Lika Lika
4611
BLOG

KACZYŃSKI U LISA -najbardziej gorące spotkanie kampanii.

Lika Lika Polityka Obserwuj notkę 33

"Kaczka zjadła Lisa" i  "z Lisa nie zostało nawet futerko" - to pierwsze komentarze jakie pojawiły sie na S24      " na gorąco", tuż po zakończonym spotkaniu (przesłuchaniu)  Kaczyńskiego przez ostatnią deskę ratunku PO - nadredaktora Lisa.

Stawka była ogromna - obaj rozmówcy decydując się na starcie poszli vabank. Prezes mógł łatwo zaprzepaścić dobre sondaże, Lis wygrać najwiekszą "marchewkę"  w historii. Niestety, nawet dziecko w przedszkolu nie powinno mieć wątpliwości, że przegrał Lis. 

Jasno pokazał jaki poziom antypisowskiej psychozy reprezentuje i u kogo jest na służbie. Agresja u "gwiazdy dziennikarstwa" przekraczała wszelkie granice.  Popis zjadliwiości i wykorzystania wszystkich socjotechnik dziennikarskich skierowanych przeciwko jednej osobie był doprawdy imponujący.  Misja specjalna brzmiała : wyciągnąć wszystkie brudy i miksować je aż do uzyskania zamierzonego efektu. Jakiego? - nikt chyba nie ma wątpliwości.

Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy Kaczyńskiego kombinują, dlaczego leader opozycji zdecydował się stanąć "oko w oko" z całym sztabem PO reprezentowanym przez skromną osobę pana redaktora    Przecież musiał mieć pełną świadomość co go na takim spotkaniu czeka. Z drugiej strony musiał  mieć poważny powód, żeby się na takie spotkanie zgodzić. Stawka jest duża, a w tej kampanii Prezes nie wykonuje ruchów chaotycznych i nieprzemyślanych.

Zgodził się i zaryzykował moim zdaniem z dwóch powodów. Uznał, że da radę zrobić w tej kampanii kolejny krok do przodu, zmierzyć się z czymś, o co nikt go nie podejrzewa. Pokazać miałkość ludzi pokroju Lisa, którzy od kilku lat prowadzą kampanię nienawiści i bez  żadnej symetrii stosują podwójne standardy.

 Z drugiej strony Kaczyński docenia  inteligencję Polaków, którzy po takim spotkaniu powinni wyciągnąć bardzo proste wnioski - jesli na poważnie chcemy się zająć Polską, ciągłe  mielenie straszaków na PiS w sposób żenujący musi się skończyć. 

Podsumowując - nerwy miały puścić  Prezesowi,  a pusciły Lisowi. Wielki szacun dla Kaczyńskiego.  Nie dać się wytrącić z równowagi w takiej sytuacji, to było mistrzostwo świata. Blisko godzinne przesłuchanie nastawione na atak w każdej mijającej sekundzie byłoby trudne do przetrwania  nawet dla  Robocopa. Kaczyńskiemu się udało. Po raz kolejny pokazał, że nie boi sie trudnych wyzwań. Kulminacyjnym momentem poniżej pasa była próba wykorzystania śp Lecha przeciwko Jarosławowi. Na szczęście Lis z tego się wycofał, bo inaczej nie zasługiwałby nawet na określenie "hieny cmenternej"

Pan redaktor miał być bronią ostateczną PO, ale nie dał rady. Zmarnował szansę przeprowadzenia dobrego i najbardziej "gorącego" wywiadu  tej kampanii. Nie podjął nawet próby odegrania scenki  " dziennikarz niezależny".

Wczoraj - trzeba to powiedzieć wyraznie - byliśmy świadkami historycznego momentu - dziennikarska "gwiazda" zaczęła definitywnie spadać. Spadanie może potrwać jeszcze chwilę, ale to poczatek końca. Kiedy Polska "znormalnieje", studenci dziennikarstwa  będą zrywać boki analizując panalisowy "warsztat". Póki co, redaktor musi się udać na kilka wizyt lekarskich, żeby dojść do siebie ( stomatolog, otolaryngolog, psycholog itp)

Potem może się ewentualnie zastanowić u którego prezydenta szukać ratunku.

 

Lika
O mnie Lika

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka