Liberałowie Liberałowie
987
BLOG

Przyczyną polskiego ubóstwa jest także rynek mediów

Liberałowie Liberałowie Gospodarka Obserwuj notkę 5

Jeśli jako ekonomista miałbym się wypowiedzieć na przyczyny obecnego stanu gospodarczego Polski, to jako przyczynę podam niewydolność polskiego rynku informacji. Polski rynek prasy codziennej jest niedorozwinięty. Efektem niskiej konkurencji jest generalnie słaba jakość dziennikarstwa. Brak jest jednego choćby dziennika codziennego, może poza dziennikiem „Rzeczpospolita”, którego tekst mógłbym bez obaw zacytować jako przypis w pracy naukowej.

W Polsce potrzeba dziennikarstwa niezależnego. Tymczasem właśnie przeczytałem wywiad Andrzeja Godlewskiego z „Dziennika” ze znanym ekonomistą, w którym to pan Godlewski robi za rzecznika polskiego rządu, i dokładnie opowiada o obrażaniu rządzących przez krytyka jakby co najmniej razem z Donaldem Tuskiem rządził krajem. Można przeczytać takie oto wypowiedzi „rzecznika rządu”: „Politycy PO uważają jednak, że mają mandat społeczny pozwalający im tylko na stopniowe zmiany, a nie na terapię szokową. Ich zdaniem Pan również nie ma takiego mandatu i również tytułu, by zmuszać rząd do trudnych reform.” Albo: „Zdaniem działaczy PO Pańska krytyka rządu jest coraz mniej ekspercka, a bardziej polityczna.”. Pan Godlewski strofuje krytyka, ale z pozycji członka aparatu władzy. Oto dziennikarstwo polityczne III RP.

Czytając prasę, ma się wrażenie przewracania kart tytułów sponsorowanych przez rząd.Czasem na potwierdzenie tych danych mamy 90 % komunikatów i ogłoszeń w danej gazecie pochodzących z firm kontrolowanych przez ministra skarbu. Przypomina to lokalną prasę sponsorowaną przez samorządy terytorialne, o której mawia się per  "prasa dworska”. Teksty nie mogą być zbyt krytyczne, krytyka ma być konstruktywna. Jak raz się skrytykowało, drugi raz już nie można. Będąc w redakcji takiego czasopisma mam problemy z publikowaniem w nim.

Doniesienia dziennikarskie w Polsce po prostu nie są pewne. Jako ekonomista infrastruktury mam zastrzeżenia do 90 % tekstów dziennikarskich. Powielają albo uprzedzenia, albo podają nieprawdopodobne dane. Między nauką a treściami powielanymi w prasie tabloidowej istnieje w Polsce przepaść. W krajach o rozwiniętych rynkach wydawniczych lukę tą wypełniają wysokojakościowe gazety opinii, tego segmentu rynku jednakże w Polsce brak.

Polska jest naukowo na niebywale niskim poziomie. Chcąc sięgnąć pod statystyki otrzymuję na przykład nieaktualne dane demograficzne: nie uwzględniają ok. 2-milionowej migracji zarobkowej. Dane demograficzne miast są nieaktualne. Brak podstawowych danych obrazujących poszczególne branże gospodarki. Aby porównać poszczególne branże gospodarki wskaźnikami np. konsumpcji poszczególnych usług i dóbr na mieszkańca, ekonomista w Polsce musi dokonywać skomplikowanych obliczeń i szukać polskich danych w wydawnictwach zagranicznych. W innych krajach dane te były na wyciągnięcie ręki. W Polsce te zapewne wstydliwe dane są, ma się wrażenie że ukrywane.

Mało mówi się i pisze o fałszowaniu statystyk. Ongiś statystyki przewozów pasażerów fałszowała PKP- wzrosty sięgały kilkudziesięciu procent i były niewytłumaczalne, zaś o zmianie metodologii nie informowano. Nawet na biletach pasażerskich drukowano inne kilometraże niż wynikałyby z długości linii kolejowych, oszukując pasażerów kolei na drobne kwoty.

W Polsce donosi się o wzroście PKB. Tymczasem publiczna infrastruktura: drogi, koleje, lokale komunalne, podlega deprecjacji, która, o ile się orientuję, nie jest wliczana do PKB w „polskiej” wersji. Można mieć ogromne zastrzeżenia wobec metodologii obliczania długu publicznego. Owszem, mamy system pay-go, finansowany z bieżących wpłat, ale jednocześnie, z księgowego punktu widzenia zobowiązania co do których prawnie jesteśmy zobligowani, winny być ujęte w bilansie tudzież rachunku zadłużenia. Takim ukrytym długiem są zobowiązania w obec aktualnie pracujących, którzy wpłacili swoje składki i te zostały już skonsumowane. W innych systemach emerytalnych te pieniądze zaoszczędzonoby, w polskim je wydano. W polskim przypadku chodzi o kwotę kilku bilionów PLN. Wliczenie tego obciążenia w polskie zadłużenie czyni z nas bankruta na miarę Grecji.

A.Fularz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Gospodarka