letni letni
628
BLOG

Wojna kulturowa w kulturze

letni letni Popkultura Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Wojna kulturowa trwa w najlepsze. Wraz z podziałem politycznym Polaków odbywa się podział w kulturze: Oba plemiona mają swoich aktorów, pisarzy, poetów, muzyków, piosenkarzy, kompozytorów czy reżyserów. Wiadomo: jak ktoś idzie do kina obejrzeć „Sztukę kochania” czy „Pokot”, to nie pójdzie na „Roja” i „Smoleńsk”. I odwrotnie. Jednym słowem: albo Opole/Kielce albo Sopot.

Powyższy obrazek wygląda klarownie, ale – moim zdaniem –  jest fałszywy. Pomimo, być może, istniejącej korelacji między wyborami kulturalnymi i tymi przy urnach, nie jest tak dobrze/źle, by konieczne było utworzenie dwóch Ministerstw Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tym bardziej, że artyści jednoznacznie kojarzeni z dzisiejszą władzą, wciąż stanowią niewielki ułamek całości. Panowie P. Gliński i J. Sellin wiele już słów powiedzieli, skierowali pieniądze w nowe miejsca, ale jakoś na razie nie słychać o nowym Wajdzie czy Miłoszu.

Wydaje się, że znalezienie słusznego ideowo pisarza, poety, muzyka, scenarzysty czy reżysera, nie jest trudne, jak się ma pieniądze. Pisać każdy może, a co roku szkoły opuszczają dziesiątki chętnych do robienia kariery w świecie sztuki. Pamiętam, że w podstawówce na lekcjach języka polskiego pisałem fragment scenariusza wymyślonego filmu na podstawie wybranej książki, więc dlaczego nie mógłbym tego wykorzystać i sam napisać pełnego scenariusza albo jakiejś sztuki teatralnej? Ale tak to nie chce działać. Jeśli rządzący w słusznym gniewie „odepchną od koryta popleczników poprzedniej władzy”, to zostaną z niczym. Obrażając się na Miłosza, Szymborską, Różewicza będą musieli zadowolić się „poetą”, dla którego „w polskiej kulturze miejsca dla Tuwima nie ma i nie będzie”. I nawet jeśli prezydent da mu ważną nagrodę, nie pomoże to owemu „poecie” zadomowić się we wspomnianej polskiej kulturze. Bo na razie „poeta” może wprowadzać w życie ostatnią linijkę tuwimowskiego wiersza „Rodowód”.

Zostawmy złośliwości. Pamiętam, jak tandem Sellin-Gliński zapowiadał uruchomienie wielkich produkcji historycznych. Takich, co pokażą światu wielkość Polski i Polaków. Minęło półtora roku i… nic. A przecież wystarczyło porozumieć się z p. A. Holland, p. J. Machulskim albo zespołem filmowców mającym na koncie „Bogów” i „Sztukę kochania”. To fachowcy, wiedzieliby co robić. Z korzyścią dla kultury polskiej i wizerunku Polaków na świecie. Zauważmy: filmów „Jack Strong” i „Wołyń” nie zrobili twórcy kojarzeni z prawą stroną.

* * *

Na koniec pozwolę sobie na anegdotyczną (inaczej jednostkową, czyli taką o której nie wiadomo w jakim stopniu przekłada się na obraz ogólny) opowieść. Już kiedyś pisałem, że w moim bliskim otoczeniu jest wielu zdeklarowanych zwolenników PiS. No i zaraz po premierze „Sztuki kochania”, dwie zwolenniczki zdecydowały się pójść do kina, by ten film obejrzeć. Pomimo, że był współprodukowany przez Agorę, a recenzja wSieci opatrzyła go oceną „kciuk w dół”. Po seansie obie panie bardzo pozytywnie wyrażały się o filmie: że profesjonalnie zrobiony, pomimo dużej ilości golizny, zrobiony ze smakiem, pełen humoru, wartka fabuła… Zdziwiony troszeczkę tak pozytywnym odbiorem, zapytałem żartem „I poszłyście na film zrobiony przez Wyborczą?” –  „Raz na jakiś czas, trzeba dać zarobić wrogowi.” odpowiedziały również żartem.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura