Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
214
BLOG

partia to nie stowarzyszenie!

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 4

Oczywiście można się na to zżymać, ale to prawda. Nigdy, nigdzie nie zbudowano skutecznej partii politycznej, która przetrwałaby dłużej niż 5 lat na zasadach stowarzyszenia. W Polsce najlepszym na to przykładem była Akcja Wyborcza Solidarność, zresztą nawet nie przekształcona do końca jako partia, a działająca jako komitet wielu ugrupowań. O ile jeszcze podczas elekcji w 1997 spindoktorom udało się skutecznie zrobić z tego siłę np. spotami wyborczymi typu: Niesiołowski na ekranie „jestem narodowcem i dlatego jestem w AWS”, Rokita „jestem konserwatystą i dlatego jestem w AWS”. Później zaś jak wszyscy dobrze pamiętamy zaczęła się równia pochyła i zabrakło Akcji w Sejmie IV kadencji. 

Ale czy dzisiejszy model funkcjonowania partii politycznych jest rzeczywiście idealny? Czy metody kierowania stronnictwem przez Kaczyńskiego i Tuska warte są kopiowania? Czy różnią się od siebie? Czy na Zachodzie jest podobnie? I wreszcie jak powinno być? Spróbujmy chociażby powierzchownie poszukać odpowiedzi na te pytania.  

czemu partia nie może być stowarzyszeniem? 

Otóż to, co jest siłą stowarzyszenia okazuje się zawsze słabością partii. Sam jestem członkiem Młodych Konserwatystów i jego wielonurtowość pozwala na rozwijanie się. Dbałość o reprezentację tych kilku nurtów i liczenie ze zdaniem nawet tych „słabszych” wymaga wiele wysiłku, ale procentuje. Dlatego dzisiaj w życiu politycznym możemy widzieć przedstawicieli wywodzących się z Młodych Konserwatystów w kilku partiach politycznych. To będzie Michał Kamiński z PiS, czy Sławomir Nitras z PO, są też osoby w Prawicy Rzeczypospolitej chociaż już nie o tak znanych nazwiskach. Ale zarządzanie partią i metody nią kierowania jak stowarzyszeniem, czy klubem dyskusyjnym są co prawda sympatyczne, jednakże wysoce nieskuteczne. Wróćmy jeszcze raz do nieszczęsnego AWS. Nie pamiętacie już Państwo tych nasiadówek wielogodzinnych? Ciągłych awantur i pojednań? Tak było. A gdy ZChN sprzeciwiał się wprowadzaniu coraz to bardziej absurdalnych rozwiązań? Wreszcie wszystko się rozleciało w cholerę i chyba dobrze.  

Tusk wciąż musi uważać  

Teoretycznie sytuacja w Platformie najbardziej przypomina sytuację z innych zachodnich ugrupowań. Bo niby nie była to partia jedynie Tuska( był on jedynie najmniej ważnym z trzech tenorów) więc wciąż wiele śladów po innych nurtach. Ale z drugiej strony metody Tuska w żadnym stopniu nie przypominają tego, co z wewnątrzpartyjną opozycją robi u siebie np. Cameron. Nigdzie nie dochodzi do takiego wycinania jak w Platformie. Nigdzie indziej tak szybko nie zmieniają się twarze tej partii. Dzisiaj Tusk ze swoją platformą przypominają coraz bardziej partię władzy. Ale dlatego też ma kilka osób, którym marzy się przejęcie sterów w niej. Z pewnością znowu ich wytnie, albo tym razem oni go. Więc, aby utrzymać władzę musi ciągle uważać i bezwzględnie wymagać posłuszeństwa. Zmuszało i nadal będzie go to do wiecznych intryg i knowania. Oczywiście nie przekłada się to na poprawę działań swojej formacji.  

Kaczyński boi się deja vu 

Problemy Tuska są za to obce dla Jarosława Kaczyńskiego. Nikt w PiS nie może mieć wątpliwości, to jego partia i bez niego jej by nie było. Zbudowana została na popularności brata, czyli obecnego prezydenta i tak jest konsekwentnie tworzona. Komu się nie podoba, może sobie szukać innej. Zresztą jest to myślenie powszechne zarówno wśród sympatyków, jak i polityków PiS. Nawet krytycy obecnego prezesa, jak Ludwik Dorn, nie mają wątpliwości- Kacyzński musi stać na czele partii przynajmniej przez najbliższe osiem lat, inaczej się rozleci. To prawda, nie ma nikogo innego zdolnego utrzymać jedność w PiS. Nie oznacza to jednak, że Jarosław Kaczyński nie ma żadnych problemów. Abstrahując od winnych w tym konflikcie, musi on mieć swoiste deja vu w związku z postawą Dorna, Ujazdowskiego i Zalewskiego. Prawo i Sprawiedliwość to przecież druga partia, na której czele stoi Kaczyński. Pierwszą było Porozumienie Centrum, potężne jak na początek lat 90- tych. A jednak już w Sejmie I kadencji Kaczyński stracił niemal połowę partii, a historia z przewrotem powtórzyła się w Sejmie III kadencji. Dorn, wiceprezes partii i prawa ręka prezesa przypomina mu z pewnością bydgoskiego polityka PC Antoniego Tokarczuka, który do momentu zdrady był również jego najbardziej zaufanym człowiekiem i wiceprezesem partii. A Kazimierz Michał Ujazdowski? Bliski Kaczyńskiemu był zawsze, od początku wiceprezes partii, niczym jak Krzysztof Tchórzowski( dzisiaj pogodzony z prezesem poseł PiS), wówczas również wiceprezes Porozumienia Centrum. Tym razem żaden z nich nawet nie chce mu odebrać przywództwa w partii, ale przecież najgorszy scenariusz, czyli rozpad partii zawsze trzeba zakładać i robić wszystko, aby odsuwać takie rzeczy od siebie.  

czy można mieć pretensje o „dwór”, lub „pretorianów”?  

Tego rodzaju pretensje bez przerwy wysuwają różnoracy publicyści i komentatorzy. Czemu w gronie najbliższych jest ten, lub tamten? Przecież X jest idiotą, psuje wizerunek partii! I tym podobne. Nie mogę się do końca z tym zgodzić. Rozumiem Tuska i Kaczyńskiego w tym względzie. Nic nikomu do tego, co to za osoby. Każdy szef partii ich potrzebuje i musi mieć wokół siebie jakieś 10-15 osób, którym może bezgranicznie zaufać, znajdujących się w sejmie i strukturach partyjnych. Nie można w ten sposób partii zrobić, aby najważniejszymi twarzami było 10 polityków reprezentujących wszystkie nurty. Będzie pełny pluralizm wówczas, zgoda. Ale dodatkowo też pełne zamieszanie. Nurt, który prezentuje lider partii musi być najbardziej wyraźny, czyli musi mieć nadreprezentację. Postawcie sami siebie Państwo w roli szefa partii. Nie zrobilibyście tego samego? Na pewno tak, to niezbędna i powszechna metoda. Oczywiście odrębną sprawą jest to, co to za osoby. Skoro są w otoczeniu szefa partii to widocznie z jakiegoś ważnego dla niego powodu. Nie ma, co wybrzydzać na średnie wykształcenie Kuchcińskiego, to nie ma nic do rzeczy. Pytanie jedyne jakie można zadać, to jakie są to osoby, czy nie będą nadużywać swojej pozycji? Czy umieją współpracować z innymi? Czy umieją się powstrzymać od knucia? Czy mają właściwą samoocenę i wiedząc, że nie wypadają najlepiej w mediach, umieją się od tego powstrzymać? Jeżeli tak to super, gorzej gdy odpowiedzi przeczących na powyższe pytania jest zbyt dużo. Ale tak, czy inaczej trzeba rozumieć tą sytuację. Zaś oczywiście jednocześnie prezes partii ponosi całkowitą odpowiedzialność za takie osoby.  

model Thatcher  

Najbliższy idealnemu( choć być może były, lub są lepsze, ale mi nieznane) był moim zdaniem model zarządzania partią przez Margaret Thatcher. Żelazna Dama także i to niemal przez cały czas przewodniczenia Partii Konserwatywnej miała wewnątrzpartyjną opozycję. Jednak umiała z nią sobie radzić w sposób skuteczny. Przeciwnicy nie byli wyrzucani z partii, dawała im startować z list PK, a nawet powoływała do rządu! Jednocześnie trzymała partię silną ręką. Owszem decyzję konsultowała( co przynajmniej zmniejszało frustrację ważnych polityków), ale i tak ostatecznie głos należał do niej. Thetcher nie bała się też krytykować publicznie poczynania partyjnej opozycji nazywając ich „mięczakami”. Mimo tego nawet oni, jeżeli byli specjalistami trafiali do gabinetu, albo na ważne parlamentarne stanowiska. Stawała zawsze z otwartym czołem, nie bała się ostrych debat podczas zjazdów torysów i zawsze wygrywała głosowania. Prowadziła partię do trzech wyborów i zawsze z sukcesem. I najważniejsze- nikogo z partii nie usuwała. Nawet jej najzagorzalsi wrogowie nie byli przez nią usuwani. Dla niektórych w ostatniej ławie, ale miejsce w Izbie Gmin było. poza tym Thatcher bardzo dbała o jak najlepsze kontakty z tzw. „dołami”, zależało jej na wsparciu ze strony młodych posłów, którzy wiedzieli jak wiele jej zawdzięczali. Nie bała się roszad, także na stanowiskach rządowych, a do jej gabinetu trafiali najważniejsi politycy, nie apartyjni teoretycy jak to zrobił Tusk. Cały czas toczyła się praca nad programem partii, podczas których stawiano coraz to nowe cele i wyzwania dla konserwatystów.  

wymagam zbyt wiele? 

Być może. Ale pomarzyć zawsze wolno. Wierze, że i w Polsce za kilka lat dojdziemy do takiego modelu. Oczywiście za obecny stan rzeczy nie ponoszą winy jedynie jej liderzy. To wypadkowa całej sytuacji, czyli zachowania mediów, niedojrzałej klasy politycznej, wybujałe ambicje niektórych działaczy itede. To wszystko prawda. Teraz nastaje bardzo ważna kadencja. Jeżeli liderzy PiS i PO wprowadzą swoje ugrupowania do sejmu na czwartą kadencję z poparciem przynajmniej w granicach 25- 30% będą mogli być pewni, że scena polityczna w Polsce się ustabilizuje już pewnie na długie lata. Ale tak być nie musi. Na dzień dzisiejszy jeżeli bym miał zabawić się w próbe przewidzenia przyszłości, to stawiałbym, że dwoma największymi ugrupowaniami w Sejmie VII kadencji będą PiS i nowa partia, której dziś nie ma, a która w ogóle zepchnie, albo przynajmniej znacząco zmarginalizuje Platformę.

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka