Wczoraj konferencję prasową na temat gospodarki przeprowadziła fundacja CASE. Uchodzi ona za poważny instytut ekonomiczny, który zakładał i do tej pory jest związany guru polskich liberałów, Leszek Balcerowicz. Przedstawiciele fundacji stwierdzili, że sytuacja gospodarcza w Polsce jest „zaskakująco dobra”. Zaskakująca pewnie dlatego, że przecież nie rządziła Platforma Obywatelska, a jednak gospodarka się nie zawaliła. Wręcz przeciwnie, rozwijała się podczas 2-letnich rządów PiS znakomicie, rzecz jasna według neoliberalnych kryteriów- a więc samego wzrostu PKB.
Faktem jest, że obecna kondycja gospodarki jest niezła- spada bezrobocie, rośnie PKB, spada deficyt budżetowy. Ważne pytanie na dziś to jednak to, jak gospodarka będzie rozwijać się w kolejnych latach. Tutaj fundacja CASE prognozuje, że można spodziewać się niewielkiego spadku tempa wzrostu, a to głównie za sprawą pogarszającej się koniunktury gospodarczej na świecie. Dla podtrzymania szybkiego wzrostu gospodarczego ekonomiści z CASE radzą, żeby rząd „zmniejszył liczbę zezwoleń i ułatwił rejestrację działalności gospodarczej”. Podobne zresztą pomysły zgłaszają inni „medialni” ekonomiści, a także przedstawiciele PO (ostatnio „pakiet Palikota”). Otóż chcę powiedzieć, że to są bzdury po prostu! Jeśli zezwolenia i rzekomo utrudniona rejestracja działalności gospodarczej miałyby być największymi problemami dla polskiej gospodarki, to mielibyśmy chyba najlepszą gospodarkę na świecie. Tak naprawdę bowiem mamy ogromne, strukturalne bariery trwałego i szybkiego wzrostu gospodarczego, a są nimi choćby:
1. Masowa emigracja, która powoduje braki wykwalifikowanej kadry, niezbędnej w związku z rozwojem firm i gospodarki, ale także funkcji państwa (brak kompetentnych urzędników). Wiąże się to z niewydolnością polskiej gospodarki w zapewnieniu pracownikom płac na zadowalającym poziomie, pozwalającym choćby na zapewnienie minimum socjalnego.
2. Zacofanie wsi, które powoduje że 30% polskiego społeczeństwa ma poważnie ograniczone możliwości edukacji i dostępu do rynku pracy.
3. Najniższy w Europie poziom wydatków na badania naukowe i wdrażanie nowoczesnych technologii w gospodarce, co skutkuje małym udziałem firm nowoczesnych technologii w gospodarce.
4. Zbyt mała ilość absolwentów wyższych uczelni o kierunkach technicznych. Brakuje także średniej kadry technicznej, a nawet dobrze wykwalifikowanych absolwentów szkół zawodowych.
5. Wysokie obciążenia podatkowo-składkowe na płace, przy stosunkowo niskim już opodatkowaniu zysków przedsiębiorstw i niskim udziale płac w PKB.
6. Zbliżająca się groźba kryzysu systemu emerytalnego po 2010 roku, kiedy w wiek emerytalny wchodzić będzie powojenny wyż demograficzny.
7. Najniższy w Europie odsetek ludzi czynnych zawodowo. Wiąże się to także z problemami w odnalezieniu się na rynku pracy ludzi po 50 roku życia.
8. Ciągle niski poziom liczby oddawanych mieszkań- w efekcie wysokie ich ceny, niedostępne dla większości młodych ludzi.
9. Słabo rozwinięta infrastruktura komunikacyjna- nie tylko pomiędzy miastami (autostrady), ale także wewnątrz miast (transport publiczny).
10. Wysoki deficyt handlowy, świadczący o braku konkurencyjności polskiej gospodarki na globalnym rynku.
Wymieniłem 10 problemów, może nawet nie tych najpoważniejszych, które zagrażają perspektywom długofalowego wzrostu gospodarczego w Polsce. Do tej pory bowiem polska gospodarka mogła rozwijać się korzystając ze stosunkowo prostych środków i rezerw- zwiększając zatrudnienie (mając do dyspozycji szeroką rzeszę bezrobotnych o niezłych kwalifikacjach), przyciągając inwestycje zagraniczne dzięki niskim kosztom pracy, korzystać z środków na rozwój i otwarcia rynków zbytu UE. Teraz jednak, gdy polska gospodarka osiągnęła pewien pułap rozwoju, trzeba sięgnąć do innych środków.
Obecnie żeby zapewnić długofalowy wzrost gospodarczy, trzeba postawić na wzrost wydajności, lepsze wykorzystanie siły roboczej, automatyzację, marketing, większy udział know-how w produktach, wyjście na rynki globalne, itp… Innymi słowy- możliwy jest wzrost intensywny, a nie ekstensywny. Trzeba także robić coś, czego polska gospodarka nie musiała robić od początków transformacji- a mianowicie konkurować o pracowników, i to na europejskim rynku pracy. W tej konkurencji liczą się nie tylko płace, ale także to co zapewniają państwa zachodnie- świadczenia socjalne (głównie rodzinne, co jest ważne dla młodych ludzi), publiczną edukację i służbę zdrowia na dobrym poziomie.
Reasumując, przestańmy wreszcie bajdurzyć o „zmniejszaniu zezwoleń i przyśpieszeniu rejestracji firm”. Nie szukajmy także prostych recept, w rodzaju podatku liniowego, który rzekomo „zapewni trwały wzrost gospodarczy”. Zdaję sobie sprawę, że takie hasła są nośne medialnie i zapewniają poklask u wyborców, bo także wyborom wpojono neoliberalną propagandę o tym że niskie podatki rozwiążą wszelkie problemy nie tylko gospodarcze, ale i społeczne. Tak naprawdę jednak wyzwania, oraz zadania, dla polskiej gospodarki i polityki społeczno-gospodarczej są znacznie poważniejsze i trudniejsze zarazem.
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka