Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1554
BLOG

Między Auschwitz a Warszawą - kto pilnuje bezpieczeństwa?

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 73

       Jesteśmy po uroczystościach w Auschwitz i przed jutrzejszymi, warszawskimi. Nie mam zamiaru odnosić się do tematu jako takiego – po prostu mam dosyć a większość wypowiedzi powoduje raczej mdłości niż jakąkolwiek chęć do zabierania głosu. Trudno – w sensie normalnej dyskusji temat został „załatwiony” i lekko się tego nie odkręci, nawet przy dobrych chęciach. Można jedynie przewidzieć, co będzie jutro – a będzie zapewne to, co zwykle. Czyli ktoś wykorzysta uroczystości do dowalenia Polakom, że mordowali Żydów (jak będzie łagodnie to tylko mordowali a jak mniej łagodnie, to będzie, że mordowało Państwo Polskie i jego instytucje a władze popierały – czy coś podobnego). Ktoś inny wykorzysta uroczystości, żeby się publicznie wyprodukować i dołożyć Żydom, co natychmiast będzie dawane za przykład polskiego antysemityzmu. Jeszcze ktoś inny dołoży Prezydentowi, że się podlizuje Żydom a kolejny dołoży PiSowi i rządowi, że realizuje „żydowską rację stanu”. Nie dziwi więc, że normalni ludzie po prostu omijają te rewiry szerokim łukiem. Nie wiem, czy o to właśnie chodziło inicjatorom zadym ale wyszło co wyszło.

       Po przydługim wstępie przechodzę teraz do tego, co zajmuje mnie od uroczystości w Auschwitz i czego się po prostu boję w związku z jutrzejszym dniem (i z każdymi kolejnymi uroczystościami). I nie są to wcale nawalanki, kłamstwa i bluzgi, do których – niestety – wszyscy już przywykliśmy. Są to dwie rzeczy jak do tej pory zupełnie niezauważone przez piszących i komentujących. Trudno powiedzieć, czy przez zwykłe przeoczenie czy specjalnie - pewnie, że efektowniej a może i bardziej dochodowo jest wrzeszczeć o „polskich kolaborantach”, o „Prezydencie – zdrajcy” czy o „PiSie na żydowskim pasku” zamiast punktować po kolei błędy i konkrety. Z tego ostatniego ani kasy ani stanowiska na pewno nie będzie, mogą być najwyżej wyzwiska i niezrozumienie.

       A więc – po pierwsze – od sympatycznego pana Danielsa (różnie tam o nim mówią ale nie zajmujmy się sprawami tajemnymi, na które i tak nie mamy żadnego wpływu – zapewne człowiek ma dobrą wolę i pracuje na rzecz poprawy stosunków) dowiedziałam się na łamach którejś z gazet, że był zgorszony tabliczkami pozostawionymi na trasie Marszu Żywych w Auschwitz z anglojęzycznym tekstem „Polskie obozy koncentracyjne”. Oczywiście też jestem zgorszona ale dużo bardziej przestraszona, że uroczystość takiej wagi nie jest odpowiednio pilnowana. Zakładam, że tabliczki zostawiła jakaś izraelska smarkateria (to wariant najbardziej prawdopodobny, wszystkie inne byłyby jeszcze gorsze) na zlecenie/za zachętą kogoś tam. Jeżeli tak było, to nie rozumiem, dlaczego w ogóle dowiaduję się o tym od pana Danielsa i dlaczego służby pilnujące uroczystości nie podbiegły od razu do „dowcipnisiów”, nie skonfiskowały tabliczek a sprawy nie skierowały do kolegium (nie z powodu ustawy o IPN a z powodu pospolitego zakłócenia porządku i zagrożenia bezpieczeństwa – na takich uroczystościach z udziałem prezydentów państw nie wolno nikomu zostawiać sobie w miejscu publicznym i ochranianym, co mu się podoba). Jeżeli już w ogóle polski obywatel o takim czymś się dowiaduje z prasy (bo to w ogóle nie powinno być tematem dla prasy – powinno być zwinięte i tyle), to o całym zajściu powinien się najwyżej dowiedzieć w formie suchej notatki, że „tyle i tyle razy doszło do próby naruszenia porządku, konsekwencje zostaną/zostały wyciągnięte…” - itp. A zamiast skutecznego i sprawnego zadziałania o mały włos nie było kolejnej awantury, i tak dobrze, że sprawa przeszła trochę bokiem. Gwoli sprawiedliwości przyznaję, że nie wiem dokładnie, jak wygląda organizacja tych uroczystości. Nie wyobrażam sobie jednak, że teren muzeum czy przemarszu jest aż tak eksterytorialny, że np.kierownictwo muzeum czy organizator nie wpuszcza polskich służb a porządku pilnują jedynie służby izraelskie. Tak czy tak jest to zupełnie niezrozumiałe i po prostu boję się, czy np.na kolejnych uroczystościach nie pojawią nagle się tabliczki z napisami „Juden raus” czy „Żydzi do gazu”, które następnie będą pokazywane w telewizjach całego świata jako przykład polskiego, morderczego antysemityzmu. Może i przesadzam ale po tym, jak usłyszałam, że na tak „dobrze” pilnowanej imprezie można znaczyć szlak antypolskimi tabliczkami, wcale nie wydaje mi się to niemożliwe. Odpowiedzialni za organizację ze strony polskiej powinni się nad tym poważnie zastanowić i podjąć odpowiednie kroki – ostrzegam, że przy następnej wpadce już nie będę tak umiarkowana w ocenie.

       Kolejna sprawa – tłumaczenie przemówienia Izraelskiego Prezydenta, koszmarne zresztą (skąd wzięli tę dukającą niewiastę? – nie wiem, czy to było bezpośrednio z imprezy czy własne tłumaczenie telewizji, tak czy tak było to dukanie zupełnie nie budzące zaufania do jakości przekładu). I wszyscy natychmiast ochoczo włączyli się w kolejną awanturę. Powiedział – nie powiedział – co powiedział. A może powiedział tak. A może jednak powiedział nie tak. A powiedział a Prezydent RP nic, tylko jeszcze mu się podlizuje. A Prezydent (nasz) to powinien – a Prezydent to nie powinien. A nie powiedział ale prasa to napisała, że powiedział. Szanowni Państwo, przecież to wszystko razem wzięte to jest jakiś horror wzięty żywcem z „państwa teoretycznego”. Nie wiem, czy afera wokół przemówienia była jakąś kolejną prowokacją mającą wywołać niepokój w Polsce czy nie – wtedy oczywiście niezrozumiałe i fatalne tłumaczenie miałoby sens (przy kiepskim przekładzie zawsze jest łatwiej manipulować i ściemniać). Po prostu i zwyczajnie - tego nie wiem. Chciałabym wiedzieć jednak coś innego - czy państwa nie stać na zatrudnienie własnego, dobrego i kompetentnego tłumacza nawet w przypadku, gdy chodzi o dość rzadki język (nie izraelskiego, nie telewizyjnego, tylko własnego, czyli zatrudnionego przez oficjalną polską instytucję)? Czy możliwe jest, że Prezydent RP bierze udział w uroczystościach bez polskiego, urzędowego tłumacza z MSZ czy z innej stosownej instytucji a potem nie wiadomo, co kto powiedział w języku, którym faktycznie mało kto włada? I że potem jakaś izraelska gazeta przejmuje rząd dusz nad Polakami i trzyma ludzi, polityków i dziennikarzy w szachu, co kto powiedział-nie powiedział? Przy całym szacunku ale to jest chore. Więc albo był polski, kompetentny tłumacz – to wtedy powinno być jednoznacznie jasne, co kto powiedział i powinno to zostać konkretnie zakomunikowane. Albo organizator nie zapewnił kompetentnego polskiego tłumacza i faktycznie nikt nie wie, co było mówione. W takim razie wtedy można jeszcze tylko wznosić ręce do nieba w błagalnym geście i prosić Opatrzność o litość nad nami.

       Czy ktoś rozumie, co tam się działo i kto tam pilnował porządku a przede wszystkim bezpieczeństwa, także i bezpieczeństwa Prezydenta RP? Bo po tym wszystkim, niestety, widać, że droga od państwa teoretycznego do państwa prawdziwego jest przed nami jeszcze bardzo daleka i wyboista. Oby jutro ktoś znów nie zapragnął sprawdzać, czy się potkniemy albo czy wręcz nie polecimy i nie rozbijemy sobie głowy.


P.S. Wszystkim wyjaśniam po raz kolejny, że będę w dalszym ciągu wychwytywała błędy i rzeczy wręcz groźne i pisała o tym. Informuję również, że moim celem nie jest szkodzenie obecnej władzy (gdyby tu się zjawił ktoś równie nawiedzony co mniej pojętny) a poprawa tego, co trzeszczy. Pisząc obłudne hymny pochwalne tego się nie osiągnie, można to osiągnąć jedynie pisząc prawdę i dzieląc się krytycznymi spostrzeżeniami.


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka