Ludwik Skurzak Ludwik Skurzak
244
BLOG

Co za różnica?

Ludwik Skurzak Ludwik Skurzak Polityka Obserwuj notkę 6

Wszelkie ubezpieczenia, zwłaszcza społeczne, mają z konserwatywnego punktu widzenia ten sam wspólny mianownik światopoglądowy. Służą realizacji myśli, że niedogodności natury ludzkiej mogą zostać z tego świata wyeliminowane, co prawda nie przez każdego człowieka indywidualnie, ale przez zbiorowość. Ubezpieczenia ze swej natury są więc kolektywizmem.

Właśnie z tego powodu od początku, od kiedy ta lewacka koncepcja zaczęła być realizowana, wiadome było, że ubezpieczenia społeczne nie mogą się udać i muszą przynieść cywilizacyjnie skutki tragiczne. W naszych czasach empirycznie okazało się, że są czynnikiem depopulacyjnym i choćby to spowoduje, naturalny, biologiczny kres tego eksperymentu.

Ktoś mniej więcej świadom tego stanu rzeczy już od dość dawna wiedział, że o ile przyszedł na ten świat w ostatnich dekadach XX wieku, żadnych emerytur na starość miał nie będzie. Podejrzenia w tym zakresie przemieniły się w pewność, gdy pod koniec lat dziewięćdziesiątych rząd AWS wprowadzając tzw. reformę emerytalną, oficjalnie potwierdził, że dotychczasowy system jest nie do utrzymania. Nie trzeba było też być wybitnym ekonomistą, a być może to właśnie przeszkadzało najbardziej, by z prostych zasad logiki zrozumieć, iż w nowej propozycji jest coś jeszcze bardziej bez sensu. Pomysł polegał bowiem na tym, żeby ludziom zabierać ich pieniądze, głosząc, że władze publiczne je zainwestują, a po paru dekadach będą wypłacać zyski. Z góry jednak było wiadomo, że pieniądze te nie będą inwestowane w przedsięwzięcia gospodarcze przynoszące zysk, ale po prostu w papiery skarbowe, więc przeznaczane na świadczenia socjalne jak w poprzednim systemie. Z tą niestety różnicą, że tym razem słabszymi stawały się gwarancje, iż na końcu ktoś te obligacje wykupi. Wykupić je mogło przecież tylko następne pokolenie, co powodowało, że w istocie system ten nie bardzo różnił się od poprzedniego, który przynajmniej nie kłamał i szczerze przyznawał, iż jest socjalizmem.

Niedawno rząd Donalda Tuska de facto przyznał, iż nowy system jest oszustwem. Teraz gabinet dalej panującego nam premiera opowiada, że uleczy schorzenie, podnosząc wiek emerytalny do 67 lat. Opozycja słusznie podnosi, że to zmiana niewiele wnosząca. Podaje przy tym dziwny argument, iż Donald Tusk przeprowadza takie pozorowane działania na papierze tylko po to, żeby wykazać się przed finansistami z Brukseli. Zupełnie nie jestem w stanie pojąć, czemu miałby być to zarzut. Od co najmniej dwóch dekad każdy choćby średnio rozgarnięty człowiek powinien wiedzieć, że za kilkadziesiąt lat żadnych emerytur nie będzie. Co za różnica, że obecny premier chce, wykonując działania pozorowane, załatwiając coś doraźnie dla kraju?

Różnica oczywiście by była, gdyby krytykę wygłaszała siła polityczna mająca odwagę powiedzieć Polakom prawdę o ubezpieczeniach społecznych w ogóle i przedstawić całościową propozycję, co jako naród mamy z tym zrobić. PiS, SLD i SP takich propozycji nie mają ograniczając się tylko do krytyki PO. Ich plan to powrót do władzy na fali postulatu zniesienia pseudoreformy obecnie rządzących. Ktoś, kto spogląda na to z konserwatywnym spokojem, zapyta jednak: a co za różnica? Wszak emerytur tak czy siak, nie będzie. Czy komuś, kto nie jest pozbawiony umiejętności logicznego rozumowania, robi różnicę, czy nie otrzyma emerytury od 65, czy od 67 roku życia?  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka