letni letni
324
BLOG

Złotówka w II RP

letni letni Praca Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Prezydent A. Duda zacytował kawałek wiersza napisanego przy końcu istnienia drugiej RP o „rachunkach krzywd”. A jak zacytował, to się zaśmiał. Dlaczego? Może przypomniały mu się czasy, gdy uczył się go w komunistycznej szkole? Może już wtedy się z niego śmiał, no bo w końcu to wiersz komunisty. Przecież Tuwim tak pisał o koledze poecie:

Ostro urżnęliśmy się czystą
Władek i ja.
Władek jest twardym komunistą.
Gdy w czubie ma.

Tuwim był sławnym poetą, ale prawdziwy dochód czerpał pisząc skecze, piosenki i monologi dla kabaretów. Najsławniejszy z nich „Qui Pro Quo” działał do 1931. Gwiazdy tej sceny zarabiały po kilka tysięcy złotych miesięcznie. Tyle co prezydent czy premier, albo i więcej. Nie dziwota, że teatr padł. A może to przez kryzys? Ten ogólnoświatowy, który dotknął też Polskę.

Kryzys kryzysem, ale sklepy działały i sprzedawały normalnie. Oto kawałek reklamy domu towarowego z Bydgoszczy z 1930 roku. Jak widać i wtedy można było załapać się na okazyjne przeceny:

image

W kryzysowej Polsce na początku lat 30-tych rządziła sanacja czyli piłsudczycy. Jak się spojrzy na ówczesne rządowe statystyki, to nawet kryzysu nie widać (link prowadzi do bardziej czytelnej wersji o większym rozmiarze):

image

Gorzej to wygląda jeśli podzieli się podane liczby przez 32 miliony ludzi, bo tyle wtedy miała Polska mieszkańców.

Typowa lekarka zatrudniona przez Kasą Chorych, zarabiała 100-200 złotych miesięcznie. Zdecydowanie mniej niż zawodowy wojskowy czy państwowy urzędnik, ale po lombardach chodzić nie musiała.

Skoro mowa o lekarzach. Pamiętacie „Znachora”? Doktor Pawlicki grany przez Kopiczyńskiego narzeka na wiejskich znachorów na procesie Kosiby. Ale czy jego żale w międzywojennej rzeczywistości miałyby sens? Większość mieszkańców Polski w tym czasie nie widziała na oczy żadnego dyplomowanego medyka. Nie miała szansy zobaczyć – na wsi na jednego lekarza przypadało ok. 20000 ludzi. W zdecydowanej większości biednych. Biedni, ale mieli przecież szansę dorobić przy robotach sezonowych.O tym jeszcze napiszę na końcu notki.

A jak wyglądała sytuacja w mieście? Osoby nie należące do ówczesnej miejskiej „klasy średniej” (urzędnicy, wojskowi, policjanci, nauczyciele a nawet wspomnieni lekarze) nie miały różowo. Rzemieślnicy czy robotnicy mający stałe zatrudnienie zdobywali 20-100 złotych miesięcznie. Oprócz nich byli bezrobotni i ci, dla których roboty starczało na kilka-kilkanaście dni w miesiącu. Dla nich była praca dorywcza, gdzie zarobek przeliczany był na jeden dzień.

Zarobek dniówkowego pracownika – na wsi czy w mieści – złotówka za dzień pracy. Pensja kilku milionów mieszkańców Polski.

Teraz wiadomo skąd te „rachunki krzywd” – złotówka dziennie. Rzeczywiście śmiechu warte.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo