Tytułem wstępu – na wyjazdy ostatnimi czasy jeżdżę rzadko, leniwy się zrobiłem. Tym większe podziękowanie dla Andrzeja Gliniaka (spikera na meczach Śląska), że namówił mnie na eskapadę do Poznania. Zremisować u Mistrza Polski, ba, mieć szanse na wygraną – tak, takie wieczory się pamięta.
Owszem, wielu kibiców Lecha twierdzi, że murowaliśmy bramkę. Cóż, jak się gra na wyjeździe u Mistrza Polski, to ciężko prowadzić mega otwartą grę. ManCity, Juve, Braga – jeśli takie ekipy nie wspominają wizyty w Poznaniu najlepiej, to chyba nikt nie oczekiwał, że będziemy grać super ofensywnie. Ale, co warto podkreślić, nie była to w naszym wykonaniu klasyczna „obrona Częstochowy” – nie było wybijania na oślep i strachu przed wyjściem z własnej połowy. Raczej inna „klasyka rocka” – bronimy, odbiór i kontra. Prawie dało to 3 pkt.
Wiem, że nie powinno być karnego. Faul był, ale tuż przed polem karnym. Ale cóż, z naszej perspektywy „wyszło na zero” – w Białymstoku w podobnej sytuacji podyktowano karnego przeciw Śląskowi. Błędy sędziów są irytujące, ale jeśli futbol to gra błędów, to uznajmy, że tak zwyczajnie, po ludzku, prawo do nich mają nie tylko zawodnicy ale i sędziowie. Oczywiście tylko w sytuacji, kiedy jest to autentyczny „błąd” a nie efekt korupcji…
Natomiast cieszy bramka Sztylki. Wprawdzie daleka była od określenia stadiony świata, ba, nawet trochę przypominała „farfocla”, ale nie o urodę tutaj chodzi. Sztyla to facet, który od 10 lat gra w Śląsku. Był z nami w I lidze (wg starego nazewnictwa), spadł z nami do II, później do III. Razem z nami przebył tą samą drogę, tyle że w drugą stronę. Przez cały czas miał oferty z innych klubów, ale pozostał wierny klubowi z rodzinnego miasta. Taki przykład wierności zawodników to rzadkość, tym bardziej cieszą bramki przez nich zdobywane.
I tak przy okazji, warto właśnie o tej III lidze pamiętać. Było to całkiem niedawno, tymczasem niektórzy jakby już o tym zapomnieli. Tymczasem taka przygoda powinna nauczyć jednej, ważnej rzeczy – pokory. A jest ona nam teraz potrzebna, bo co raz więcej gorących głów mówi o pucharach, ba, są nawet tacy, co oczekują walki o mistrzostwo. A przecież jeszcze niedawno najważniejszym zadaniem zawodników była walka o utrzymanie. O ich potencjale świadczy to, jak wielu z nich występuje w swoich reprezentacjach (0). Jest pięknie, fajna seria bez porażek, korzystne rezultaty z ligowymi potentatami, poukładana gra, przyjemnie wyglądająca tabela. Ale to wszystko to może być tylko urok chwili – warto o tym pamiętać, żeby na koniec sezonu nie przeżywać 6/7 miejsca w kategoriach mega porażki.
Niemniej właśnie za tą piękną chwilę zawodnikom należy się ogromny szacunek. A jeszcze większy Lenczykowi – to co robi z drużyną, to pachnie jakąś magią :) Jedno jest pewne, poprzez swoje wyniki uczy szacunku do siwych skroni. Jedyne co po piątkowym wieczorze pozostawia niesmak, to tzw. wydarzenia pozaboiskowe. Ostatnio w Poznaniu „narozrabiali” kibice Widzewa, w efekcie zaostrzono rygor przy wejściu. Bardzo dokładne sprawdzanie plus tylko 3 bramki wejściowe dla przyjezdnych – trwało to bardzo długo, a że przyjechało nas koło 1800, to część gorących głów obawiając się, że możemy wejść dopiero pod koniec meczu, postanowiła przyspieszyć procedurę poprzez frontalny atak na bramy. Efekt łatwy do przewidzenia – interwencja policji, w tym policjanci na koniach. Ale „najlepsze” dopiero miało nadejść – odpowiedzialni za zabezpieczenie zorientowali się, że procedury które przyjeli są przyczyną zamieszania, więc z nich zrezygnowali – tym samym dalsze wpuszczanie odbywało się szybko, bez list imiennych i dokładnego sprawdzania. Czyli tak typowo po naszemu, ze skrajności w skrajność… Nie można tego jakoś wypośrodkować?
I tak na koniec, jeden ważny wniosek po wizycie w Poznaniu – Andrzeju, konkursy jakie prowadzisz podczas przerw na Oporowskiej są fajne, ale szczerze powiedziawszy wolałbym jakąś naszą wersję Kolejorz Girls…
Inne tematy w dziale Rozmaitości