Maksymilian Jastrzębiec Maksymilian Jastrzębiec
188
BLOG

O Trójcy Świętej

Maksymilian Jastrzębiec Maksymilian Jastrzębiec Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11


Dziś przypada liturgiczna Uroczystość Trójcy Świętej. Mówić o Bogu w sposób naukowy – nie zamierzam, bo nie jestem naukowcem, poza tym wszelkie „naukowe” twierdzenia w tej materii są daremne. Są jedynie nieudolną próbą przeniesienia rzeczywistości nadprzyrodzonej na nasz ludzki język i rozum. 


Z resztą w życiu człowieka nie jest celem nauka jako taka, a zbawienie wieczne, czyli uczestnictwo życiu Boga. Owszem nie potępiam nauki, jedynie pragnę zauważyć, że powinna być właściwie pojmowana i stanowić pomoc ku realizacji celu wyższego, jakim jest właśnie Komunia ze Stwórcą. Na wieki.


Bóg. Kim jest? Jak dotrzeć do Niego? Jak otworzyć się na Niego, aby usłyszeć Jego głos? W jaki sposób poznać, czego chce ode mnie? Do czego mnie wzywa? Co chce mi przekazać? Czy chce mnie upomnieć, zdyscyplinować? Czy chce mi powiedzieć, że kocha mnie? Pogłaskać po twarzy, jak dziecko, obdarzyć Swoim spojrzeniem i uśmiechem?


Sądzę, że te pytania są właściwsze niż wszelkie naukowe dociekania. Są one bliskie każdemu, bez względu na wykształcenie i wiek, pochodzenie i płeć, status społeczny i rasę. Czy jest ktoś, kto nie zastanawiał się nad istnieniem Boga? Jego wyglądem, pochodzeniem, czy motywami działań? 


Trudno mi odpowiadać za kogoś. Na pewno mogę podzielić się własnym doświadczeniem w relacji z Bogiem. Mimo że Go nie widzę, jestem pewien Jego obecności w moim życiu. Nie „czuję” Boga zmysłami czy emocjami, jak zapach lub ciepełko w duszy. Jest. Jest obok mnie. Słyszy mnie, zna moje myśli i pragnienia, potrzeby i cierpienia. Pochyla się nade mną i pomaga znaleźć rozwiązanie. Wyciągnął mnie z sytuacji, w których mogłem stracić życie. Mogło mnie już nie być na tym świecie. Z Jego świętej woli – żyję i piszę, aby inni mogli wiedzieć.


Każdy dzień zaczynam i kończę znakiem Krzyża Świętego, wezwaniem Trójcy Przenajświętszej. Rozpoczynając podróż, wsiadając za kierownicą samochodu, wszelką pracę i posiłek – rozpoczynam od zawierzenia memu Bogu. Tradycja? Poniekąd. Inspirowana moim Bogiem. Moim pragnieniem trwania w Nim samym. 


Ludzie to widzą i zastanawiają się. Kierują pytania o powód, dla którego przyznaję się do Boga. Pytają czy jest kapłanem. Są tacy, którzy mi wmawiają, że ich wręcz oszukuję kiedy udzielam negatywnej odpowiedzi. 


Ja tylko jestem Jego dzieckiem. Synem, który potrafi się zbuntować i uciec, aby zażyć uciech tego świata. Wytarzać ze świniami w błocie. Jestem tym, który wraca, aby rzucić się w otwarte ramiona Ojca. Bo On czeka. Otwiera drzwi Swego Serca, otwiera moje serce, otwiera drzwi świątyni. Wysłuchuje, przebacza i udziela sił na nową drogę.


Kiedyś, jako młodzieniec, zadawałem wiele pytań. Szukałem szczęścia, wielkości, mocy i potęgi. Znosiłem do domu książki i prasę. Wiele czytałem. Prędko zacząłem wcielać teorię w praktykę. Ćwiczyłem sztuki walki i medytację, stosowałem techniki relaksacyjne i parałem się radiestezją. Chłonąłem treści okultystyczne i parapsychologiczne. Paliłem kadzidełka, aby przy muzyce trance i etno próbować jednoczyć się z energią kosmiczną. Otoczony modelami piramid, trzymając wahadełko, wchodziłem w śmiertelną przestrzeń. 


Śmierć stanęła obok mnie. Weszła do mej duszy. Stała się obecna w moich myślach i dążeniach, w moim wyglądzie i ubiorze. Widziałem ją w mych oczach i słyszałem w swych uszach. Czułem oddech osobowego zła na swym karku. Towarzyszyła mi świadomość, że jeśli nie skończę z tym, że jeśli będę żył w taki sposób, to do jednego roku umrę i zostanę potępiony. Trafię do piekła. Ja to wiedziałem. Rozumiałem swoją przyszłość.


„Boże! Pomóż mi! Ja chcę żyć, a nie umiem, nie wiem jak! Nie chcę tak żyć, a nie mam sił, aby wyrwać się z tego koszmaru!”. 


Powiew delikatnego wiatru począł rozganiać czarne chmury. Nawałnica ustawała, pioruny cichły. Z wysokości docierały do mnie pojedyncze promyki Słońca. Ślizgałem się, upadałem, ale powstawałem.


Po wielu latach boju, morderczej walki o życie, o piękno, o dobro, o normalność – zwyciężyłem. Zwyciężyłem, bo oddałem się w ręce Trójcy Przenajświętszej, przez wstawiennictwo Niepokalanej Dziewicy! Zmiana myślenia i działania, pełne uczestnictwo w Liturgii, udział w sakramentach świętych i modlitwa osobista, rozważanie Słowa Bożego i Adoracja Najświętszego Sakramentu. To wszystko doprowadziło mnie do zwycięstwa i zwyczajnego, normalnego życia. 


W Bogu i z Bogiem. Tak idę przez każdy dzień. Przynajmniej staram się, jak mogę. W wolności i miłości, w mocy i sile samego Stwórcy i Zbawiciela, któremu poddałem się i uważam, że wygrałem. Mój duch, dusza, umysł i wola są wolne. 



Po pierwsze - BÓG. Po drugie - Ojczyzna.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo