Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
2279
BLOG

Korzyści z monarchii

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 33
Krytycy Elżbiety II, zwłaszcza ci podnoszący jej osobiste porażki, nie rozumieją, na czym polega rola monarchy. W tej roli zmarła królowa była znakomita, dając innym osobom publicznym - szczególnie wybieralnym politykom - wzór poświęcenia spraw prywatnych dla państwa.

5 czerwca 2012 r. na Tamizie zaroiło się od wystrojonych łodzi. Na brzegach rzeki stały tysiące ludzi. Wszyscy patrzyli przede wszystkim na pierwszą łódź. Była to królewska barka, na której płynęła brytyjska rodzina królewska. Był mocno już starszy książę Filip, a obok niego królowa Elżbieta, która w ten sposób obchodziła swój diamentowy jubileusz – 60 lat na brytyjskim tronie. Niestety, choć było to już prawie lato, pogoda była stuprocentowo angielska: zimno i mokro, zacinał deszcz. Mimo to królowa, wówczas już 86-letnia, przez cały czas stała na pokładzie, uśmiechała się do swoich poddanych i machała im ręką. Niby nic, ale ta scena była w pewnym sensie symboliczna: niemal każdemu w takiej sytuacji wolno byłoby się schować w ciepłej kabinie, zwłaszcza mocno już starszej pani, a pewnie i wybaczono by Elżbiecie II, gdyby machała poddanym zza szyby. Ona jednak uznała, że ważne jest, aby Brytyjczycy mogli ją zobaczyć i aby pokazać im, że dla ich monarchini ważniejszy jest bliższy kontakt z ludźmi niż własny komfort.

Zawzięci republikanie – w ścisłym znaczeniu tego słowa – nienawidzą monarchii, ponieważ uznają, że całkowicie niezasłużenie wyróżnia ona niektóre osoby wyłącznie na zasadzie urodzenia i jest zaprzeczeniem równości wobec prawa. Faktycznie, istotą monarchii jest to, że władca stoi w jakiejś mierze ponad prawem. Choć przypominam, że inaczej wygląda to w monarchii dziedzicznej (jaką jest monarchia brytyjska), a inaczej wyglądało w elekcyjnej, jaką była I Rzeczpospolita. Zresztą współczesne dziedziczne monarchie konstytucyjne, których mamy w Europie całkiem sporo, bo aż 11 (nie licząc Watykanu), to też coś mocno odmiennego niż dziedziczne monarchie absolutne XVII-XIX w.

Jaką rolę ma dzisiaj odgrywać monarcha? Komentarze po śmierci królowej Elżbiety II pokazują, że mało kto to rozumie. A przecież całe życie zmarłej monarchini to właśnie pokazywało: monarcha ma być ponadpartyjną i w zasadzie ponadpolityczną ostoją dla swoich poddanych, dając fundament trwałości i niezmienności w szybko zmieniającym się świecie. I ma to robić z maksymalnym poświęceniem – jeśli trzeba, również spraw prywatnych.

Rządy mogą się zmieniać, imperium może się rozpaść i zmienić – tak się przecież stało z imperium brytyjskim właśnie w czasie rządów Elżbiety II – mogą zachodzić bardzo głębokie zmiany ekonomiczne, ale monarchia i monarcha trwają. To jest ostoja, do której zawsze mogą się zwrócić obywatele. Namacalny dowód, że istnieje coś trwalszego niż bieżąca koalicja albo program konkretnego rządu. W republikach czymś takim ma być sama idea państwa, ale to sprawdza się średnio. Wystarczy popatrzeć na Polskę: państwo od lat traktuje tę czy inną część swoich obywateli w taki sposób, że apelowanie do nich o bezwzględną lojalność wobec niego sprawia wrażenie daleko posuniętej bezczelności. Postawiłbym zatem tezę, że łatwiej być państwowcem w monarchii konstytucyjnej.

Monarchia jest też czynnikiem naturalnie konserwującym życie społeczne z samej swojej natury – choć bynajmniej nie wstrzymującym zmiany. Dla konserwatysty to ważny czynnik, nawet jeżeli ta rola jest dzisiaj czysto symboliczna, lecz właśnie symbole są tutaj ważne.

Bywają też monarchowie postępowi, lecz z nimi jest trochę tak jak z Kościołem: kiedy Kościół postanawia być postępowy, szybko zaczyna tracić wiernych, a wtedy odzywa się lewica (także ta wewnątrz Kościoła) i twierdzi, że jedyną radą jest, aby Kościół stał się jeszcze bardziej postępowy. Kończy się to zwykle kompletnym upadkiem autorytetu.

Wreszcie dla Brytyjczyków monarchia jest praktycznym zwornikiem państwa, które przecież nie ma konstytucji, jej rolę pełnią wiekowe dokumenty, m.in. XIII-wieczna Magna Charta czy XVII-wieczny Bill of Rights, a także zbiory precedensów. W tej konstrukcji korona jest bardzo istotna, nawet z formalnego punktu widzenia.

Aby odnaleźć się w roli monarchy, potrzebne są szczególne cechy charakteru i nie wszyscy monarchowie je mają. To po prostu bardzo trudna funkcja, jakkolwiek z zewnątrz może wyglądać jak zabawa za cudzą kasę. Aczkolwiek nie są to pieniądze tak ogromne, jak niektórzy sądzą. Tzw. renta suwerena, wypłacana przez brytyjski budżet rodzinie królewskiej, to ostatnio trochę ponad 86 mln funtów, z czego 34,5 mln jest przeznaczone na utrzymanie Pałacu Buckingham. Tymczasem przychody brytyjskiego budżetu, zapewniane przez monarchię brytyjską (w tym jako wpływy z turystyki) były szacowane na ponad 1,7 mld funtów, a więc netto wynik jest dodatni.

Tu trzeba przypomnieć, jak doszło do tego, że na tronie zasiadła Elżbieta II. Nie wydarzyłoby się to, gdyby nie abdykacja jej stryja Edwarda VIII, który zamiast służenia brytyjskiemu państwu wybrał Wallis Simpson. Simpson – jak pokazują już niezbicie najnowsze badania – była zresztą niemiecką agentką, a podczas II wojny światowej para rozważać miała nawet zajęcie miejsca na tronie po udanej niemieckiej inwazji na Wyspy. Wziąwszy pod uwagę prowadzenie się Edwarda VIII, zapewne lepiej się stało, że abdykował.

Po abdykacji brata tron zajął Jerzy VI, który miał zadatki na dobrego króla. Przeprowadził Wielką Brytanię przez trudny czas II wojny, podejmując decyzję o pozostaniu całej rodziny królewskiej w kraju, choć były plany ewakuowania jej do Kanady, a bomby spadały także na Pałac Buckingham. Pod koniec wojny młodziutka księżniczka Elżbieta wstąpiła – zresztą za sprawą własnego uporu – do Pomocniczej Służby Terytorialnej. Tam odebrała szkolenie jako mechanik samochodowy. Podobno przez wiele lat później była w stanie podczas swoich samotnych wypraw land roverem na terenie królewskich dóbr naprawić drobne usterki. Jerzy VI zmarł na raka w 1952 r. i tak 26-letnia księżniczka została królową.

Bez większej przesady można powiedzieć, że prywatne życie zmarłej królowej – kłopotliwe przez wiele lat małżeństwo, problemy z dziećmi, z siostrą – wynikały z tego, że musiała poświęcić dużą część normalnych międzyludzkich relacji dla państwa. Czy może raczej: nie musiała, bo mogła zachować się jak Edward VIII albo jak arcypretensjonalna para celebrytów – Harry i Meghan. Jednak przeważyło poczucie obowiązku wobec poddanych i kraju. Gdy dzisiaj czytam w sieci krytykę Elżbiety II, której zarzuca się, że nie umiała zająć się swoją rodziną, widzę w tym zasadnicze niezrozumienie roli monarchy i wagi poświęceń, do jakich obliguje go jego funkcja. O ile chce ją wypełniać należycie.

Paradoksalnie, śmierć dobrej królowej może wpędzić brytyjską monarchię w kryzys. Na tle Elżbiety II trudno będzie zabłysnąć nieciekawej osobowości Karola III, wstępującego na tron w najstarszym wieku w historii brytyjskiej korony. Jak jednak mówi stare przysłowie: dłużej klasztora niż przeora. Monarchia sama w sobie jest dla Brytyjczyków wciąż wartością i choć w ogromnym stopniu jej postrzeganie definiuje osoba, która w danym momencie nosi na głowie koronę, życzyłbym im – i sobie także, bo to jednak element większej metapolitycznej układanki – żeby przetrwała jakiekolwiek nadchodzące personalne kryzysy.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka