Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1832
BLOG

Galerie handlowe i ochrona, która nie chroni

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 54

       Niedawno Polską wstrząsnął atak nożownika w galerii handlowej w Stalowej Woli. Wszyscy zastanawiali się wówczas, dlaczego napastnik nie został dużo szybciej obezwładniony, skoro przecież galerie handlowe są dosłownie naszpikowane tzw.”ochroną”. Tu i ówdzie wskazywano na patologie branży ochroniarskiej a w notce „Nożownik ze Stalowej Woli. Ochrona nie działa. I tak zostanie” z 21.10.17 opublikowanej na Salonie24 ustosunkował się do tego również Krzysztof Wołodźko. Dyskusja wokół tragicznego wydarzenia, powyższy wpis oraz niedawne doświadczenie w jednej z warszawskich galerii handlowych zainspirowały mnie do skreślenia kilku słów od siebie.

       Żyjemy w niespokojnych czasach – w całej Europie pełno jest agresorów wszelkiego rodzaju gotowych do stosowania terroru (czy to na tle islamistycznym czy na zlecenie mocodawców czort wie skąd - w Polsce na szczęście jest tego mniej ale wykluczyć niczego się nie da) a i wariatów i niepoczytalnych wszelkiego pokroju coraz więcej. Tak więc pożądane jest wszystko, co zwiększa poczucie bezpieczeństwa obywateli w przestrzeni publicznej – od monitoringu poprzez wszelkiego rodzaju utrudnienia techniczne po fizyczną obecność funkcjonariuszy policji czy pracowników ochrony. Galerie handlowe są miejscem szczególnie narażonym na ataki i dlatego powinny być w szczególny sposób pilnowane. A jak to wygląda to w praktyce? Oto moje niedawne doświadczenia.

       Duża galeria handlowa w centrum Warszawy. Z opinii Warszawiaków wiadomo, że nie jest specjalnie lubiana – ludzie wolą robić zakupy w innych galeriach czy w innych miejscach – tam, gdzie jest spokojniej i gdzie nie kłębią się tłumy turystów i przyjezdnych. Prawie każdemu zdarza się jednak od czasu do czasu trafić właśnie tam. Nie tak dawno trafiłam tam i ja.

      Wchodzę do ponadwymiarowego obiektu w stylu szklano-stalowo-marmurowym. Już przy wejściu plącze się kilku „ochroniarzy” w mundurkach. Wiek różny – młodsi i starsi. Łączy ich dość znudzony wyraz twarzy. Idę dalej i ciągle pojawiają się kolejni, czy to gdzieś między sklepami, czy przy ruchomych schodach. Mniej więcej dwa miesiące temu ukradli mi w tym miejscu coś z plecaka. Oczywiście nie trzymam tam nigdy niczego ważnego, najwyżej jakieś zakupy – akurat tego dnia włożyłam do plecaka torebkę ze świeżo zakupionymi kosmetykami. Złodziej musiał być sprawny – otworzył suwak na ruchomych schodach i wyciągnął jedyną w miarę atrakcyjną rzecz pomiędzy papierzyskami, chusteczkami higienicznymi i starymi adidasami na zmianę. Podobno na tych ruchomych schodach w tłumie ciągle kogoś okradają, nie tylko z kosmetyków ale i z dużo cenniejszych rzeczy. Wszyscy o tym wiedzą i mówią –  a ochrony jakoś tam nie ma, monitoring najwyraźniej też nie pomaga. Można się zapytać, po co w takim razie to wszystko.

       Idę dalej i przy różnych sklepach znów widzę „ochronę” w mundurkach. Wchodzę do globalnej odzieżowej sieciówy – zwykle unikam takich lokali ale potrzebna mi na gwałt biała bluzka i za czorta nigdzie nie mogę znaleźć nic odpowiedniego. Przy wejściu chwila grozy – nagle buczy i dzwoni z mojej torby. Natychmiast domyślam się, co się dzieje – w poprzednim sklepie dziewczyny nie wykręciły mi zabezpieczenia. Nie mam jednak więcej czasu na myślenie, gdyż widzę, że natychmiast pojawia się koło mnie „ochroniarz” – około trzydziestoletni, rosły facet o dość bucowatym wyrazie twarzy. Nie podchodzi jednak do mnie od razu a obserwuje mnie, szczęśliwy zapewne, że zaraz złapie złodzieja. Najwyraźniej ma na dodatek nadzieję, że za chwilę coś jeszcze ukradnę na jego oczach. Obserwuje mnie w sposób ostentacyjny, chamski i idiotyczny, dosłownie czuję jego szyderczy wzrok na sobie. Jest na tyle debilny i niedouczony, że nie zakłada najwyraźniej żadnej pomyłki czy nieporozumienia (wygląd mam raczej dość „porządny” i solidny, zdecydowanie niewskazujący na skłonności do kradzieży tanich ciuchów więc prawdziwy profesjonalista założyłby na początku właśnie ten wariant, zapewne podszedłby do mnie i uprzejmie poprosił o wyjaśnienie nieporozumienia). Zastanawiam się chwilę, co mam robić. Czy walnąć mu od razu reklamówką z kwitkiem, niech sobie buc sprawdza? Czy jednak dalej robić swoje - czyli przeglądać bluzki na wieszaku i udawać, że nic się nie dzieje? Decyduję się na drugi wariant i przeglądam bluzki, paskudztwa zresztą kompletne. Facet cały czas gapi się bezczelnie to na mnie, to na te wstrętne bluzki pełne krawieckich uchybień i musi oczywiście widzieć, że jednak nie kradnę żadnego z tych jego rarytasów.

       Dalej dzieje się dokładnie to, co przewidziałam przeglądając nieudaczną konfekcję. Przy wyjściu znów dzwoni to samo, co dzwoniło przy wejściu a facet doskakuje do mnie z triumfalną miną. Zagradza mi drogę tak, że jego spore cielsko prawie mnie dotyka a następnie każe wszystko pokazać. Chwilę waham się, choć jestem dość zdenerwowana – atak ochroniarza pod okiem innych klientów nie jest przyjemny. Właściwie mam ochotę go zwrzeszczeć, żeby cham jeden natychmiast odsunął się ode mnie na przyzwoitą odległość (nie wiem zresztą, czy coś takiego jest w jakiś sposób zdefiniowane prawem, wiem, że definiują to dobre obyczaje oraz psychologia), bo w przeciwnym razie zawołam kierownictwo. Mówię mu jednak w końcu rzeczowym i chłodnym tonem, żeby się ode mnie odsunął na kilkadziesiąt centymetrów, bo chodzi najprawdopodobniej o pomyłkę ze strony galerii. Gdy widzi, że wyciągam reklamówkę do pokazania, cofa się nieco obdarzając mnie jeszcze bardziej złośliwym i bezczelnym uśmieszkiem. Daję mu reklamówkę, a niech sobie szuka i wyciągam paragon z torebki. Bez słowa, za to ze wściekłą i agresywną gębą oddaje mi wszystko.

- I nic? Przecież to z powodu galerii zostałam narażona na nieprzyjemności. Widzę, że w każdym razie trzeba to miejsce omijać. – Pozwalam sobie na kąśliwą ale jak najbardziej uzasadnioną uwagę.

- Nikt nie każe pani tutaj przychodzić i kupować! – Słyszę na odchodnym życzliwą radę od galerii/firmy odzieżowej/firmy ochroniarskiej (właściwe wybrać – jakoś wszyscy wymienieni najwyraźniej podpisują się pod taką formą pracy).

- Dziękuję, skorzystam i w przyszłości będę kupować gdzie indziej.

       Co do ostatniego nie jestem przekonana, gdyż znając życie i jego skomplikowaną logistykę znów zapewne kiedyś trafię w to nieprzyjazne miejsce. Lecę za to wściekła do poprzedniego sklepu odzieżowego, gdzie zapomnieli mi wykręcić zabezpieczenie, rzucam na ladę trefną sztukę z kwitem i żądam, żeby zrobili z tym porządek. Dziewczyny widzą, że jestem wzburzona (dopiero teraz tak naprawdę, bo w konfrontacji z bucem starałam się zachować zimną krew) i przepraszają mnie. W końcu daję się uspokoić, ostatecznie każdemu może się zdarzyć w pracy, że w stresie czegoś zapomni. Już spokojniejsza zaczynam z nimi rozmawiać – opowiadają mi, że ciągle zdarzają się „z nimi” (znaczy z „pracownikami ochrony”) tego rodzaju nieprzyjemne historie, są aroganccy, nieprzyjemni i niezbyt pożyteczni, bo jak się coś naprawdę dzieje – jakaś kradzież czy awantura, to po prostu ich nigdy wtedy nie ma i bezbronni pracownicy muszą sobie radzić sami. To samo opowiada mi pani w jednym ze stoisk spożywczych a następnie barmanka w kawiarence, gdzie idę nieco uspokoić nerwy. Wszyscy mają ich dosyć, słyszę m.in. historię, jak kiedyś doszło do jakiejś większej kradzieży i ekspedientka wybiegła za złodziejem z jednego ze sklepów. „Ochrona” natomiast przyglądała się całej scenie i ani myślała ruszyć na pomoc.

       Miałam jeszcze zajść do Empiku ale rezygnuję. Mam dosyć przybytku i nerwów, czy znów coś gdzieś nie zacznie mi dzwonić i czy nie doskoczy do mnie jakiś typ. A płyt w domu w końcu mam dosyć, na uspokojenie znajdzie się coś stosownego. I  tak przez te awantury straciłam zbyt dużo czasu. Opuszczam niesympatyczne miejsce przez kolejne bramki antykradzieżowe i koło kolejnych „ochroniarzy”. Do domu biorę taksówkę, na dziś wystarczy a w dodatku przez wyjaśnianie „nieporozumień” zrobiło się późno. Taksówkarz opowiada mi, że na to miejsce wszyscy się skarżą. Handlowcy, bo mają dużo mniejsze obroty niż w innych galeriach – masa ludzi przychodzi tylko się gapić a nie kupować a w dodatku ciągle zdarzają się kradzieże. Skarżą się i klienci, bo grasuje pełno kieszonkowców i ciągle kogoś okradają. I wszyscy od dawna o tym wiedzą. I nic. Ale ochrona za to „działa”. I jest bardzo widoczna. Stanowczo za bardzo.

      


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo