Łukasz Stefaniak Łukasz Stefaniak
560
BLOG

Jak załatać rekordową dziurę budżetową?

Łukasz Stefaniak Łukasz Stefaniak Polityka Obserwuj notkę 26

To było do przewidzenia. Wcześniej czy później polskie finanse publiczne musiał dotknąć w pełni kryzys. Mało kto jednak podejrzewał, że dziura budżetowa pobije 33 mld rekord z 2001 roku. Skok w porównaniu z zakładanymi finansami na bieżący rok jest kolosalny, prawie dwukrotny (52 mld zł). Rząd znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, w której ładne uśmiechy i świetne zagrywki PR-owe nie wystarczą do utrzymania obecnego poparcia.

Mamy sporo szczęścia, że nasza gospodarka jest wciąż na plusie. Dzisiaj w jednej z gazet (chyba Rzeczpospolita) przeczytałem, że polskie finanse są dostosowane do 5% wzrostu gospodarczego. Ciężko zaprzeczyć temu twierdzeniu. Praktycznie żaden polski rząd nie opracował dobrej strategii dysponowania publicznymi środkami w czasach kryzysu. Gdyby nasza gospodarka pochłonęła się w takiej recesji, jak niektóre kraje Europy, to czekałaby nas całkowita katastrofa, a tak jest "jedynie" tragedia.

Minister finansów Jacek Rostowski na dzisiejszej konferencji prasowej oczywiście starał się uspokajać. Trudno się temu dziwić. Takie dane na temat deficytu mogłyby spowodować prawdziwe zamieszanie na parkiecie giełdowym oraz poważnie osłabić złotówkę. Piątkowe popołudnie było bardzo dobrym terminem na ujawnienie tej wiadomości. Dzięki temu inwestorzy mogli troszeczkę uspokoić nerwy w czasie weekendu. Indeksy giełdowe oczywiście prawdopodobnie spadną, podobnie jak osłabi się złotówka, ale na szczęście nie nastąpi to jednego dnia. Osobiście jednak uważam, że uznawanie deficytu na tym poziomie za bezpieczny jest nadużyciem. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie mamy pewności w jak długim okresie czasu uda się go wyprowadzić na prostą. Krytykować ministra trzeba też za to, że te fatalne informacje budżetowe były tak długo utrzymywane w tajemnicy. Podejrzenia graniczące z pewnością na temat przyszłorocznego budżetu musiały już dużo wcześniej krążyć po ministerstwie finansów.

Jakby nie podchodzić do sprawy rząd ma problem. I to poważny. Bez żadnych radykalniejszych kroków wychodzenie z takiego deficytu może potrwać kilka lat, podobnie jak w przypadku deficytu z 2001 roku. Sytuacja wymaga odważnych i niepopularnych działań. Można np. zreformować KRUS (w radykalnej wersji nawet zlikwidować). Dałoby to teoretycznie kilkanaście miliardów złotych. Warto moim zdaniem przemyśleć kwestię emerytur, choć tutaj efekty byłyby raczej długofalowe. Przy czym nie jestem zwolennikiem całkowitej likwidacji emerytur. Można wreszcie podnieść składkę rentową do poziomu sprzed obniżki dwa lata temu. To by spowodowało wzrost wpływów do budżetu państwa o ok. 20 mld zł, przy czym nie spowodowałoby to aż takiego zahamowania konsumpcji, jak np. podwyższenie podatku VAT, czy PIT. KRUS oraz wzrost składki rentowej to mogłoby być w sumie nawet 40 mld zł. Oczywiście po zakończeniu kryzysu składkę można z powrotem obniżyć lub wyjść ostatecznie nawet na deficyt oscylujący w okolicach kilku miliardów. Niestety w przyszłym roku czekają nas wybory, w tym te teoretycznie najważniejsze - prezydenckie. W takiej sytuacji jest mało prawdopodobne, żeby podjęto takie działania, a już na pewno nikt nie będzie chciał podwyższać podatków. Zresztą nie tylko wybory stoją na drodze rządowi i Platformie. Drugą przeszkodą jest koalicjant, który raczej nie poprze daleko idącej reformy finansów. Można powiedzieć, że i tak mamy szczęście, że rząd pochodzi z innej strony sceny politycznej niż Demokraci w USA. W przeciwnym wypadku wylądowalibyśmy w przyszłym roku z absurdalnym deficytem.

Wszystko niestety na to wskazuje, że Polska z tym deficytem będzie borykała się przez lata. Partie boją sie podjemować jakichkolwiek radykalniejszych kroków, bo są zakładnikami słupków wyborczych. Pamiętają rząd AWS, który forsował bardzo niepopularne rozwiązania i skończył na śmietniku politycznym. Niestety nie rozumieją, że to nie na tym polega prawdziwe rządzenie. Możliwe, że wszyscy ockną się dopiero, kiedy zawita do nas "wariant węgierski". Musimy pamiętać o tym, że finanse publiczne to sinusoida idąca w parze z wynikami wzrostu gospodarczego. Problemem jednak jest to, że w wypadku Polski pikowanie w dół kończy się zwykle dużo niżej niż podczas ostatniego kryzysu, a dno przecież istnieje i nikomu nie będzie do śmiechu, kiedy je pewnego dnia osiągniemy.

Twitter: http://twitter.com/lukaszstefaniak E-mail: l.stefaniak@wp.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka