Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
61
BLOG

POPiS w sprawie konstytucji możliwy?

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 12

Dwa lata temu podobnie jak wielu Polaków pokładałem nadzieję w tej koalicji jako okazji do radykalnego przełomu i rzeczywistych, a nie jedynie deklaratoryjnych zmian począwszy od gospodarki, a skończywszy na polityce zagranicznej. Wówczas obie partie na sztandarach niosły hasło zmiany konstytucji. Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Pisałem o tym już w 2004 roku, gdy coraz bardziej realna była szansa na wspólne rządy partii Kaczyńskiego i Tuska. Pamiętam jak latem przed wyborami AD2005 wspólnie z moimi przyjaciółmi z Platformy Obywatelskiej snuliśmy marzenia o tym czego powinny dotyczyć podstawowe zmiany, a spór pojawiał się co najwyżej przy Invocatio Dei, czy konieczności, albo jej braku doprecyzowania zakazu zabijania nienarodzonych dzieci. W tle migotała nadzieja o jednej partii w perspektywie 8- 10 lat. Dziś wszyscy wiemy, że to mrzonki. Dziś chociaż, co do założeń ideowych ciągle jesteśmy po jednej stronie barykady, to jednak w kwestii oceny sytuacji politycznej dzieli nas przepaść. Dziś jesteśmy dalej przyjaciółmi, ale już o wspólnej koalicji nikt nie marzy, bo nikt jej nawet nie chce. 

Tymczasem w czasach wojny polsko- polskiej( którą, co nie mam wątpliwości, rozpętali Donald Tusk i jego kompani) do głosu coraz częściej dochodzą politycy, którzy dobro Rzeczypospolitej stawiają ponad swojej, czy swojej partii partykularne interesy. Pierwszy sygnał dał Ludwik Dorn, który na swoim blogu zasugerował współpracę i powrót do POPiS-  u w sprawie zmiany konstytucji. To głos rozwagi i odpowiedzialności bodaj najbardziej znienawidzonego polityka przez salony, który po raz kolejny ukazuje się nam jako mąż stanu. Po raz pierwszy( i być może po raz ostatni) PO i PiS mają większość konstytucyjną bez konieczności zerkania w stronę Pawlaka. Jest wreszcie okazja do skończenia z fatalną ustawą zasadniczą z roku 1997. Niedawne wydarzenia obchodów dziesiątej rocznicy uchwalenia Konstytucji ukazały jakie jest jej rzeczywiste poparcie. Na obchody przybyli postkomuniści i lewica solidarnościowa, a gwiazdą imprezy był Aleksander Kwaśniewski patronujący obowiązującej Konstytucji i wymieniający jej uchwalenie za jeden ze swoich największych sukcesów. Nierzadko słyszymy tezę lansowaną przez „Gazetę Wyborczą” jakoby Konstytucja była „wynikiem szerokiego kompromisu”. Moim zdaniem jest to bezczelne kłamstwo. Pisałem już o tym rzekomym „wielkim kompromisie”, którym się szczyci prezydent Kwaśniewski i nasza pseudopostkomunistyczna lewica. Zawarty został on w Sejmie II kadencji, w którym mieliśmy SLD, UP, UD( czyli dzisiejszy LiD), PSL( który dystansuje się od Konstytucji) i KPN który dzisiaj już nie istnieje, a jego przedstawicieli próżno szukać wśród obecnych partii. Za prawicę dla potrzeb sytuacji robiła… Unia Demokratyczna( tj. w prostej linii protoplasta dzisiejszej Partii Demokratycznej zadowolonej, że kilku z nich zostało posłami LiD). Jasno więc widać, że poza mała grupką ówczesnych posłów Unii Demokratycznej( np. Ujazdowski, Zalewski obecnie w PiS) w Sejmie II kadencji nie było przedstawicieli żadnej z dwóch głównych dzisiaj sił politycznych, ponieważ prawica w 1993 w wyniku rozdrobnienia została zmieciona z polskiego Parlamentu. Zresztą cała prawica wówczas istniejąca apelowała do swoich zwolenników o głosowanie przeciw w referendum, a ostateczny wynik dał zaledwie minimalne zwycięstwo zwolennikom Konstytucji. Jednak ten mit utrwalany przez postkomunistów i część naszych „obiektywnych” mediów staje się dla wielu Polaków faktem.

Przejdźmy do konkretów. Jej gorący zwolennicy podkreślają, że jest konstytucją demokratycznego państwa prawa, a jako dowód na rzekomą akceptację podają, że do tej pory została zmieniona tylko raz i to wskutek wymuszenia przez Unię Europejską. Mnie jako konserwatyście nie podoba się ona przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze brakuje mi Invocatio Dei, po drugie jasno określonych wartości moralnych i tradycji narodowych, po trzecie braku nadrzędności naszego prawa konstytucyjnego nad wszelkimi prawami międzynarodowymi i wreszcie umieszczenia rodziny jako fundamentalnej instytucji życia społecznego. Do tego dochodzą strasznie skomplikowane przepisy dotyczące choćby rozwiązania Parlamentu. Dlaczego takich przepisów nie można oprzeć na modelu kolebki parlamentaryzmu jaką jest Wielka Brytania i dać możliwość premierowi w każdym momencie rozwiązania Sejmu i Senatu? Absurdalny zapis, że aby skrócić kadencję potrzeba 2/3 głosów może kiedyś doprowadzić do sytuacji bardzo złej, a przykład już mieliśmy. Wystarczy, że media będą lubiły opozycyjną partię( albo bardzo nie lubiły tej zwycięskiej) i niespecjalnie będą miały ochotę wytykać jej niekonsekwencje. Kiedy PiS na początku poprzedniej kadencji zgłosił wniosek o samorozwiązanie Parlamentu, ponieważ nie potrafił skonstruować większości wniosek przepadł, bo opozycji nie na rękę były wybory. I gdyby PiS nie podjęło bardzo trudnej decyzji o koalicji delikatnie mówiąc niewygodnej być może do dzisiaj trwałaby kompletna niemoc i rząd mniejszościowy, który niczego nie umie przeforsować, a wieczna awantura zastępowałaby jakąkolwiek merytoryczną dyskusję.

Taki zapis nie ma żadnego uzasadnienia jednak nikomu nie przychodzi do głowy, żeby go poprawić.  Za szalenie istotną sprawę uważam zmianę ordynacji na większościową, czyli taką, w której posłów i senatorów wybieralibyśmy w okręgach jednomandatowych. Posłów powinno być mniej, ale już pal licho niech ich będzie nawet 460 byleby nie byli wybierani w ramach obowiązującej ordynacji. Moje bydgoskie doświadczenia z minionej kampanii wyborczej ostatecznie mnie przekonały o tym jak bardzo jest szkodliwa. Po pierwsze powoduje ona sytuację, w której o mandat wyborczy nie walczą ze sobą kandydaci przeciwnych partii, a koledzy partyjni z jednej listy. Po drugie z partii, która w danym okręgu zdobywa przynajmniej 2 mandaty zawsze wejdzie ten z pierwszym numerem na liście. Może być fatalnym posłem, nie wydać ani grosza na kampanię, a gorszego wyniku niż drugi nie sposób jest zrobić przy tak dużych okręgach wyborczych( akurat u mnie w Bydgoszczy ta sytuacja nie miała miejsca, bo wszyscy liderzy trzech największych partii weszliby do Sejmu nawet z ostatnich pozycji). Po trzecie zbyt często się zdarza, że aby zasiąść w ławach sejmowych wystarcza jakaś śmiesznie mała ilość głosów rzędu 2 tysięcy, a niekiedy jest to ledwie kilkaset! Oczywiście nawet wówczas ten wynik musi być jednym z lepszych na liście, ale ciężko takie poparcie uznać za wystarczające do sprawowania mandatu posła Rzeczypospolitej. Po czwarte jedynie w takiej sytuacji wyborca jest w stanie dokonać racjonalnego wyboru i postawić krzyżyk przy kandydacie, którego poglądy najbardziej mu odpowiadają( o ile Szanownemu Wyborcy będzie się chciało to zrobić). Wreszcie po piąte dałoby to znakomitą możliwość dla wyborcy rozliczenia swojego parlamentarzysty z jego pracy na Wiejskiej, a dla samego posła oznaczałoby konieczność wytężonej pracy. 

Oczywiście w ramach zmiany konstytucji warto też zakazać zasiadania w parlamencie osobom skazanym prawomocnymi wyrokami, zlikwidować KRRiT, wzmocnić władzę wykonawczą, znieść parlamentarzystom immunitet formalny i dokonać przynajmniej częściowej decentralizacji. 

Na koniec zostawiłem kwestię aborcji. Temat, który jak niewiele innych jest w stanie rozpalać emocje nie tylko wśród polityków i publicystów. Właśnie z tego powodu część polityków w sposób obrzydliwy i cyniczny próbowało w sejmie mijającej kadencji wykorzystywać go do zbijania kapitału politycznego( LPR i SLD). W sposób wyjątkowo bezczelny zachował się pewien poseł LPR( niegodny tego aby umieszczać w tym tekście jego nazwisko) publikując w Internecie nazwiska polityków PiS, którzy głosowali przeciw zmianom w artykule 38. Nazwał ich faryzeuszami,( chociaż ci sami politycy solidarnie zagłosowali za zmianami w artykule 30) a w swoim zacietrzewieniu dopisał na listę nawet bardzo ciężko chorą( po kilku operacjach na otwartym mózgu) posłankę partii rządzącej. Nawet średnio inteligentny i zorientowany w polityce człowiek musi domyślić się jaki jest prawdziwy cel i czy mamy do czynienia w wypadku ów posła z faryzeuszem, czy prawdziwym obrońcą życia nienarodzonego. Jednak nie chciałbym spłycić całego tematu do marginalnego ugrupowania, które zresztą notabene właśnie kończy swój żywot w polskim Parlamencie. Podstawowe jest pytanie, czy rzeczywiście jest to temat zastępczy, czy może jednak to walka o „cywilizację życia”. Pojawia się tylko pytanie, co jest w takim razie ważniejsze od ludzkiego życia? Jak można deprecjonować działania mające na celu ochronę życia, nazywając je rzekomym tematem zastępczym? Jak można to robić w sytuacji, gdy Europa i cały Zachód przeżywają niż demograficzny, który już odczuwamy na własnych portfelach, pomijając wszystko inne. Dlaczego nie możemy uczyć się na błędach Zachodu, gdzie właśnie w najbardziej laickiej Francji następuje zwrot i jest prowadzona aktywna polityka parorodzinna, która daje pierwsze efekty. Czemu tematy tak fundamentalne wciąż są traktowane jako katolicki radykalizm, skoro niezależnie od wiary, bądź jej braku powinny być dla uczestników życia publicznego sprawami kluczowymi. Ja osobiście uważam sprawę ochrony życia nienarodzonego za bardzo ważną.  

Wspólna zgoda i współdziałanie PO i PiS w sprawie zmian konstytucji wydaje się zadaniem bardzo trudnym, ale jednak wykonalnym. Jeżeli rzeczywiście jak głosi plotka na czele sejmowej komisji konstytucyjnej stanie Jarosław Gowin( a’ propos wczoraj pisałem, że zapewne nie znajdzie się w rządzie i dzisiaj już wiemy, że to pewne, oczywiście sam tego chciał…) to porozumienie wydaje się być o krok bliżej. Jeżeli Ludwik Dorn rzeczywiście podejmie próbę przekonywania posłów PiS, a w szczególności samego premiera Kaczyńskiego do swojej koncepcji, a wesprą go takie osoby jak Kazimierz Michał Ujazdowski, Paweł Zalewski, Zbigniew Ziobro, czy Jarosław Sellin to jest na to szansa. Piłeczka jednak leży po stronie Platformy Obywatelskiej. Być może to zła wiara, być może to nieufność w jej „wielkiego lidera”, ale mam takie przeczucie, że koniec z końców Donald Tusk, albo ktoś z Dworu( Schetyna, Drzewiecki, Grupiński, Nowak, Graś) oświadczy, iż niestety oni by chcieli, ale niestety z PiS- em się nie da… Tak, no miejmy nadzieję, że chociaż tym razem wykażą się „pełną odpowiedzialnością” jak reklamował się na afiszach wyborczych niedoszły Prezydent Tusk. Że jest możliwa współpraca pomiędzy osobami z PiS i PO wiem z własnego doświadczenia. W stowarzyszeniu Młodzi Konserwatyści, gdzie gromadzi się ideowa młoda prawica są członkowie obydwu partii. Po zeszłorocznych wyborach wielu jest radnymi w swoich miastach przeważnie PiS- u, ale także PO.  

Na koniec krótka refleksja. Niedawno usłyszeliśmy dramatyczne zawołanie byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. „Brońmy konstytucji jak niepodległości”, zawołał niestrudzony mąż stanu. Może i zabrzmiałoby to poważnie gdyby nie fakt, że prezydent Kwaśniewski miał swoją szansę powalczyć o niepodległą Polskę. On jednak wolał wtedy czerpać owoce i być pezetpeerowskim aparatczykiem. Uważam, że nie tylko nie warto jej bronić, ale trzeba zrobić wszystko, aby zmienić tę konstytucję, która jak to dziś trafnie ocenił minister Ujazdowski jest „w swej mentalności zasiedziałą w czasach późnego PRL- u). 

Dla mnie postawa PO w tej sprawie będzie miała kluczowe znaczenie, czy partia i jej lider chociaż trochę myślą o dobru Rzeczypospolitej.

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka