Na Salon24 toczy się ciekawa dyskusja nad zagadnieniem „anty-polityczności”, czyli zastąpienia polityki opartej na sporach i konfliktach, polityką czy już raczej zarządzaniem, której nadrzędnym celem jest poszukiwanie rozwiązań godzących różne, często sprzeczne interesy i światopoglądy.Nie ma nic złego w poszukiwaniu kompromisu i konsensusu. Uważam że powoli w przeszłość odchodzą partie „klasowe”, które reprezentują interesy (czy światopogląd) jakiejś nawet licznej grupy społecznej, nie bacząc na interesy reszty społeczeństwa. Nowoczesne partie polityczne przyjmują raczej strategię „Catch-all” czyli „łap wszystko”- starając się pozyskać elektorat z różnych grup społecznych. Nawet polskie doświadczenia demokratyczne mówią, że wygrać wybory może tylko ta partia, która zdoła pozyskać elektorat z całego spektrum społecznego. Jest to jak najbardziej zgodne z ideą demokracji- przecież rząd powinien rządzić w imieniu całego społeczeństwa, a nie tylko swojego elektoratu.Cały czas pisząc o kompromisie, mam na myśli zagadnienia i problemy społeczno-gospodarcze. W sprawach światopoglądowych bowiem nie ma moim zdaniem ucieczki od modelu liberalnego, co mnie akurat cieszy. Państwo liberalne opiera się na wolności światopoglądowej oraz tolerancji dla różnych poglądów. Próba „zawrócenia historii” w wykonaniu PiS i jego koalicjantów, powrotu do mniej lub bardziej anachronicznego modelu państwa „katolicko-narodowego”, zakończyła się porażką.W kwestiach społeczno-gospodarczych nie ma, póki co przynajmniej, jednego kompromisu. Wbrew temu co mówią liberałowie, ich koncepcja wolności gospodarczej nie znajduje powszechnej akceptacji, a nawet zwykłej większości w społeczeństwie. Różne badania opinii publicznej pokazały, że wielu wyborców PO ma tak naprawdę bardzo socjalne poglądy. To sprawia że nie tylko w Polsce, ale i w całym zachodnim świecie, toczy się ciągle spór o to który kompromis jest lepszy- mniej lub bardziej „liberalny, albo mniej lub bardziej „socjalny” ("solidarny" jest wersją "socjalnego"). Taki spór był w wyborze między socjalistką Royal i konserwatystą Sarkozy we Francji, a nawet między Republikanami i Demokratami w USA, gdzie ci ostatni wygrali wybory z hasłem podniesienia płacy minimalnej.Spór między opcją „liberalną” i „socjalną” nie jest sporem dzielącym społeczeństwo na antagonistyczne bloki, ale jest sporem dwóch różnych koncepcji kompromisu wewnątrz społeczeństwa, gdzie występują często różnice interesów- jak chociażby ten klasyczny między pracodawcą i pracobiorcą, gdzie pracodawca chce płacić jak najmniej za pracę (żeby mieć większe zyski), a pracownik zarabiać jak najwięcej. Wokół tych dwóch opcji będzie dzielić się scena polityczna i prowadzić niekończące się dyskusje nad tym, która z nich jest lepsza. Polityka jest więc sporem nie o to czy ma być kompromis, ale jaki ma mieć on kształt. Co prawda programy mają tendencję do upodabniania się do siebie („szukanie kompromisu między kompromisami”), oby jednak nigdy do poziomu w którym nie byłoby żadnych różnic. To by oznaczało bowiem brak konkurencji w polityce, a więc siłą rzeczy obniżenie jej poziomu. Świat bowiem ciągle idzie naprzód i ciągle pojawiają się nowe problemy, na które różni ludzie widzą różne rozwiązania. Niestety, nie jest tak dobrze, żeby nastąpił już „koniec historii”, a więc i „koniec polityki”…
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka