Nie byłoby afery z KPO, gdybyśmy w ogóle sobie tego szkodliwego garba na plecy nie wzięli. Za ten dług, który będą spłacać także polscy przedsiębiorcy, odpowiada zaś pan Morawiecki i PiS. Oskarżanie dzisiaj przedsiębiorców, że są cwaniakami i złodziejami, to tylko przypomnienie, że elektorat PiS ma potężny sentyment do PRL.
Dawno nie pamiętam afery, w której złość publiki byłaby tak mocno chybiona i z której wyciągano by częściowo tak błędne wnioski jak w przypadku awantury o rozdysponowanie środków – bardzo niewielkiej zresztą ich części – z KPO. Czego ja już nie przeczytałem na ten temat!
A zatem dowiedziałem się, że:
– prymitywni janusze biznesu okradli Polaków;
– złodzieje przedsiębiorcy zdefraudowali polskie pieniądze;
– PiS niczemu nie zawinił w tej sprawie, bo nie decydował, na co pieniądze idą;
– pan Morawiecki chciał, żeby pieniądze poszły na „odbudowę miejsc pracy po pandemii”, a tymczasem ukradła je szajka obecnej koalicji i zaprzyjaźnionych przedsiębiorców;
– zamiast na szpitale i szkoły, kasa poszła na jachty i solaria.
Sytuacja zachęciła zawodowych prowodyrów szczucia na przedsiębiorców, takich jak pan Jan Śpiewak czy Jan Zygmuntowski, do nakręcania nienawiści wobec tej grupy ludzi. Na to nałożyła się tradycyjna, naturalnie obecna u dużej części fanów PiS gomułkowska pogarda wobec „prywaciarzy”. Może i dobrze, co części Polaków przypomni to, że PiS to partia etatyzmu, państwowego centralizmu oraz pogardy dla biznesu.
Zakładam jednak, że u dużej części odbiorców emocja była w tej sprawie autentyczna, natomiast zabrakło zrozumienia i wiedzy, z czym mamy do czynienia. Stąd ten tekst. Zacznę go jednak od hipotezy, jakie jest źródło afery.
Na czele Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, odpowiadającego za rozdysponowanie środków europejskich, od momentu utworzenia tego rządu stoi przedstawicielka Polski 2050, pani Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, oceniana dotychczas – przez ekspertów bardziej niż szeroką publiczność, która w ogóle na ogół nie wie o istnieniu takiego resortu – raczej dobrze. Co warto zaznaczyć – wobec niej do tej pory nie pojawiały się zarzuty o korupcję. Uderzano w nią natomiast poprzez sprawę zatrudnienia jej córki w strukturach partyjnych.
Afera niespodziewanie wychodzi na światło dzienne kilka dni po zaprzysiężeniu pana prezydenta Nawrockiego, do którego doszło w przeważającej części dlatego, że pan marszałek Hołownia, lider Polski 2050, nie uległ presji pana Tuska. Jeśli umiemy składać klocki, dość łatwo dojść do wniosku, że możemy mieć do czynienia z próbą dalszego osłabienia Pl 2050, być może także wysiudania pani Pełczyńskiej-Nałęcz ze stanowiska, i że sugestie do mediów, aby przyjrzeć się konkretnemu wycinkowi KPO, mogły wyjść z otoczenia pana Tuska. Opozycja oczywiście dostała pałkę do ręki i wykonuje w jego imieniu egzekucję, a jej fani robią za pożytecznych idiotów.
Teraz uporządkujmy sytuację.
I. Czym jest KPO i czy „janusze” odebrali pieniądze szpitalom?
Nie byłoby afery, gdybyśmy nie uczestniczyli w podziale środków z funduszu NextGeneration EU, który jest podstawą KPO. Fundusz został powołany oficjalnie po to, żeby napędzić unijną gospodarkę po pandemii, ale – na co wskazywałem jeszcze w 2022 r., gdy rząd pana Morawieckiego chwalił się pieniędzmi, jakie mają do nas spłynąć – jest to propaganda. Te pieniądze są faktycznie znaczone. Dwa największe cele, na jakie muszą zostać przeznaczone, to inwestycje w cele zgodne z polityką klimatyczną (42,7%) oraz cyfryzacja (23,3%). To jest źródło absurdów, do których muszą się uciekać beneficjenci funduszy – i na to godził się poprzedni rząd. Stąd przedsiębiorca, który chce stworzyć wypożyczalnię sprzętu pływającego, kupuje łódź elektryczną, a w ramach programu KPO dla kultury nie jest ważne, jaka muzyka ma być grana na koncercie albo jakie malarstwo jest prezentowane na wystawie, tylko czy programy będą drukowane czy tylko w postaci elektronicznej albo czy woda dla artystów będzie w butelkach plastikowych czy szklanych. Brzmi to nonsensownie, ale taka jest natura KPO i na udział w tak absurdalnym przedsięwzięciu, rządzącym się takimi regułami, zgodził się poprzedni rząd.
Proponuję sięgnąć pamięcią do buńczucznych wypowiedzi pana Morawieckiego, który przedstawiał polski udział w KPO w taki sposób, jakby jednorazowo do polskiego budżetu miało wpaść 32,5 mld euro (wielkość polskiego KPO w sumie), po czym natychmiast te pieniądze miały zostać rozdane Polakom – co było prymitywną propagandą i zwykłym kłamstwem. KPO to w całości kredyt, wzięty wspólnie przez uczestniczące w tym przedsięwzięciu kraje UE. I tu trzeba podkreślić: Polska nie miała takiego obowiązku. Wzięcie sobie na barki tego ciężaru to skutek decyzji rządu PiS.
Ten kredyt w postaci odsetek spłacany jest od początku, a od 2028 do 2058 r. będą spłacane także odsetki. Trzeba na to znaleźć co roku od 25 do 35 mld euro dodatkowo. Stąd w projekcie budżetu UE nowe tzw. środki własne, czyli „unijne podatki”, w tym pomysł dowalenia obciążenia rzędu 1-2 euro do każdej porcji wyrobów tytoniowych oraz pomysł nowego podatku od elektrośmieci (który zapewne wejdzie do ceny każdego wyrobu elektronicznego). Ten wspólny kredyt musimy spłacać tak czy owak, całkiem niezależnie od tego, ile pieniędzy wykorzystamy i kto je w Polsce dostanie. I to również jest skutek decyzji rządu PiS.
KPO to nie jednorazowy przelew, ale 18 transz, każda z odrębnymi kamieniami milowymi i warunkami. Na transze „bezzwrotne” (to myląca nazwa, skoro całość jest finansowana i tak z kredytu) przypada 23,8 mld euro, a na transze będące oficjalnie pożyczką – 8,6 mld euro.
Jak zatem widać, za KPO – na mocy decyzji rządu pana Morawieckiego – płacimy wszyscy, czy tego chcemy czy nie. Płacą za nie także polscy przedsiębiorcy. To, ile musimy za KPO zapłacić (czyli za nasz udział w NextGeneration EU) jest kompletnie niezależne of tego, czy przedsiębiorcy na tym jakoś skorzystają czy nie.
Owszem, ułożenie kryteriów rozdysponowania środków, zarządzanie nimi, sposób kontroli i weryfikacji wniosków to sprawa aktualnego rządu. Jednak rezygnacja z niektórych przedsięwzięć, a wsparcie innych to sprawa całkiem odrębna od obecnej afery. W tej chodzi bowiem o konkretny program, dotyczący przedsiębiorców (głównie branży HoReCa – hotele, gastronomia, katering) i o to, na jakie cele przeznaczana była ta pula środków. Nie ma żadnego powiązania pomiędzy tym a faktem, że obecny rząd zrezygnował np. z budowy fabryki leków. Inną sprawą jest, na ile realna była lista celów, jaką zrobił rząd pana Morawieckiego.
II. Czy „janusze biznesu” ukradli pieniądze i czy są „cwaniakami”?
Absurdem jest twierdzenie, że przedsiębiorcy „ukradli” jakieś pieniądze. To już zwykły, głupi hejt. Ukraść można pieniądze należące do kogoś innego lub pieniądze publiczne, jeśli złamie się przy tym prawo. Natomiast skorzystanie ze stworzonego przez rząd programu pomocy dla danej branży zgodnie z jego zasadami nie jest żadną kradzieżą. Takie twierdzenie ma tyle samo sensu co uznanie, że pieniądze „ukradli” beneficjenci Funduszu Sprawiedliwości za PiS, mimo że skorzystali z nich zgodnie z prawem i wytycznymi ogłaszanych konkursów.
Pojawiają się tyrady moralizatorów, że przedsiębiorcy powinni byli unieść się honorem i nie korzystać z dętego programu. Tym, którzy takie oskarżenia rzucają, proponuję, żeby w imię honoru i nieokradania wspólnoty od dziś przestali kupować cokolwiek w promocji. Kupowanie w promocji oznacza bowiem niższe wpływy skarbu państwa z VAT, a więc tacy cwaniacy okradają nas wszystkich. Deklaracje można składać w komentarzach pod tym tekstem.
Niby dlaczego przedsiębiorcy nie mieliby skorzystać z KPO?
Po pierwsze – na KPO składają się także oni, przedsiębiorcy. Nie tylko dusi ich na różne sposoby polskie państwo, nie tylko dostali po głowie przez bezrozumną strategię covidową rządu PiS, ale również płacą frycowe za coraz bardziej rozdęte regulacje unijne. Dlaczego nie mieliby wykorzystać możliwości zmniejszenia tej presji?
Po drugie – gdyby dany przedsiębiorca z programu nie skorzystał, mogąc to zrobić, znalazłby się w gorszej pozycji niż ci, którzy by z niego skorzystali.
Po trzecie – szczególnie irytujące jest gomułkowskie w duchu oskarżanie przedsiębiorców o cwaniactwo. Korzystanie z legalnie istniejących możliwości zmniejszenia obciążeń (na różne sposoby: ulgi, odliczenia, dotacje) nie jest żadnym cwaniactwem. Równie dobrze za cwaniactwo moglibyśmy uznać korzystanie z możliwości odliczenia VAT albo nawet polowanie przez klienta na promocję.
Po czwarte – tylko ktoś ogarnięty bezmyślną nienawiścią wobec przedsiębiorców i kompletnie nierozumiejący, na czym polega prowadzenie biznesu, może twierdzić, że czymś niebywałym i tożsamym z kradzieżą jest dywersyfikacja działalności z gastronomii na przykład na wynajem łodzi. Dlaczego ktoś, kto prowadził dotąd smażalnię (a już zwłaszcza smażalnię nad wodą), nie miałby wejść w inną działalność, taką jak wypożyczalnia sprzętu pływającego, jeśli ma taką możliwość i dobry pomysł?
Nie jest też oczywiście tak, że kasa przeznaczona na doposażenie szpitala poszła zamiast tego na solarium. Szpital nie rywalizował z przedsiębiorcami, bo jest w innej kategorii.
III. Czy wszystko jest w porządku?
Bardzo możliwe, że nie jest. Nie jest, jeśli wśród beneficjentów programu są podmioty, które dostały kasę po znajomości, z powodu politycznych koneksji, na podstawie fikcyjnych biznesplanów, które są nie do zrealizowania. Takimi przypadkami musi się zająć prokuratura i sprawdzić, czy nie doszło do zmowy pomiędzy urzędnikami a beneficjentami. Tu nie ma dyskusji.
Przede wszystkim jednak nie jest w porządku sam fakt, że zamiast postawić na mechanizmy rynkowe, tworzy się coś takiego jak KPO z jego inwazyjnymi, absurdalnymi warunkami i kamieniami milowymi w liczbie w sumie ponad 300. Tyle że za to odpowiada rząd PiS. To on zgodził się na takie kamienie milowe jak podatek od rejestracji i posiadania samochodów spalinowych albo obowiązkowe strefy czystego transportu w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców, gdzie przekroczone są normy dwutlenku azotu. To rząd PiS zamknął w czasie covidu gospodarkę, żeby potem wrzucić w nią 200 mld zł z naszych pieniędzy – proponuję odświeżyć sobie, jak działały polskie tarcze antycovidowe – a potem wziąć na siebie zobowiązanie w postaci wspólnego długu wynikającego z KPO.
Czy zatem afery nie ma?
Otóż – jest, ale nie do końca taka, jak się prezentuje.
To, co dzisiaj widzimy, ma głównie wymiar emocjonalny i memiczny – publicyści trzymający z PiS kolportują od wczoraj kolejne memy, mające uderzać w obecną władzę. Nie muszę jednak chyba wyjaśniać, że memy nie mają wiele wspólnego z merytoryczną analizą sytuacji. Przy okazji ujawnia się wspomniany na początku paskudny, etatystyczny, gomułkowski stosunek dużej części wyborców PiS do przedsiębiorców. Po raz kolejny okazuje się, że niemała ich grupa najlepiej czułaby się gierkowskim (a może nawet jeszcze wcześniejszym) Peerelu.
Na poziomie faktów mamy do czynienia z nieokreśloną liczbą wniosków rozpatrzonych pozytywnie być może z powodu politycznych układów – i to trzeba zbadać. Jednak za to, że taki system jest możliwy, że opiera się na absurdalnych kryteriach i generuje koszty dla ogółu polskich podatników nie odpowiadają jego beneficjenci – a już na pewno nie ci działający zgodnie z prawem i wyznaczonymi kryteriami – ale poprzednia władza i w szczegółach obecna.
KPO było fetyszem i PiS, i KO. KO używało tej sprawy jak politycznego bata na PiS, a PiS obłudnie chwalił się rzekomo już płynącymi do nas pieniędzmi. A jednak nie uważam, że wina rozkłada się tu po równo. Większą winę ponoszą bowiem ci, którzy w ogóle nas w tę kabałę pierwotnie wpakowali – czyli pan Morawiecki i jego kompania. Zamiast stwierdzić, że Polska nie będzie brała na siebie uwspólnotowionego długu, że niepotrzebny jest nam ten garb i kredyt – gładko weszli w unijną narrację o rzekomo wielkich pieniądzach (w istocie chodzi o raptem ok. 150 mld zł, czyli 20-25% rocznego polskiego budżetu) i swoim ogromnym sprawstwie w ramach UE. I nie jest żadnym usprawiedliwieniem, że gdyby zdecydowali inaczej, byliby glanowani przez ówczesną opozycję. Albo bowiem uznajemy, że PiS działało w polskim interesie, albo – że działało pod dyktando KO i ze strachu przed ówczesną opozycją.
Ja nie mam wątpliwości, że właściwa jest ta druga diagnoza. Niestety.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo