Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
2521
BLOG

Władza ma działać na podstawie i w granicach prawa

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 86
Gdańska policja zwinęła pana Daniela za złamanie zakazu, który nie istnieje. A następnie wezwała do niego ABW. W ramach szpiegowskiej paranoi władza zaczyna ordynarnie łamać prawo.

„Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa” – mówi art. 7 polskiej konstytucji. Z jego znaczenia bardzo wielu Polaków zapewne nie zdaje sobie sprawy, a jest on absolutnie fundamentalne dla obywatelskich wolności.

Organy działają na podstawie prawa – to znaczy, że dla każdego działania organu władzy musi istnieć podstawa prawna. Dlatego na przykład policjant nie może nas wylegitymować ot tak, bo mu się nie podobamy. Może to zrobić jedynie, jeśli jest w stanie podać konkretną przyczynę legitymowania, dla której istnieje podstawa prawna.

Organy działają w granicach prawa – to znaczy, że mogą zrobić jedynie tyle, na ile prawo im pozwala i nic ponadto. Ważna jest także hierarchia aktów prawnych (tu polecam moją rozmowę w cyklu „Rozmowa Niekontrolowana” z dr. Januszem Roszkiewiczem z Wydziału Prawa i Administracji UW), ponieważ rozporządzenie nie może regulować spraw, do zajmowania się którymi nie ma legitymacji w ustawie. To znaczy, że jeśli ustawa nie zawiera na przykład podstawy do zawarcia w rozporządzeniu określonej normy dotyczącej zakrywania ust – takie rozporządzenie jest nieskuteczne. Dlatego właśnie sądy masowo uchylały mandaty wystawiane za niezakrywanie ust i nosa podczas stanu epidemii, póki odpowiednia delegacja po kilku miesiącach nie znalazła się w ustawie. W ten zresztą sposób władza sama pośrednio przyznała, że wcześniej łamała prawo, umieszczając taki nakaz w rozporządzeniu, podczas gdy nie miał on podstawy ustawowej.

Niestety, żyjemy dzisiaj w warunkach, gdy te całkiem oczywiste dla państwa prawa reguły są nagminnie ignorowane, ponieważ władza uznaje, że są dla niej jedynie przeszkodą w politycznej sprawczości. Wymuszając na formacjach takich jak policja postępowanie faktycznie sprzeczne z prawem, rządzący nie tylko wpływają na niszczenie autorytetu służb, ale też narażają ich funkcjonariuszy na odpowiedzialność karną. Tu ponownie odsyłam do mojej rozmowy z dr. Roszkiewiczem, który wraz z dr. Aleksandrem Jakubowskim napisał bardzo ważną analizę stosowania rozporządzeń w stanie epidemii.

W artykule naukowców prawników czytamy:

Należy wskazać, że funkcjonariusz publiczny stosujący normę sprzeczną z normą wyższego rzędu przekracza uprawnienia wynikające z tych norm i nie dopełnia obowiązku ustalenia treści obowiązującego prawa – działając tym samym na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, popełnia przestępstwo określone w art. 231 § 1 ustawy z dnia 4 czerwca 1997 r. – Kodeks karny. Podlega on z tego tytułu karze pozbawienia wolności do lat 3, a jeśli działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, grozi mu zgodnie z § 3 tego artykułu grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Odpowiedzialność karna za nadużycie władzy chroni bowiem prawidłowe wykonywanie czynności przez funkcjonariuszy publicznych, a przez to zasadę demokratycznego państwa prawnego (art. 2 Konstytucji RP) i zasadę legalizmu (art. 7 Konstytucji RP), co obejmuje, jak była już o tym mowa, prawidłowe stosowanie reguły hierarchicznej. Niedopełnieniem obowiązku jest zaś również niewłaściwa jego realizacja.

Szkoda, że artykuł panów Roszkiewicza i Jakubowskiego został zauważony jedynie w środowiskach prawniczych, bo wynikające z niego wnioski są niezwykle istotne – w tym również zacytowany wyżej wniosek o odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych za stosowanie norm z rozporządzeń sprzecznych z aktami wyższego rzędu. Rozumując a minori ad maius – tym bardziej funkcjonariusze będą odpowiadać za działanie w ogóle bez podstawy prawnej.

Ten wstęp prowadzi mnie do konkretnego, aktualnego przypadku. Kilka tygodni temu pisałem o tym, jak władza zabrała się za tępienie miłośników kolei, robiących zdjęcia linii kolejowych czy pociągów. To element paranoi, zalewającej polskie życie publiczne w związku z wojną na Ukrainie, ale też – jak w każdym źle zorganizowanym, źle funkcjonującym państwie, gdzie od faktów ważniejsze jest tworzenie pozorów – świetny instrument dla osób na różnych szczeblach hierarchii władzy, żeby wykazać swoją aktywność. Całkowicie bezsensowną, zbędną, szkodliwą i uciążliwą dla obywateli, ale dającą dupokrytkę, że się coś robi, lub nawet pozwalającą awansować czy zostać nagrodzonym. Poszczególni komendanci policji mogą się teraz na przykład reklamować jako niezwykle czujni i wyłapujący groźnych szpionów, którzy co prawda potem okazują się Bogu ducha winnymi hobbystami – no, ale w statystyce ślad przecież zostaje.

Problem w tym, że to polowanie na rzekomych szpiegów odbywa się albo pod obłudnym prawnym pretekstem, albo wprost z naruszeniem prawa. Pretekst używany jest wówczas, gdy dana osoba zostaje zatrzymana i ukarana za obecność na terenie kolejowym, który nie jest często w żaden sposób oznaczony, a z punktu widzenia rezultatu czynności wykonywania zdjęć obecność na nim nie różni się kompletnie niczym do obecności na terenie publicznym, który zaczyna się choćby metr dalej. W takim jednak wypadku mamy przynajmniej faktyczną podstawę do podjęcia czynności i wystawienia mandatu. Inna sprawa, że tego typu działania trudno interpretować inaczej niż jako konsekwentne zastraszanie całego środowiska.

Gorzej, jeśli takiej podstawy brak, a czynności są podejmowane, lub też podstawy szuka się a posteriori. Wygląda na to, że taki właśnie przypadek zdarzył się jednemu z miłośników kolei, panu Danielowi Tetkowskiemu (przytaczam imię i nazwisko, ponieważ pan Daniel opisał swój przypadek na otwartej grupie miłośników kolei pod własnym nazwiskiem; nie sądzę też, żeby miał się czego wstydzić lub obawiać – nie zrobił nic złego). Oto jego relacja in extenso (pozostawiam oryginalną pisownię):

Witam wszystkich tu zebranych,

Chciałbym wam przybliżyć pewną sprawę, która wydarzyła się dzisiaj tzn. 08.06.2023 r.

Od razu chcę zaznaczyć dwie rzeczy. Raz, nie robię z siebie ofiary, ale zapraszam do przemyśleń. A dwa, zaznaczam, że nie czuję urazy do osób z instytucji takich jak Policja i ABW. Rozumiem, że wykonują swoją pracę. Są to zwykli ludzie, wyjadacze chleba, którzy są jedynie pionkami w grze naszego rządu. Myślę, że zawinił tu system. ale do rzeczy. Zapraszam do lektury.

Jak wielu z nas korzystałem z uroków długiego weekendu i postanowiłem pojechać na zdjęcia. Za cel obrałem sobie linię kolejową D29-226, prowadzącej do gdańskiego portu. Miejsce, w którym miałem stać jest na estakadzie drogi S7( około km 5,5) w Gdańsku. Tak miałem podejrzenia co do legalności tego miejsca. Aczkolwiek ,nie był to pierwszy raz kiedy tu byłem. Dodatkowo widziałem kilka razy policję i ani razu w tym miejscu nie miałem z nimi styczności. Ale wracając. Był to zupełnie normalny dzień, aż do chwili pojawienia się około godziny 12:00 Policji. Pan z drogówki oznajmił, że dostano 2 zgłoszenia o osobie stojącej na S7 i robiąca zdjęcia. W pierwszej chwili pomyślałem, że może być problem z miejscem w którym stoję, ale nie. Problem okazało się to, że robię zdjęcia. Poinformowano mnie, że zakazem objęte jest fotografowanie infrastruktury krytycznej w tym szlaków kolejowych. Nie była to moja pierwsze spotkanie z policją. Zawsze przebiegało bez większych konsekwencji i na zwykłym wylegitymowaniu. Tak więc zostałem zaproszony do policyjnego vana. Pan z drogówki skrupulatnie tłumaczył mi w czym problem. Myślałem, że na tym koniec i każdy pójdzie w swoją stronę. Jednak nie. Policjant po rozmowie przez telefon poinformował mnie, że zabierają mnie na I Komisariat Policji na ulicy Platynowej 6F w Gdańsku. Przyjechał po mnie kolejny radiowóz, który mnie zabrał na komendę. Na komisariacie dowiedziałem się, że pofatygują się do mnie agenci ABW. (XD)

Niestety czas mijał a ja czekałem na osoby, które zajmują się tą „poważną sprawą”. Po dłuższej chwili na komisariacie powiadomiono mnie, że mam być zatrzymany do czasu przesłuchania. Spowodowane było to tym, że agenci musieli jechać z ul. Okopowej w Gdańsku, a mnie nie miał kto pilnować. W między czasie złożyłem zeznania oraz napisałem oświadczenie, w którym zapewniłem, że to co robię, jest w celach czysto hobbystycznych. Następnie przeniesiono mnie do innego pokoju. Podczas podpisywania dokumentów do pomieszczenia w którym siedziałem weszły dwie osoby. Młody chłopak (Myślę, że około 26 lat) oraz nieco starsza kobieta. Zaczęło się przesłuchanie, które trwało około 20 min. Pytania standardowe. O powiązania z Rosją, Białorusią, przebywanie za granicą i co ja tak na prawdę robiłem. Również zaznaczam, że każdy z kim rozmawiałem nie wymuszał na mnie odpowiedzi oraz byli bardzo w porządku. Zachowywali się „ po ludzku” . Z resztą czy tak ciężko uwierzyć, że ktoś realizuje swoją pasję? Myślę, że osoby, z którymi miałem styczność to rozumieją. Wiem tylko, że po dzisiejszym dniu można postawić wiele pytań. Czy prawo wobec takich osób jak my jest dobrze napisane? Czy naprawdę zabierania chłopaka z ulicy na komendę i ściąganie ABW jest konieczne ?

A i dostałem 50 zł mandatu za wchodzenie na drogę szybkiego ruchu.

Z relacji wynika, że faktycznym powodem interwencji, wylegitymowania i dalszych czynności było rzekome złamanie „zakazu fotografowania infrastruktury krytycznej, w tym szlaków kolejowych”. Problem w tym, że taki zakaz nie istnieje. Nie ma w polskim prawie żadnego ogólnego zakazu fotografowania „infrastruktury krytycznej”. Mało tego – nie istnieje podstawa prawna, aby zakazywać czy też ścigać kogokolwiek, fotografującego z terenu publicznego jakiekolwiek obiekty.

Jeśli faktycznie funkcjonariusze tym motywowali i tłumaczyli swoje postępowanie, to najzwyczajniej złamali prawo i powinni ponieść tego konsekwencje. Nie wiem, co pan Daniel zamierza, ale powinien wiedzieć, że na bezprawne zatrzymanie przysługuje mu skarga do sądu (w terminie siedmiu dni od zatrzymania), a dodatkowo może też poskarżyć się na działania konkretnych funkcjonariuszy, domagając się od samej policji wyciągnięcia wobec nich konsekwencji dyscyplinarnych.

Oczywiście jeśli w którymś momencie ktoś w policji pomyślał bardziej niż podejmujący interwencję, to postarał się – ratując własny tyłek – o jakieś spójniejsze uzasadnienie. Być może zatem w papierach znajdzie się informacja, że powodem interwencji było to, za co ostatecznie pan Daniel otrzymał mandat, czyli przebywanie w niedozwolonym miejscu. To jednak z kolei nie tłumaczy, dlaczego wezwano na pomoc ABW.

Sam jestem ciekaw, jak tę sytuację będzie tłumaczyła policja w Gdańsku – skierowałem do tamtejszej Komendy Miejskiej pytania o podstawę prawną podjęcia działań oraz wezwania do zatrzymanego funkcjonariuszy ABW. Jest też pytanie, czy mieliśmy tu w ogóle do czynienia z formalnym zatrzymaniem, do którego przecież również muszą być podstawy.

W czasie pandemii polski system prawny, w tym zwłaszcza w sferze gwarancji praw obywatelskich, został dramatycznie zdruzgotany. Władza pozwoliła sobie na tak wiele naruszeń prawa, że większość przestała już na nie zwracać uwagę. Ogromną winę ponoszą tu media, które całkowicie abdykowały z krytycznego relacjonowania wydarzeń i działań organów państwa, kierując się zamiast tego swoją linią polityczną. Akurat w przypadku pandemii niestety identyczną dla mediów rządowych i opozycyjnych.

Teraz jest podobnie. Antyrosyjska paranoja okazuje się ważniejsza niż pilnowanie praw obywateli. Tymczasem władza wydaje się już kompletnie nie liczyć z ograniczeniami, jakie nakłada na nią przede wszystkim konstytucja.

Lecz sytuacja, którą opisuję, a która wydaje się wpisywać w większą tendencję, powinna być także ostrzeżeniem przed tym, do czego może doprowadzić planowana przez PiS nowelizacja kodeksu karnego, czyli tak zwana ustawa szpiegowska. Wprowadzałaby ona do Ustawy o obronie ojczyzny zakaz fotografowania, którego złamanie byłoby zagrożone karą aresztu lub grzywny, zgodnymi z kodeksem wykroczeń. Jeśli dzisiaj policja działa na rympał bez podstawy prawnej, gnębiąc dla pokazu ludzi, którzy ze szpiegostwem mają tyle wspólnego co ja z Partią Razem, to proszę sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać sytuacja, kiedy taka podstawa prawna faktycznie się pojawi…


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka