Dla bardzo wielu konserwatystów kandydat PiS jest trudny do strawienia i, najdelikatniej mówiąc, jest daleki od ideału. Ale życie jest sztuką dokonywania wyborów realnych. Żeby dokonać tego lub zrozumieć taki wybór, trzeba uświadomić sobie, jaka jest alternatywa. I mieć pragmatyczne podejście.
Pewien znajomy komentator polityki, przez lata równie zjadliwy dla obu stron polsko-polskiej wojny, w ciągu ostatnich miesięcy coraz bardziej jednoznacznie zaczął się angażować po stronie obozu władzy, coraz bardziej obsesyjnie mieszając z błotem kandydata opozycji. W prywatnej rozmowie wyjaśnił mi, że jedynie krytykuje tego ostatniego, a nie wspiera tego drugiego – Rafała Trzaskowskiego – ale faktycznie wygląda, jakby wspierał, bo „taka jest logika drugiej tury”. Stwierdził także, że robi to, co robi, z powodów „etycznych i estetycznych”.
Inna moja znajoma opublikowała na swoim Facebooku odezwę do konserwatywnych zwolenników Karola Nawrockiego, lamentując nad domniemanym brakiem jego kwalifikacji moralnych do pełnienia urzędu i apelując, aby przynajmniej oddali głos nieważny. Przyznać muszę, że jej odezwa była utrzymana w bardzo kulturalnym tonie (co należy samo w sobie docenić), choć trąciła dramatyzmem i egzaltacją. Pod nią jednak z entuzjazmem swoje komentarze wstawiali – jak łatwo się domyślić – wyłącznie wielbiciele kandydata koalicji.
Piszę o tych dwóch przykładach, ponieważ łączy je wspólna cecha: całkowite pominięcie realnej alternatywy z punktu widzenia osób, które niechętnie, z ociąganiem, może nawet z mocną niechęcią zdecydowały się oddać w drugiej turze głos przeciwko panu Trzaskowskiemu. Co oczywiście oznacza oddanie go za panem Nawrockim. Tertium non datur. Nie wiem, czy jest to celowe unikanie dostrzeżenia okoliczności, w jakich przychodzi nam dokonać wyboru, czy też te – oraz inne podobnie argumentujące – osoby naprawdę nie widzą, jaka jest realna możliwość działania. Chcę im to wyjaśnić.
Tak, ja również zakładam, że ogromna część osób o prawicowych i konserwatywnych poglądach jest, mówiąc najdelikatniej, bardzo daleka od zachwytu nad panem Nawrockim. Pomijając już jego poglądy – na tyle, na ile możemy je sobie odtworzyć na podstawie kampanii wyborczej – na przykład te dotyczące spraw gospodarczych czy społecznych – mogą istnieć wątpliwości właśnie, powiedzmy, estetyczne. Abstrahując od wiarygodności wyciąganych przeciwko kandydatowi rzekomych brudów (wiarygodności z każdym kolejnym ciosem w mojej opinii niższej), sam wizerunek „silnego człowieka”, budowany poprzez najprostsze skojarzenia z siłą fizyczną, nie jest tym, czego konserwatysta mógłby sobie najbardziej życzyć. Tak, wolałbym w tym miejscu widzieć kogoś przypominającego Marka Magierowskiego czy nawet prof. Andrzeja Nowaka.
Problem w tym, że mamy to, co mamy i rozważania o tym, jak miło byłoby mieć wybór pomiędzy dwoma innego autoramentu kandydatami nie mają dzisiaj większego sensu. No faktycznie, byłoby miło. I co to zmienia? Życie jest sztuką dokonywania wyborów realnych, a dokonanie realnego wyboru jest możliwe, jeśli znamy i rozumiemy alternatywę.
Alternatywa, przed jaką stoimy, wymusza zaś branie pod uwagę perspektywy długoterminowej, a więc biegu cykli wyborczych, ale także zmusza do podejścia jak najbardziej pragmatycznego. Czyli na przykład do zadania sobie pytania, jak dana osoba w razie zwycięstwa zachowa się w sprawach kluczowych z naszego punktu widzenia. Tu mamy dość miarodajne przesłanki. Wiemy na przykład, że pan Trzaskowski podpisze (po uprzednim wycofaniu z Trybunału Konstytucyjnego) nowelizację kodeksu karnego, umożliwiającą ściganie i karanie za „mowę nienawiści”, a pan Nawrocki jej niemal na pewno nie podpisze. To dla wielu osób, ceniących sobie wolność słowa, ma wymiar jak najbardziej osobisty, znacznie bardziej niż jakieś względy „estetyczne”. Może bowiem oznaczać, że albo będziemy mogli nadal wygłaszać nasze konserwatywne opinie w ramach wolności słowa, albo po uważaniu zajmie się nami prokuratura. Co jest tu ważniejsze – „estetyka” kandydata czy perspektywa stania się podejrzanym, potem oskarżonym, a może i spędzenia kilku miesięcy w areszcie tylko dlatego, że będzie się mówić i pisać to samo, co się mówiło i pisało dotychczas?
Wiemy również, dla przykładu, że pan Trzaskowski zamierza prowadzić politykę zagraniczną zmierzającą do ściślejszej integracji europejskiej i wciągnięcia Ukrainy do NATO i UE. Jeśli ktoś uznaje, że to wbrew naszemu interesowi – ma alternatywę. Wiemy, że pytany o elementy zielonego ładu pan Trzaskowski kłamie, że zielonego ładu już nie ma, a pan Nawrocki twierdzi, że będzie z nim walczył. To jest oczywiście bardzo ogólna deklaracja, a wziąwszy pod uwagę praktykę rządów PiS można mieć wątpliwości, czy wiarygodna. Niemniej jest tutaj jakaś szansa na przykład na to, że prezydent Nawrocki zawetuje rujnującą dla Polaków implementację ustawową ETS2, a pan Trzaskowski nie uczyni tego na pewno. I znów: ważniejsza od „estetyki” czy nawet „kwalifikacji moralnych” kandydata jest dla mnie, mówiąc szczerze, moja kieszeń. A ta od implementacji ETS2 zasadniczo schudnie.
To są bardzo pragmatyczne motywacje, które sprawiają, że przywoływane przez moich znajomych względy estetyczne są w ich świetle zwykłym pięknoduchostwem. To trochę tak jakby nasz dom napadała banda elegancko ubranych w skrojone na miarę garnitury od Cardina, ale całkowicie bezwzględnych rabusiów, a w sukurs przychodził nam sąsiad. Byczek w dresach, wytatuowany i używający brzydkich wyrazów. No i nigdy nie czytał w oryginale „Penser l’Europe” Morina. Za to ma w domu kilka sztuk broni, niekoniecznie legalnej, i jest duża szansa, że razem obronimy się przed napastnikami.
Wtedy dzwonią wspomniani znajomi i powiadają: „Jak możesz, przecież to bandzior, brzydki i z tatuażami. I jeszcze te gacie dresowe jakie ma rozciągnięte, a poza tym nosi skarpety do sandałów. To nieestetyczne”. Jedyna odpowiedź, jaka w takiej sytuacji przyszłaby mi do głowy to: „Mam to w dupie”.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka