Gabinet Donalda Tuska, żeby scharakteryzować go jak najkrócej można nazwać Gabinetem Drętwych Teoretyków( w skrócie GDT). To nie jest kolejny tekst, w którym będę się czepiał Bóg wie czego i karcił PO za dobre chęci. Ale wydaje się, że przed jutrzejszą desygnacją można się pokusić o jakąś ocenę szans i wyzwań, do których może podejść nasz GDT.
Są dwie możliwości tworzenia rządu. Pierwsza, moim zdaniem lepsza polega na obsadzeniu stanowisk ministerialnych najważniejszymi politykami zwycięskiej partii. Druga, znacznie gorsza to rząd rzekomo apolitycznych fachowców w połączeniu z partyjnymi dogmatykami. Właśnie taką opcję wybrał desygnowany na premiera Donald Tusk. w moim przekonaniu jednego już możemy być pewni, przełomu nie będzie i to chyba w żadnej dziedzinie. Postaram się uargumentować moją tezę.
Żeby odwołać się do sportowej metafory każdy rząd można porównać do drużyny piłkarskiej. W drużynie Tuska gwiazdą numer 1 ma być oczywiście sam kapitan, pod którego ustawiono całą grę. Poza tym mamy jeszcze dwie wyróżniające się postacie, z których jeden ma ochotę być rozgrywającym( Sikorki), drugi chociaż wolałby grać jako atakujący skrzydłowy został przesunięty niewiadomo po co do defensywy( Zdrojewski). Na bramce zaś postawiono dobrego kumpla( Schetynę), którego głównym zadaniem ma być… rola trenera. Dość ryzykowne posunięcie, kiedy bramkarz ma robić pierwsze kroki na tej pozycji, a poza stoperem asów w obronie brakuje. Większość drużyny jak trafnie scharakteryzował to Kaczyński została dobrana „z łapanki”. Dwóch zawodników ustawionych na pozycjach, na których już dawno nie grali( Zdrojewski zamiast MON dostał kulturę, Grabarczyk zamiast sprawiedliwości infrastrukturę). Część zawodników kompletnie nieznana, część starzy znajomi, ale wszyscy jacyś bezbarwni. Za to ławkę grzeją zawodnicy, którzy powinni występować w pierwszym składzie, bądź w ogóle zostali odesłani na trybuny( Saryusz- Wolski i Rokita), a na dodatek właściwie wystawieni na listę transferową.
Dodatkowo okazało się, że koniecznością, aby otrzymać licencję była fuzją z inną drużyną( PSL), której zawodnicy też w końcu muszą gdzieś być powstawiani. Więc mamy defensywnego pomocnika( Sawicki), który nie wiadomo, czy podała zadaniu i drugiego do pomocy w ataku( Pawlak), który choć z wielkimi ambicjami, to jednak wiadomo, że bez większego talentu, a zdobycie kilku bramek( czytaj punktów dla rządu) w sezonie już będzie dużym osiągnięciem.
Jakby tego było mało manager Tusk do zespołu stara się ściągnąć zawodników, którzy mu nie są kompletnie przydatni( Zalewski), bo przecież rozgrywających ma od cholery i jeszcze więcej( szefem MSZ jest Sikorki, a mogliby być Saryusz- Wolski, Rokita, Marcinkiewicz, Sonik, Suchocka). Wszystko zaś wygląda tak jakby grającemu managerowi( na pozycji wysuniętego napastnika) zależało na jednym, aby z braku innych opcji wszyscy byli zmuszeni grac pod niego. Więc priorytetem nie jest zwycięstwo meczu, a koniec z końców tytuł mistrza Polski, a jedynie to, aby najwyższe noty w zespole dostawał manager. Oryginalna koncepcja.
Zostawiając piłkarskie porównania spróbujmy się przyjrzeć GDT, spróbujmy poszukać jasnych punktów. Ktoś powie resorty gospodarcze, w końcu ma być cud. Przyjrzyjmy się więc tym tuzom. Grad jako minister skarbu to kompletna niewiadoma. Jedyne z czego był znany dotąd to z zasiadania w śledczej komisji bankowej. Wiemy też, że lubi Balcerowicza. To wszystko. Po prostu jedna wielka niewiadomo, ale przynajmniej polityk. Jest Rostowski jako minister finansów, człowiek Balcerowicza, którego ten określa jako „dogmatyka do kwadratu”. Z pewnością przychodzi po to, aby osiągnąć jakieś sukcesy i przeprowadzić reformy. Ale na kogo może liczyć? Jakie ma zaplecze w parlamencie? Po prostu nie ma. Zresztą do dziś nikt nawet jego twarzy nie widział, a co tu mówić o planach. Bo może ktoś słyszał jakie ma priorytety? Gdzie widzi najpoważniejsze wyzwania? Wiemy, że siedzi w Brukseli, gdzie wykłada w jakiejś wyższej szkole. Czyli kolejny znak zapytania. O Grabarczyku prawniku i przedsiębiorcy już wspominałem. Ale przecież ten się zajmował w zeszłej kadencji resortem sprawiedliwości, to szefem tej komisji był przewodniczącym. Tymczasem z infrastrukturą miał tyle wspólnego, że zasiadał w jednej z podkomisji, która między innymi zajmowała się tą tematyką. Słyszał może ktoś jakieś wypowiedzi Grabarczyka w temacie, którego ma zostać ministrem? Może jakieś plany jak budować autostrady? Nic, cisza. Nawet Janusz Piechociński( wymieniany wcześniej jako kandydat na ministra infrastruktury z ramienia PSL) bał się zostać sekretarzem stanu w ministerstwie bojąc się podobno katastrofy, o czym wspomina Michał Krzymowski w swoim artykule we „Wprost”. Jest Pawlak jako szef gospodarki, chyba jedyny, który będzie miał siłę przebicie. Ale co chce zrobić? Oprócz oględnych banałów nic nie wiemy. Niejaka Bieńkowska na ministra rozwoju regionalnego. Jej nazwiska jeszcze nie znają z pewnością nawet wszyscy członkowie klubu Platformy. Bezpartyjny fachowiec, który jeszcze się niczym nie wykazał, brzmi obiecująco. I to mają być sztandarowi ministrowie tego rządu, bo w końcu gospodarka ma być priorytetem.
Jednak trzeba szczerze powiedzieć, że na tle resortów siłowych te gospodarcze wydają się być obsadzone fantastycznie. Dopiero tutaj zaczynają się otwierać oczy. Ćwiąkalski jako minister sprawiedliwości to oczywista kpina z Polaków i splunięcie w twarz wyborcom. Niezależnie sympatycy PiS, czy PO, wszyscy chcieli twardej walki z korupcją, korporacjami i przestępcami. Tymczasem na czele tego resortu staje profesor, do tego adwokat, który bronił Stokłosę i doradzał Krauzemu, a jakby tego było mało to jeszcze jest zagorzałym wrogiem wszystkiego, co zrobił Ziobro. Idealny anty- Ziobro tyle, że Tusk obiecywał, iż przyszły minister sprawiedliwości ma być lepszym Ziobrą. Jak widać po raz kolejny wytarł sobie gębę własnymi obietnicami. Klich w MON to może jeszcze najlepsza nominacja, chociaż mimo wszystko najbardziej zaskakująca i najbardziej na siłę, bo przecież Zdrojewski byłby tu kilka razy lepszy. Ale ten stracił szansę na MON, osiągając trzeci wynik w kraju. Nad Schetyną jako szefem MSWiA nie będę się pastwił. Cudem będzie jak nie dojdzie do katastrofy. O zwierzchnikach służb i szefach ich jeszcze ciągle nie wiemy nic pewnego, więc dywagacje na ich temat można sobie darować.
W rządzie mamy też kilka drażliwych i bardzo ważnych resortów. Zacznijmy od MEN, może tutaj jakaś nadzieja? Gdzie tam, szefem ministerstwa ma być pani Hall, której nazwisko jest co prawda znane, ale dzięki… mężowi. O tym, że ma zostać ministrem dowiedziała się podobno z… mediów. Już widzę jak aktywnie i dynamicznie realizuje nowatorskie pomysły mając na głowie strajki, biadolenie o podwyżkach i niezadowolonych uczni. Oczywiście także bezpartyjna i bez żadnego zaplecza. Te w ogóle ma przyszły minister zdrowia Ewa Kopacz, dla mnie osobiście osoba skompromitowana podczas lekarskich strajków. Wtedy okazało się, że jest z personelem medycznym, chce podwyżek i rząd to powinien zrobić. Żadnego pomysłu na funkcjonowanie. Jest wreszcie Radek Sikorski. Oprócz problemu jego popularności, który będzie dokuczał Tuskowi z dnia na dzień bardziej wraz z nadciągającymi wyborami prezydenckimi, jest jeszcze problem braku akceptacji przez prezydenta. Po co na stanowisku szefa MSZ osoba, która się cieszy zerowym zaufaniem głowy państwa? Jeżeli chodzi o spłatanie psikusa to Tuskowi się udało. Więcej o Sikorskim pisał nie będę, zainteresowanych odsyłam do postu „Sikorki- mąż stanu, czy cyniczny karierowicz?”
Kto stoi na czele ministerstwa środowiska, czy pracy to ma znaczenie trzeciorzędne, więc szkoda na to czasu. Podobnie osoba rzecznika, ale za to ta, może być kolejnym potwierdzeniem mojej tezy, iż mamy do czynienia z GDT, nawet tutaj zamiast młodej dynamicznej osoby mamy bliżej nieznaną panią doktor, która się wciąż waha.
Podsumowując oczywiście może okazać się, że nie mam racji, ale niestety ten rząd widzę jako rząd jednego celu. Mianowicie zdobycia prezydentury dla Tuska w 2010. Zresztą celu, który jest w mojej opinii niewykonalny. Tego zresztą sam desygnowany na premiera nie ukrywa mówiąc, że nie zależało mu na gwiazdach, ale ludziach do ciężkiej pracy. Będziemy więc mieli bezbarwnych ministrów niezdolnych do forsowania własnych pomysłów bez poparcia Schetyny. Ten zaś będzie przez wszystko patrzył w pryzmacie szans na elekcję swojego szefa. Sam Tusk natomiast będzie się starał być nie tyle lepszym Kaczyńskim, czy drugim Sarkozym, a jedynie lepszym Marcinkiewiczem. Na dodatek będzie znacznie gorszy. W tym zespole nie ma żadnych postaci. Prawie nikogo kto by się do tych funkcji przygotowywał. Już dzisiaj wróżyć katastrofę byłoby niepoważne, ale śmiało można zaryzykować, że żadnego cudu tu nie będzie, a szczytem marzeń może być wicemistrzostwo kraju, że jeszcze raz powrócę do piłkarskiej metafory, bo o obronie tytułu, czy sukcesach w europejskich pucharach nie ma co marzyć.
Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka