzo słucham, bo akurat kawa się zaparzyła. Potem komentarze, komentarze, komentarze - na wszystkich kanałach. Mędrcy i eksperci nie wiadomo od czego analizują, komentują, pouczają i wykręcają. A to społeczeństwo, a to demokracja, a to Kaczyński nie rządzi ale rządzi, a to Francuz czy Niemiec źle na nas patrzy - i tak w kółko, na okrągło.
No i tak dalej siedzimy sobie i słuchamy tych relacji z manify. I tu nastąpi krótki rys genealogiczny moich bliskich - nie uprawiam tego na co dzień ale spójnośc notki wymaga kilku informacji. Więc siedzi sobie obok mnie Mama, pochodząca z jednego z najstarszych małopolskich rodów, z kilkoma historycznymi nazwiskami w poczcie przodków. Jej Ojciec i jego bracia pokończyli przed wojną dobre szkoły i uczelnie. Dwie jego siostry także skończyły jeszcze przed wojną studia, dwie kolejne bardzo dobre szkoły. Moja Babcia - pochodząca ze spolonizowanego rodu ruskiego (też kilka historycznych nazwisk w rodzinie) ukończyła dobre prywatne gimnazjum, była działaczką harcerstwa i Towarzystwa Kajakarskiego w swym mieście (ostatnio nawet zainteresowało się tym lokalne muzeum) a w czasie IIwś żołnierzem AK. Pasjonowała się podróżami - przed wojną odbyła sporo ciekawych wycieczek a jej ulubioną lekturą była "Czarodziejska Góra" Tomasza Manna.
I siedzi sobie jeszcze z nami starsza ode mnie kuzynka (doktorat z bardzo trudnej dziedziny przyrodniczej), z którą zawsze się świetnie rozumiałyśmy i lubiłyśmy a obecnie podzielamy poglądy na wiele spraw. Jej rodzina to jeden z większych i znaczniejszych rodów dawnej Guberni Mińskiej, po Iwś na terenie IIRP, kilka osób na wyskokich stanowiskach państwowych. Mama - od kilkunastu lat nieżyjąca - absolwentka Sorbony, ojciec - absolwent jednej z polskich uczelni (wszystko oczywiście przed IIwś). I tak sobe słuchamy z pewnym znużeniem publicystycznego bełkotu w wykonaniu "ekspertów" na jednej ze stacji telewizyjnej (nie pamiętam wprawdzie na której ale to i tak wszystko jedno). Aż w pewnym momencie dowiadujemy się ze sporym zdziwieniem czegoś o sobie.
Otóż zdaniem mądrali w TV jesteśmy inteligencją pochodzenia plebejskiego. No tak - wyraźnie jakiś gość powiedział, nie przesłyszałyśmy się. Tych maszerujących z Petru, Nowacką i Neumannem popiera inteligencja jakiegoś innego, szlachetniejszego ponoć sortu - dalej było dość mętnie, liberalna chyba czy coś takiego. A PiS popiera inteligencja pochodzenia plebejskiego. I jeszcze dodali o nas, że my najpierw to trzymamy z jakims ludem, bo z tego ludu jesteśmy a potem, jak tam się trochę odkujemy i ucywilizujemy, to się wtedy jakoś tam oddzielamy od tego ludu i zaczynamy patrzeć nań z góry czy coś takiego podobnego - bełkot był straszliwie mętny i trudny do wiernego powtórzena. I oto zdiagnozowała nas jakaś mądrala, zapewne wywodząca się z "inteligencji lepszej".
Więc ja na to wszystkim inteligentom lepszym, tak zwanym (samozwańczo) liberalnym odpowiem: Uważajcie, bo zdradza was ordynarna pogarda okazywana drugiemu człowiekowi, która nie jest właściwa żadnemu z nurtów polskiej inteligencji. Jest za to właściwa zwykłym parweniuszom. I pojęcia "parweniusz" nie należy mylić z ludźmi pochodzącymi z biednych rodzin, którzy ze względu na posiadane talenty i ciężką pracę potrafili się w różnych dziedzinach wybić. Typowych parweniuszy w Europie postkomunistycznej charakteryzuje wyniesienie na wyższe pozycje społeczne nie dzięki talentom osobistym czy jakiejś szczególnej wiedzy/umiejętnościom, itp. a wyłącznie dzięki służalczości wobec kolonialnej/postkolonialnej władzy. A ich typowy rys osobowościowy to właśnie pogarda wobec wszystkich i wszystkiego, co nie mieści się w kanonie wartości władz, która wyniosła ich na wysokie pozycje. I obsesyjne myślenie o tym, co powie i co napisze o nich Francuz (albo Niemiec).
W każdym razie diagnoza, że jest się dziś nie razem z jakimis samozwańczymi sitwami a razem z ludem, czyli z "demosem", który korzysta z przysługujących mu w demokracji praw to dla każdego inteligenta komplement i powód do dumy.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka