Tracz47 Tracz47
913
BLOG

Dygnitarstwo

Tracz47 Tracz47 Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

W internecie sporo tekstów na temat marszałka Sejmu Kuchcińskiego, który korzystając podczas podróży z samolotów dla VIPów,  "podwiózł" żonę czy syna z Warszawy do Rzeszowa, czy tam gdzieś indziej. Oczywiście internauci podzielili się na kilka obozów, jedni Kuchcińskiego usprawiedliwiają, inni ganią, jeszcze inni szukają wcześniejszych "przewin" obozów rządowych (starych i obecnego) pisząc, "że oni wszyscy po jednych piniądzach (he, he,  nomen omen)".

Postaram się do sprawy poniżej odnieść, zahaczając także o inne tematy związane z tym "jak politycy sobie słodko żyją za nasze pieniądze" itd. Zaznaczyć muszę, że nie byłem/jestem politykiem, nie "zasiadam" w jakiś tam radach, gremiach, nie należę do żadnej partii. Jestem emerytem i w związku z tym, jako szary człowiek mogę sobie pozwolić na prywatną ocenę "przywilejów władzy".

Jest oczywiste, że osoby z kręgów władzy muszą mieć pewne warunki pracy i jej oprawę wówczas jak reprezentują kraj na zewnątrz, czy też występują na oficjalnych uroczystościach, czy imprezach w kraju. Osoby "ze świecznika", a przypominam marszałek Sejmu to druga osoba w państwie, mają dostęp podobnie jak prezydent, marszałek Senatu, premier do służbowych aut, samolotów dla VIPów, helikopterów, a towarzystwo "szczebel niżej", np. posłowie, do darmowych przelotów i przejazdów, limitów paliwowych itd. Dla szarego człowieka, który ciężko pracuje na chleb, te przywileje mogą się wydawać denerwujące i nieuzasadnione. Jednakże wszelkie ograniczenia dla osób pełniących najwyższe stanowiska w państwie, o jakich mówi i pisze dziennikarska żulia (czyli ludzie mediów) są mówiąc wprost - bezsensowne. Osoby ze "świecznika" w każdym normalnym kraju mają pewien status funkcjonalny i materialny określony przez przepisy i koniec. Trudno aby premier spoza Warszawy jechał w poniedziałek rano do roboty z Gdańska czy Brzeszcz pociągiem TLK. Powinien lecieć samolotem - czy CASĄ czy Gulfstreamem czy rejsowym LOTem, to inna sprawa. Ale jak rządził obóz PO/PSL to prasa związana z ówczesną opozycją liczyła loty Tuskowi, a po 2015 roku dawne tuby rządowe a obecnie media Gesamt Opposition liczyły loty premier Szydło. Prowadzi to do sytuacji w której każdy "przywilej" władzy staje się podejrzany i w zależność kto rządzi, media (jedne czy drugie) napadają na "rządowe Bizancjum" lub go tłumaczą.

Do tego jeszcze wrócę, ale teraz czas napisać dwa słowa o "sprawie Kuchcińskiego". Jeśli marszałek Kuchciński leci z żoną, na spotkanie z przewodniczącym litewskiego Sejmasu z Warszawy do Krakowa, to pani Małżonka marszałka leci "legalnie" wówczas jak nasz gość z Litwy przyjechał do Polski z żoną. Jeśli jednak Kuchciński leci z Rzeszowa do Warszawy "do pracy" i zabiera żonę, bo ta chce zrobić w "stolycy" zakupy, czy odwiedzić przyjaciółkę, to sprawa prywatna i całkiem słusznie spadła na Kuchcińskiego za to krytyka. I to jest właśnie DYGNITARSTWO. "No cóż, skoro lecę do stolicy, to zabiorę żonę, bo ma tam sprawy do załatwienia - myśli pan Marszałek". I tu rodzi się błąd. Poza tym, Pan Marszałek jest osobą mało przewidującą. Przypomnę tylko, jak głupio dał się podejść w grudniu 2016 kiedy to zaakceptował plan posiedzenia Sejmu 16 XII, gdzie miał 3 zapalne sprawy. Po pierwsze budżet, po drugie ustawę o SBkach, po trzecie poprawki do zasad pracy dziennikarzy  w Sejmie. Zaakceptował wprowadzenie do harmonogramu posiedzenia Sejmu trzeciorzędną sprawę dotyczącą mediów w Sejmie, obok ustawy budżetowej i drugiej SBckiej. Dwaj wicemarszałkowie z PiSu Brudziński i Terlecki, też zaakceptowali to wszystko. Grudniowe posiedzenie Sejmu na którym miano uchwalić budżet na 2017 (czyli pierwszy budżet "PiSowski", gdyż ten na rok 2016 przygotował rząd Kopacz, a uchwalił już nowy Sejm z poprawkami) było niezwykle ważne i można się było spodziewać, że opozycja wytnie jakiś numer. No i wycięła, blokując mównicę, chcieli zablokować procedurę uchwalania budżetu i być może doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Ale ten, jak to później nazwano Ciamajdan, pokazano w TV całego świata z komentarzem, że opozycja w polskim Sejmie broni praw dziennikarzy przed zakusami "autorytarnej władzy". Gdyby ten medialny duperel nie miał być wówczas procedowany, to Ciamajdan skierowany by był przeciw budżetowi, czy za SBeckimi emeryturami - co dla ciamajdanowiczów byłoby śmiertelne. A tak, odmalowano ich w mediach jako obrońców wolności słowa. Ta lekcja powinna przekonać Kuchcińskiego, że należy zwracać uwagę na szczegóły i drobiazgi zawsze. Gdyby Pan Marszałek grywał więcej w szachy, to może nauczyłby się lepiej przewidywać ruchy przeciwnika. Należało pomyśleć i przewidzieć, że prasa wywęszy te "rodzinne przeloty" i za nie zapłacić - tj. wpłacić np. na Caritas sumę odpowiadającą cenie biletu LOTu na trasie Rzeszów - Warszawa i kwitek trzymać w portfelu. No i gdyby teraz sprawę wyciągnięto, to Kuchciński mógłby potwierdzić, że owszem zabrał żonę raz czy dwa razy służbowym samolotem do W-wy z Rzeszowa, ale DOBROWOLNIE kwotę za bilet LOTowski wpłacił na cel dobroczynny i oto kwitek z kwotą wpłaty. Zyskałby sporo punktów u normalnych ludzi, a wrzaskliwe media i prasowe cyngle dostałyby fangę w nos. A tak jak jest dziś - że zobowiązał się zapłacić za "rodzinne" przeloty PO UJAWNIENIU sprawy, to rzecz wygląda słabo, jak jakieś nadużycie, kręcenie, przywłaszczanie korzyści, czy prowadzenie "rodzinnej" polityki. A więc NIEDOSTATECZNIE za nieumiejętność przewidywania i brak rozsądku. I druga PAŁA za udostępnienie osobom nieuprawnionym przywilejów zastrzeżonych dla władzy. Małżonka Pana Marszałka bywa osobą oficjalną w sytuacji opisanej wyżej, ale nie zawsze. Przy okazji wicemarszałek Terlecki zażartował, że "on by forsy nie zwracał, bo jest z Krakowa". Rysiu, (tak się składa że mogę do Niego po imieniu) nie żartuje się w takiej sytuacji, bo medialna żulia nie zna się na żartach, a w ogóle sytuacja nie jest do żartowania. Na ndst to nie zasługuje, ale na gruby minus już tak. 

Wróćmy do sprawy wynagradzania polityków i do kwestii "przywilejów władzy". Jeśli chcemy, żeby politycy nie kręcili w sprawach finansowych, nie upychali krewnych w SSP, nie "rozliczali" w Kancelarii Sejmu podejrzanych kilometrówek (jak ten dyplomatołek mieszkający w "strefie zdekomunizowanej" niedaleko Bydgoszczu), trzeba przebudować cały system wynagrodzeń polityków na najwyższych stanowiskach, posłów i senatorów, aby ułatwiał kontrolę, ale też pozwalał zarabiać im jakieś przyzwoite pieniądze. Dwadzieścia parę tysięcy miesięcznie dla premiera to absurd. Grabski w 1924 roku zarabiał 2500 złotych czyli 25 pensji początkującego nauczyciele w szkole podstawowej. I co? Ludzie byli biedniejsi niż dziś, ale nikt przeciw temu nie protestował. Ale też Grabski nie upychał żony na stanowisko wicedyrektora np. wodociągów stołecznych, czy fabryki będącej własnością państwa. Raz dlatego że zarabiał dobre pieniądze, dwa, bo nie wypadało. Dziś co wypada, a co nie, jest bardzo rozmyte. Szkoda.

Szkoda też, ze sprawy pieniężne i inne korzyści z pełnienia funkcji publicznych, stają się elementem rozgrywki i pyskówek w przestrzeni medialnej. Przypomnę ogromne oburzenie posła Brejzy (przydomek: Toy Toy) jak Kaczyński wziął emerytalną odprawę. Osiągnął wiek emerytalny i wziął 3 pensje, jedną zwykłą, a dwie stanowiły odprawę emerytalną (posłowie traktowani są jak budżetówka). Takie są przepisy. Ja, przechodząc na emeryturę, wziąłem 4 pensje odprawy, bo pracowałem w dwóch instytucjach na pełnym etacie. I co, idiota z Inowrocławia, każe mi może zwracać tę forsę? Albo inna sprawa. Jak rząd premier Szydło skończył działalność, to osoby które były jego członkami dostały odprawę chyba 3 pensje (tu nie mam pewności 2 czy 3). Tak też było przed wojną, gdyż słusznie uważano, że ministrowie odchodzący muszą mieć czas na znalezienie pracy. Teraz zrobił się straszny rejwach i gwałt, ale przy okazji nikt nie zapytał, czy ministrowie rządu Kopacz odprawy wzięli. Ależ oczywiście, że tak. Wzięli. I uważam, że taki przepis jest słuszny. 

Sprawa wynagrodzeń polityków, posłów, senatorów, sędziów TK i SN itd jest niezwykle skomplikowana i z powodów politycznych "nie do ruszenia". Chyba, że obóz który zwycięży po wyborach październikowych, uporządkuje te sprawy, ujawni je abyśmy mogli je przeczytać i zapowie, że system wejdzie w życie PO następnych wyborach, a więc w 2023 roku. Czyli nie będzie dokonywał zmian "pod siebie". Wynagrodzenia powinny wzrosnąć, bo ich dzisiejsza wysokość skłania do kręcenia, na biletach lotniczych (Hofman), kilometrówkach (Radzio) itd. Ale jeśli wynagrodzenia będą wyższe to powinniśmy wprowadzić dla polityków obyczaje skandynawskie. Parę lat temu opisano w prasie historię jakiejś minister ze Szwecji, która zapłaciła za jakiś drobiazg w sklepie służbową kartą. Zorientowała się w pomyłce, zwróciła pieniądze, przeprosiła, ale ją i tak wywalono. Całkiem słusznie, jeśli pani minister nie rozróżnia karty służbowej od prywatnej kupując krem czy podpaski, to nie nadaje się na stanowisko państwowe, a ministra zwłaszcza. 

Pisząc powyższe pominąłem kwestię rozrośniętej administracji państwowej i samorządowej. To temat osobny i równie ważny jak wynagrodzenia osób "na samej górze". 


Tracz47
O mnie Tracz47

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka