Przy okazji mojego poprzedniego tekstu pojawiło się kilka komentarzy które dowodzą kompletnej nieznajomości realiów na uczelniach zagranicznych z początku lat osiemdziesiątych. Zrozumiałe, bo niby skąd. Była nas w sumie tylko garstka.
Z donoszeniem na studiach to była taka specyficzna sprawa. Na samym początku każdy z nas poddawany był indywidualnej rozmowie, w której apelujac do naszego patriotyzmu „zachęcano“ do informowania o tym co się dzieje w polskim środowisku. Jednak nikt nikogo nie zmuszał (przynajmniej mnie nie) do jakiejkolwiek współpracy. Na zasadzie - nie to nie - znajdą się inni. W gronie moich kolegów było zapewne kilka osób (ambasada wiedziała wszystko i natychmiast) ale patrząc na pochodzenie „prymusów“ (w przerażającej większości dzieci prowincjonalnych kacyków partyjnych) nie było w tym nic dziwnego. Człowiek uważał na to co mówi i tyle (choć w pijanym widzie to czasami ciężko). Z drugiej strony jako absolwent XVIII LO w Warszawie miałem całkiem niezłą wprawę w trzymaniu języka za zębami. Dla niewtajemniczonych: „Zamojszczak“ był liceum do którego uczęszczały dzieci ówczesnych prominentów a do którego trafiłem (razem z innymi „niewinnymi“ i „ofiarami“) za sprawą śp. rejonizacji. Każdy (no, prawie każdy) szedł do tego liceum, obok którego mieszkał (przynajmniej za czasów wczesnego Gierka). Koniec, kropka. Dyskusji nie było. Na poczatku broniłem się zębami i pazurami ale z czasem mi przeszło. Co jak co, ale poziom nauczania był niezwykle wysoki (pierwsze warszawskie liceum z początku lat siedemdziesiątych z „quasi“ interdyscyplinarnym programem nauczania i obowiązkową łaciną). Dzisiaj jestem za to wdzięczny.
W akademikuach było niestety tak, że w towarzystwie rodaków, tak samo jak w obecności Wietnamczyków, Kubańczyków, Palestyńczyków i jeszcze paru innych nacji człowiek starał się omijać polityczne tematy. Zabawnie i zupełnie inaczej było u Ruskich. Tam wszyscy wiedzieli kto donosi i wręcz lojalnie ostrzegali nas przed takimi osobami. Tzw. „studenci-weterani“ (za zasługi wojenne w Afganistanie) twierdzili że „politruka“ czy szpicla (po węgiersku „tégla“ czyli „cegła“) rozpoznają po węchu z odległości kilometrów. Gdy jeden z Rosjan (nota bene mój „kolega“ z pokoju) doniósł na mnie (rankiem 14 grudnia 1981 roku!!!) do ichniej ambasady dostał od „weteranów“ takie lanie, że przez dwa tygodnie nie mógł się ruszać. Gdy pojawił się na uczelni dostał następne baty, tym razem od Węgrów (lub raczej od Węgierek), mnie zaś od relegacji ze studiów kuriozalnie uratował stan wojenny w Polsce i zasługi Samejsłodyczy dla kultury węgierskiej. O tym, że komuniści są mściwi a Rosjanie mają długie ręce, odczułem boleśnie na własnej skórze, dopiero kilka lat później.
Na węgierskiej uczelni było raczej normalnie, wszyscy wiedzieli kto jest „téglą“ a i ten niespecjalnie się ukrywał (popełnił samobójstwo po zmianie ustroju). Ot, bratanki. Inna sytuacja była w tzw. „Klubie Młodego Artysty“. W tym czasie był to w Budapeszcie jedyny, otwarty do rana, klub z dyskoteką. Niezwykle „progresywny“, bardzo tani i tylko dla studentów szkół artystycznych. Ten był wręcz naszpikowany „cegłami“ z portierem, barmanem i bramkarzami na czele. Wszystko było „dozwolone“, tylko rozmowy o polityce były tabu. Nawet tzw. „oficjalni“ dysydenci (jak np. syn Lásló Rajka) bardzo uważali o czym i z kim rozmawiają. Oczywiscie mogę tylko pisać jak było w Budapeszcie. Węgrzy podobnie jak Polacy traktowali socjalizm pragmatycznie i na dużo większym „luzie“ niż cała reszta tzw. „demoludów“.
Ciekawe i zarazem niebezpieczne to były czasy. Czasy zmierzchu „imperium“ i agonii „najsprawiedliwszej“ z ideologii. Z jenej strony, ludzie instynktownie przeczuwali nadchodzący koniec, z drugiej nie bardzo mogli (chcieli?) w ten koniec uwierzyć.
Rock’n‘roll
If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it.
Ludzie do mie pisza :)
Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch?
Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka