Źródło: X KPRP
Źródło: X KPRP
Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
5102
BLOG

Panie Duda, milcz pan dzisiaj

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Społeczeństwo Obserwuj notkę 109
Andrzej Duda w sprawie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach jest człowiekiem do szczętu skompromitowanym. Niech lepiej dzisiaj, w 82. rocznicę apogeum tego koszmaru, po prostu milczy. Nikt już niczego od niego nie oczekuje.

Zapamiętałem tę scenę bardzo dobrze, bo faktycznie mną wstrząsnęła. Miało to miejsce w 2022 r. Wojna ukraińsko-rosyjska trwała już od paru miesięcy. Doskonale widoczny był już podział na zwolenników linii bezwarunkowego ulegania Ukrainie i podporządkowania wszystkich polskich interesów Kijowowi oraz sceptyków i krytyków takiego postępowania. W tej pierwszej grupie o prymat ścigali się zwolennicy głównego nurtu oraz politycy KO z przyległościami z politykami PiS i funkcjonariuszami mediów temu wówczas rządzącemu ugrupowaniu sprzyjających, z państwowymi telewizją i radiem na czele. Standardem stało się wyzywanie krytyków linii maksymalnie proukraińskiej od ruskich onuc. Robili to – czasem w nieco eufemistycznej formie - ludzie związani zarówno z KO, jak i z rządem pana Morawieckiego oraz Kancelarią Prezydenta.

Scena, o której piszę, miała miejsca podczas zamkniętego spotkania – minęło już jednak sporo czasu, a rzecz jest tak bulwersująca, że nie sposób o tymi nie pisać (wspominałem już o tym zresztą kilkakrotnie publicznie). Uczestnikami było około 20 publicystów i dziennikarzy mediów konserwatywnych i katolickich, a gospodarzem – jeden z ważnych hierarchów. Zapytałem, w jaki sposób zostanie przez Kościół upamiętniona rocznica ukraińskiego ludobójstwa, czy w ówczesnej sytuacji rodziny ofiar mogą jednak liczyć na uczciwie przypomnienie o zbrodni i o tym, że ludzie nie zostali odnalezieni oraz pogrzebani.

I wtedy głos zabrał Piotr Gursztyn, wówczas w TVP, niegdyś w „Do Rzeczy”. Rzecznik szaleńczo romantycznej wizji polityki, czciciel powstania warszawskiego, obrażający wielokrotnie krytyków tego zrywu w sposób wręcz chamski i fanatyczny, zatwardziały wielbiciel Piłsudskiego. Gursztyn lekceważąco zadeklarował, że zbrodnia wołyńska nie jest w ogóle istotna, że to jakiś detal i szczegół, który interesuje bardzo niewielką grupę ludzi, a osoby wrogie Ukrainie sztucznie pobudzają zainteresowanie tą sprawą. Oniemiałem. Nie mieściło mi się w głowie, że w tak ostentacyjnie wręcz brutalny sposób można zdezawuować wszystkich, którzy domagają się pamięci o zbrodni wyjątkowej w polskiej historii.

Minęło kilka lat. Wiele osób robiło w tym czasie bardzo dużo, żeby dowieść, że Gursztyn miał rację. Na szczęście to się kompletnie nie udało. Sprawa wołyńskiego ludobójstwa jest dzisiaj doskonale znana także tym, którzy nie mają w rodzinie ofiar lub uciekinierów; gromadzi podczas poświęconych jej wydarzeń mnóstwo ludzi, jednoczy i buduje nas tożsamościowo. Gursztyn i jemu podobni przegrali tę batalię z kretesem.

A trzeba przyznać, że mieli potężnych sojuszników. W tym okresie przede wszystkim pan prezydent Duda zrobił bardzo wiele, aby zbrodnię wołyńską zrelatywizować. Beształ śp. ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i opowiadał, że ksiądz Tadeusz „biega z widłami”, dogadywał się ze stroną ukraińską, że „Bandera – tak, ale Szuchewycz – już nie” (co oczywiście nie miało żadnego znaczenia), wreszcie w 2023 r. – w 80. rocznicę kulminacji ukraińskiego ludobójstwa na Polakach – spotkał się z panem Zełenskim w katedrze polowej w Łucku. Pan Zełenski wpadł właściwie na chwilę, nie poczekał nawet do końca nabożeństwa i wyszedł. Kancelaria polskiego prezydenta natomiast opublikowała zdjęcie obu prezydentów, wchodzących do katedry, z podpisem „Razem oddajemy hołd wszystkim niewinnym ofiarom Wołynia!”. Do dziś nie wyjaśniono, kim dokładnie był ów Wołyń, mający na koncie tyle niewinnych ofiar nieokreślonej narodowości.

Trzeba to powiedzieć wprost: postawa pana prezydenta w sprawie zbrodni wołyńskiej była po prostu haniebna. Ten aspekt prezydentury będzie się za nim ciągnął już na zawsze i zostanie z nim w podręcznikach historii. Miała ta sprawa wiele swoich podrozdziałów, takich jak udekorowanie Orderem Zasługi Rzeczypospolitej Wasyla Zwarycza, byłego ambasadora Ukrainy w Polsce, mającego na koncie skandaliczne wypowiedzi i wielokrotne niedopuszczalne mieszanie się w sprawy naszego kraju. Swego rodzaju dopełnieniem postawy pana prezydenta było całkowite zlekceważenie przez niego ks. Isakowicza-Zaleskiego. Odchodzący prezydent nie był uprzejmy przyznać mu żadnego odznaczenia również pośmiertnie, również za zasługi niezwiązane z kultywowaniem pamięci ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

Podczas rządów PiS i urzędowania pana Dudy nie zrobiono w praktyce nic, aby doprowadzić do systemowego odblokowania poszukiwań i ekshumacji ofiar. Nic takiego nie wydarzyło się zresztą również za obecnej władzy. Jeśli twierdzi ona coś innego, to zwyczajnie kłamie. Prace toczą się zaledwie w jednym miejscu – Puźnikach – a co do ich przebiegu i intensywności niewiele wiemy, ponieważ odpowiadające za nie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego postanowiło o niczym opinii publicznej nie informować.

Dlatego też poświęcona tej sprawie wypowiedź pana Jarosława Kaczyńskiego podczas VII Kongresu PiS w Przysusze, kiedy to wybrany po raz siódmy na prezesa partii pan Kaczyński oznajmił, że „musieliśmy domagać się pochówków ofiar”, była po prostu wyjątkowo bezczelnym kłamstwem. Ze strony byłej władzy żadnego domagania się nie było. Były najwyżej nieśmiałe miauknięcia.

Nie wiem, co – jeśli cokolwiek – powie dzisiaj odchodzący prezydent na temat wydarzeń sprzed 82 lat. Wydarzeń tak skrajnie straszliwych, że naprawdę niemieszczących się w ludzkich zdolnościach pojmowania. Nie chcę tu epatować scenami gorszymi niż z horroru i wspominać ponownie o tak odczłowieczonych formach mordowania i dręczenia jak wyciąganie z rozprutego brzucha ciężarnej Polki jej nienarodzonego dziecka i roztrzaskiwanie mu głowy, a w jego miejsce zaszywanie kota; jak przybijanie gwoździem rąk dziecka do stołu na oczach rodziców; jak darcie pasów skóry z żyjącego duchownego; jak zbiorowy gwałt na małej dziewczynce na oczach jej ojca, który w ciągu tych kilku minut postradał zmysły. Naczytałem się relacji na ten temat i wiem, że ci, którzy ginęli od prostego strzału mieli szczęście; że Niemcy i Sowieci razem wzięci nie mogli się równać z ukraińską pomysłowością w okrucieństwie; wreszcie – że człowiek normalny nie jest w stanie takich rzeczy robić, że uczestniczący w tym szaleństwie ulegli jakiemuś zbiorowemu opętaniu. I że do dzisiaj nie nastąpiła żadna zbiorowa ekspiacja. Jest nawet gorzej: Ukraińcy architektów tego koszmaru rozgrywanego na żywo uznają za swoich największych bohaterów.

Nie wiem zatem, co powie pan prezydent Andrzej Duda. I, prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Pod tym względem jest to człowiek całkowicie skompromitowany i sądzę, że nikt spośród osób, dla których sprawa wołyńskiego ludobójstwa jest ważna, nikt już nie dba o jego słowa czy deklaracje. Może więc najlepiej będzie, jeśli zamilknie i nie mówi już nic.

My zaś pamiętajmy tego dnia o tysiącach obywateli Rzeczpospolitej, którzy stracili życie tylko dlatego, że byli Polakami.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj109 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (109)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo