lugola lugola
303
BLOG

Paradoksy, ale pozorne

lugola lugola Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Mam znajomą, która pracuje w księgowości. Nie znosi swojej pracy, w wolnych chwilach (których zawsze za mało) oddaje się renowacji antyków. Mówi, że to jest jej powołanie, ale że już za późno, żeby zacząć się w nim realizować. Wiadomo, dzieci, kredyty....nie pora na twórcze eksperymenty. Czas był po temu w szkole.

Mój przyjaciel jeździ po klientach, załatwia kontrakty. Często wzdycha, że gdyby jeszcze raz mógł wybierać, to wybrałby politechnikę jako studia. Bo potem absolwentowi politechniki znacznie łatwiej na rynku pracy.

Moja koleżanka, naukowiec, pracoholiczka, powiedziała kiedyś, niby na wpół żartobliwie, że bardzo kocha swoje męża, ale gdyby teraz miała ponownie wybierać, najpierw zajrzałaby kandydatowi do portfela, ewentualnie sprawdziłaby dokładnie jakie ów kandydat ma perspektywy. Szał namietności? To dobre dla nastolatków, mówi. Mnie teraz potrzeba spokoju, bezpieczeństwa, stabilizacji. Ma 35 lat.

 

Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego w tak doskonale urządzonym świecie istnieje jeden, bardzo poważny feler. Mianowicie: dlaczego najważniejszych wyborów życiowych (partner, droga edukacji, zawód) musimy dokonowyć w wieku, gdy w głowie mamy jeszcze tak zielono, jak tylko zielona bywa majowa trawa po deszczu? Czy to nie potworny paradoks?

Tak, życie jest podobno pasmem paradoksów, ale ten jest wyjątkowo okrutny. Kładzie się cieniem na całym naszym życiu.

 

Doszłam jednak do wniosku, że wcale paradoksu w tym przypadku nie ma. Że Bóg, stwarzając świat i ludzi, doskonale sobie to wszystko poukładał i wszystko jest takie, jakie powinno być.

Oczywiscie nie da się zaprzeczyć, że nasze główne, najważniejsze życiowe wybory przypadają na tzw cielęce lata, ale przecież po to mamy rodzinę, przyjaciół i nauczycieli, by pomagali nam przez ten trudny okres życia przejść w taki sposób, by konsekwencje nie były dla nas przykre.

Skąd wiec tyle złamanych życiorysów, karier, wypaleń zawodowych, rozwodów etc?

Po pierwsze, co oczywiste, człowiek jest tylko człowiekiem.

Ale po drugie zostaliśmy nauczeni - jeszcze w poprzednim systemie, którego solą w oku szczególnie była rodzina - braku szacunku do starszych, często dużo mądrzejszych.

I tu jest nasze główne nieszczęście, a nie paradoks życia człowieka.

Gdyby nadal istniał etos rodziny, rodziców, wychowawców, nauczycieli, gdybyśmy od urodzenia wychowywani byli w szacunku dla starszych, jestem pewna, że znacznie łatwiej byłoby nam później w dorosłym życiu.

Źródeł takiego wykorzenienia w naszym kraju należy upatrywać rzecz jasna w komunistycznych, sowieckich rządach. Głównym działaniem ówczesnego ministerstwa kultury było planowe rozbijanie rodzin. Polegało ono na wysyłaniu dzieci i młodzieży w okresach świąt katolickich na różne obozy i kolonie (m.in obozy walterowskie), pobudzaniu ambicji zawodowych kobiet (zdjęcia uśmiechniętych przodowniczek ochoczo układajacych cegły, itp.), a także promowaniu w życiu zawodowym rozwodników.

Takie były wtedy fakty i plon zbieramy właśnie w postaci dzieci uciekających z domu, nauczycieli z koszami na głowach. A efektem końcowym są właśnie te nietrafione wybory, podejmowane przez młodych głównie w opozycji do starszych, jako tych głupszych, zacofanych i ze złą wolą (zazdrośni).

Nie wiem, czy uda nam się odwrócić tę degrengoladę. PRL-owskie ministerstwa kultury zastąpił postulat samorealizacji (jako usprawiedliwianie i folgowanie sobie najgorszym popędom) i walki ze stresem jako głównych celów życia człowieka. Nisko upadliśmy.

lugola
O mnie lugola

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości