Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
5258
BLOG

17 września, czyli sowiecka akcja charytatywna

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

       Jedna z najtragiczniejszych dat w historii Polski ale nie tylko – to właśnie od tego momentu zaczął się upiorny, czerwony pochód na zachód, którego fatalne skutki odczuwane są w naszej części Europy do dziś. Efekt bezpośredni – setki tysięcy czy nawet miliony niepoliczonych dokładnie ofiar (jako przykład matactw dotyczących liczby ofiar mogę podać szacunki liczby deportowanych – między 320tys.wg danych sowieckich a 1,5 mln wg ustaleń historyków brytyjskich – nie rozwijam jednak tutaj tego wątku, gdyż to temat na odrębne i bardzo obszerne opracowanie), całkowita grabież majątku ruchomego i nieruchomego i zniszczenie tkanki społecznej. Są znane i mniej znane aspekty sprawy – niektóre z nich doczekały się już solidnych opracowań, wiele dopiero czeka, aż może ktoś się nimi zajmie. Czy to nastąpi – trudno powiedzieć, gdyż zbyt obszerna wiedza o tamtych zbrodniach ciągle jeszcze, po 80 latach, niektórym przeszkadza – ciekawe dlaczego… (wątek bardzo rozwojowy – czekam i cieszę się z interesujących komentarzy) 

       Tymczasem na Wschodzie jak zwykle – załganie i obłuda. Ręce opadają. Właśnie od wczoraj czytam, że agresja przeciwko Polsce i dokonana w jej następstwie zbrodnia na obywatelach IIRP to żadna agresja i okupacja tylko taka sobie sympatyczna akcja charytatywna. Cel też szlachetny - ochrona ludności. No tak, jedną część ludności tak sobie charytatywnie wymordowano, inną wysłano w ramach akcji dobroczynnej na Syberię czy do Kazachstanu, skąd spora część – nie wiadomo dokładnie jaka – nie wróciła. No ale w ramach akcji charytatywnej zrobiono ludności białoruskiej i ukraińskiej dobrze – tak przynajmniej od wczoraj bębnią jakieś rosyjskie oficjalne wykładnie. O tym, że w ramach owej wrześniowej akcji charytatywnej wymordowano również oficerów i funkcjonariuszy pochodzenia białoruskiego czy ukraińskiego jak również i duchownych prawosławnych czy greckokatolickich, o tym, że wśród deportowanych znalazły się osoby pochodzenia białoruskiego czy ukraińskiego, piewcy sowieckiej dobroczynności już tak chętnie nie bębnią. No cóż – kilka przypadkowych trupów to w końcu nic takiego, „szkody kolateralne” chyba ktoś to kiedyś nazwał, ważny jest ogólny, humanitarny cel. A ten przecież w końcu został osiągnięty – ilość ofiar i zniszczeń pokaźna, rozmiar zagrabionego majątku również. Jest powód do dumy. 

       Jakby tych miłych wspominków z Moskwy było mało, głos dały dodatkowo jakieś oficjalne czynniki z Białorusi. 17 września to wielki dzień, zjednoczenie narodu, DoRzeczy pisze wręcz o „dniu szczęśliwym” w ujęciu tamtejszych piewców sowieckich porządków. Pewnie, cały naród wreszcie szczęśliwy, zjednoczony i w sowieckim dobrobycie, nie to co jakieś tam polskie, pańskie porządki. Jakiś gość ogłasza nawet, że dopiero za Sowietów mógł rozkwitać język białoruski – co nawet, wyjątkowo w tej całej narracji, nie jest rażącą nieprawdą. Fascynujące jest jednak to, że ów gość posługuje się językiem… rosyjskim. I taka właśnie wiarygodna jest ta wersja o przyjemnej akcji charytatywnej.

       Tyle szczęścia i dobra miał wg tych sowieckich propagandzistów przynieść ludności 17 września a jednak coś tam nie pasuje. Tak sobie przypominam stare, rodzinne historie - otóż mąż siostry mojego Pradziadka był z pochodzenia Białorusinem. Ot, taka drobna szlachta z terenu Księstwa Litewskiego, dziś Białoruś. Część była nawet jeszcze prawosławna, mówili ładnie po polsku ale też – o ile pamiętam jakieś stare rodzinne historie – ktoś mówił i po białorusku. Nosili piękne, kresowe nazwisko, faktycznie z rdzeniem bardziej wschodnio- niż zachodniosłowiańskim. Nie pamiętam jednak żadnej historii rodzinnej, żeby od 17 września 1939 roku czuli się szczególnie uszczęśliwieni ale może coś przeoczyłam. W ogóle ta rodzina, poza dziećmi owej ciocio-babci, które rozjechały się po innych regionach Polski, zupełnie zniknęła po tej wrześniowej akcji charytatywnej i nie odnalazła się więcej. I jak to na tamtym terenie było normalne – archiwa zniknęły również, zniknął kościół i cerkiew, zniknął cmentarz i w ogóle zniknęło wszystko. Zagnieździła się za to i pozostała sowiecka legenda, że Armia Czerwona ich nie tylko ochroniła ale i uszczęśliwiła.  

       I na tyle spontanicznych refleksji o tym, co sobie posłuchałam i poczytałam wczoraj na temat 17 września 1939 roku. Jeżeli zamiarem neobolszewii było szarpnięcie nerwów piszącej tutaj właśnie blogerki, to muszę przyznać, że udało się, ambitny cel jakoś zrealizowali. Nie na długo oczywiście, dziś wieczorem idę się modlić za Ofiary tej i innych sowieckich zbrodni więc harmonia, równowaga i właściwe miejsce bohaterów i zbrodniarzy zostaną przywrócone.  

Z mojej bliższej rodziny po 17 września 1939 roku zginął na Wschodzie brat dziadka, oficer zawodowy WP (ostatnie znane miejsce pobytu to Warszawa a potem Lwów), jego żonie udało się uciec ze Lwowa do rodzinnego majątku w GG. Ponadto najmłodszy brat pradziadka oraz jeden z jego bratanków – również zawodowi oficerowie WP (figurują na listach katyńskich). Dziś wspominamy i modlimy się za Nich i za wszystkie Ofiary sowieckich zbrodni. 


P.S. Obecność sowieckich i innych trolli jest tutaj niepożądana, ich komentarze będą usuwane a byty banowane.


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka