Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
7318
BLOG

Kamiński i Wąsik - dwaj szkodnicy

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 203
PiS chce utrwalić mit nieskazitelnych i bohaterskich rycerzy walki z korupcją. Jednak panowie Kamiński i Wąsik to w istocie dwaj szkodnicy. Trzeba o tym przypominać - co zarazem należy oddzielać od kwestii ich ułaskawienia czy przetrzymywania w zakładzie karnym.

W swoim wystąpieniu we środę – skądinąd zresztą budzącym zażenowanie poziomem emocji i zarazem bezradnością – pan prezydent zawarł apologię zatrzymanych dzień wcześniej panów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Krystalicznie czyści, oddani walce z korupcją, o pięknych życiorysach. Mam też znajomych, którzy jednego z panów lub też obu znali i wypowiadają się teraz o nich w podobnym tonie. Kompletnie nie podzielam tego zachwytu i trzeba jednak przypomnieć, z kim mamy tu do czynienia.

Najpierw jednak konieczne jest zastrzeżenie. Nasza plemienna wojna weszła na nowy poziom, a emocje odebrały wielu osobom rozum. Wielu domaga się plemiennych deklaracji i opowiadania się po jednej ze stron. Przypominam, że da się myśleć i oceniać niepakietowo.

Nie mam zatem wątpliwości, że zdecydowana większość zdarzeń, które miały ostatnio miejsce w związku ze sprawą obu polityków, ma najczyściej polityczne przyczyny, maskowane jedynie przez zwolenników obozu władzy opowieściami o rzekomej równości wobec prawa, przywracaniu demokracji i niezależnym od polityki działaniu sądów. Trzeba być kompletnie ślepym, żeby w takie przedstawienie sprawy wierzyć.

Weźmy wejście policji do Pałacu Prezydenckiego, które samo w sobie traktuję jako symboliczne zerwanie ostatnich nieformalnych hamulców, stabilizujących polskie życie publiczne. Przecież tego typu akcja nie mogła się odbyć bez polecenia i zezwolenia z najwyższego szczebla. Najwyższego – czyli poziomu ministra spraw wewnętrznych, pana Marcina Kierwińskiego, który – co oczywiste – działać musiał w ścisłym porozumieniu z panem premierem Tuskiem. Mówiąc w pewnym uproszczeniu – to Donald Tusk nakazał wjazd policji do siedziby głowy państwa, doskonale przecież rozumiejąc również metapolityczny poziom konsekwencji swoich działań.

Obie główne siły z pełną świadomością grają na wyniszczającą dla państwa polaryzację, a jej elementem jest tworzenie legendy. Mit bowiem – co nie jest specjalnie oryginalnym odkryciem – jest w polityce niezmiernie ważny. Dla PiS elementem mitu, który ma pozwolić skutecznie działać w opozycji, jest niezłomność panów Kamińskiego i Wąsika oraz uwięzienie ich za „walkę z korupcją”. Sugeruje się tym samym, że ci, którzy ich zamknęli są nie tylko walce z korupcją przeciwni, ale prawdopodobnie po prostu współdziałają z ludźmi, za których kiedyś obaj panowie się zabrali.

Jak wielokrotnie wyjaśniałem, nie obowiązują mnie na szczęście więzy lojalności wobec którejkolwiek ze stron tego sporu, przeto nie muszę też zachwycać się dokonaniami obu panów. I się nie zachwycam – oto dlaczego.

Pierwsza sprawa to pierwotna przyczyna obecnych problemów, czyli działania duetu w latach 2005-2007, a w konkretnie – postępowanie CBA w aferze gruntowej, czyli słynna prowokacja, której przedmiotem była partia Andrzeja Leppera. W pierwszej instancji, jak wiadomo, zajmował się nią sędzia budzący ogromne wątpliwości co do swojej bezstronności, pan Wojciech Łączewski. Jednak trzeba pamiętać, że wyrok w wymiarze orzeczenia o winie został potem potwierdzony, a żaden z obrońców obu panów – ja przynajmniej takiej wypowiedzi nie słyszałem – nie kwestionował strony merytorycznej, pozostając na ogólnikowym poziomie zarzutów o „bezzasadności” wyroku.

Jeśli spojrzy się na sprawę z dystansu, wydaje się raczej niewątpliwe, że panowie Kamiński i Wąsik faktycznie przekroczyli swoje uprawnienia. Być może uczynili to autentycznie przekonani, że tak trzeba i że dbają w ten sposób o czystość państwa. Jest to możliwe. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że w przypadku procedury tak specjalnej i szczególnej jak prowokacja służb, powinno się przestrzegać regulacji co do joty. Nie jestem przeciwnikiem prowokacji – są stosowane w wielu państwach nawet dla całkiem rutynowego sprawdzania funkcjonariuszy różnych formacji – ale jestem zarazem bardzo uczulony na punkcie poszerzenia zakresu uprawnień służb specjalnych oraz prywatności obywateli. Rzeczywiście, jeśli ktoś wchodzi w politykę, powinien się liczyć z tym, że znajdzie się pod skrupulatniejszym nadzorem. I tu jednak muszą być granice. Spór wokół ówczesnych działań CBA dotyczy zaś nie ich faktycznej warstwy – nie widziałe, aby ktoś kwestionował na przykład zarzut preparowania fałszywych dokumentów – ale tego, czy były one zgodne z prawem. Pytanie, które można tu w uproszczeniu zadać, brzmi: czy CBA starało się zapobiec przestępstwu czy raczej chciało je samo stworzyć?

Sprawa jest zatem, najdelikatniej mówiąc, wieloznaczna. Z drugiej jednak strony, poza orzeczeniem o samej winie, mamy też wymiar kary, który również budzi duże wątpliwości. Skazanie na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności za przestępstwo urzędnicze było bezprecedensowe i tutaj już naprawdę trudno nie doszukiwać się motywacji czysto politycznej. I nie udawajmy, że sędziowie nie mają swoich poglądów oraz partyjnych sympatii i antypatii.

W dyskusji o sprawie pomija się jednak jej wątek bardziej współczesny, czyli lata 2015-23, a zwłaszcza 2019-23, czyli czas, kiedy obaj panowie zarządzali Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Podsumujmy w kilku punktach najważniejsze systemowe zarzuty.

Po pierwsze – instrumentalne traktowanie policji i zaangażowanie jej do realizacji momentami bezprawnej polityki władzy. Policja nie została w żaden sposób zreformowana, a symbolem patologii, jakie w niej tolerował pan minister Kamiński, stała się sprawa odpalenia granatnika przez komendanta głównego w jego własnym gabinecie. Pan Kamiński natychmiast stanął murem za człowiekiem, który powinien był z punktu stracić za swój wyczyn stanowisko, i nie dopuścił do odwołania go do samego końca rządów PiS.

Po drugie – policja była nie tylko przeciwstawiana obywatelom, ale też chroniona przed odpowiedzialnością. Funkcjonariusze niemal nigdy nie ponosili odpowiedzialności za bezprawne działania. Najlepszym i najgłośniejszym tego przykładem mogą być wydarzenia z 11 listopada 2020 r. podczas Marszu Niepodległości. Wtedy doszło do niezgodnego z prawem użycia broni gładkolufowej, wskutek czego postrzelony w twarz został fotoreporter Tomasz Gutry. Tutaj policja działała następnie w porozumieniu z prokuraturą, która ostatecznie w grudniu ubiegłego roku oddaliła zażalenie fotoreportera na postanowienie o umorzeniu śledztwa. Nikt nie został ukarany.

Podobnie było gdy idzie o skandaliczne zajścia na dworcu Warszawa-Stadion tego samego dnia. Policjanci bili wówczas przypadkowe osoby, a w dziennikarzy rzucali granatami hukowymi. Pan Kamiński pół godziny po tych zajściach, zanim można było w tej sprawie przeprowadzić jakiekolwiek sprawdzenie, ogłosił, że wszystko było w porządku. Prokuratura po długim czasie doszła do wniosku, że owszem, zostało popełnione przestępstwo, ale postępowania umorzono „z powodu niemożliwości ustalenia sprawców”. Ta niemożliwość polegała faktycznie na wzajemnym kryciu się funkcjonariuszy, którzy powinni byli dostać zarzuty w związku z utrudnianiem postępowania, ale nic takiego nie nastąpiło. To Mariusz Kamiński konsekwentnie upierał się, aby nie wprowadzać zanonimizowanych identyfikatorów w formacjach zwartych, co pozwoliłoby na rozpoznanie w razie potrzeby funkcjonariuszy łamiących prawo. To się zresztą może teraz zemścić, bo policja gładko przeszła od realizacji politycznych zapotrzebowań starej władzy do realizacji zapotrzebowań nowej.

Podobnie pan minister odnosił się do zarzutów – w dużej części uzasadnionych – dotyczących postępowania policjantów podczas strajków kobiet.

Po trzecie – policja pod kierownictwem panów Kamińskiego i Wąsika realizowała sprzeczne z prawem wytyczne podczas pandemii, opierając się na rozporządzeniach tam, gdzie rząd miał prawo działać wyłącznie ustawami. O tym wątku nie wolno zapominać, a jest on konsekwentnie przemilczany przez nową władzę, która sama domagała się jeszcze dalej idących poczynań.

Postępowanie funkcjonariuszy w tamtym czasie bywało szczególnie gorliwe, a oczekiwania były narzucane przez samą górę. Symbolem bezczelności policji z tamtego okresu pozostanie najazd 150 policjantów na otwarty mimo lockdownu klub Face2Face w Rybniku, kiedy to jeden z dowodzących akcją (w jej trakcie użyto m.in. granatów dymnych), poproszony o przedstawienie się, powiedział „James Bond”. Oczywiście pozostał bezkarny.

Po czwarte – działania MSWiA podczas wojny na Ukrainie. Była to między innymi utajniona przed obywatelami, skrajnie nieodpowiedzialna i generująca realne zagrożenie dla Polski misja „policjantów”, którzy mieli się zajmować rozminowywaniem obszarów opuszczonych przez Rosjan. Ukraina zwróciła się w tej sprawie do europejskiej organizacji grupującej specjalne siły policyjne, ale wszyscy jej członkowie – poza Polską – uznali wysłanie na tamtym etapie swoich funkcjonariuszy na Ukrainę za nadmiernie ryzykowne.

Były to również poczynania nowego „doradcy” prezydenta Andrzeja Dudy, Stanisława Żaryna, który na Twitterze prowadził własną poiltykę zagraniczną, pouczając w tych sprawach nawet rząd Chin, ale też zajmował się tropieniem „onuc”, piętnując każdego, kto nie wspierał całkowicie rządowej linii w kwestii Ukrainy.

Po piąte – to duet Kamiński & Wąsik niszczył polskie firmy, opierając się na ustawie sankcyjnej. Firmy były wpisywane na listę – co skutkowało natychmiastową blokadą kont – bez należytego sprawdzenia, często na podstawie nieaktualnych informacji i bez nadzoru sądowego, bo tak ustawę skonstruowało PiS. Na listę sankcyjną wciągano firmy, których związki z Rosją były albo już od dawna nieaktualne, albo śladowe i bardzo pośrednie.

Zaraz po tym, jak ustawa sankcyjna weszła w życie, tuż przed majowym weekendem 2022 r., genialny duet odciął gaz kilkunastu tysiącom ludzi na Pomorzu, unieruchamiając z dnia na dzień i bez zapowiedzi firmę Novatek, dostarczającą do tych gmin paliwo gazowe w procesie regazyfikacji. Pytany o to pan Wąsik z rozbrajającą szczerością tłumaczył, że „nie wiedział”, jakie skutki wywoła jego decyzja. I to chyba najlepsza recenzja profesjonalizmu obu panów.

Pan Wąsik na odchodne zdołał jeszcze utopić firmę transportową Vesta, zatrudniającą 200 osób.

Po szóste – rola obu polityków w sprawie Pegasusa pozostaje jeszcze do ustalenia i powołanie w tej kwestii komisji śledczej będzie być może jednym z niewielu jaśniejszych punktów tej kadencji Sejmu. Jednak sam fakt wykorzystywania przez Polskę zaawansowanego oprogramowania szpiegowskiego został już chyba bezspornie ustalony. Pozostaje sprawdzić ponad wszelką wątpliwość, jaki był zakres i uzasadnienie.

We wszystkich opisanych sprawach panowie Kamiński i Wąsik ponosili odpowiedzialność pośrednią lub bezpośrednią, a bezspornie polityczną. Wielokrotnie określałem ten duet jako wyjątkowo szkodliwy i nie zmieniam swojej opinii ani na jotę. Więcej: życzyłbym sobie, żeby obaj panowie stanęli przed prokuratorem przynajmniej za część wyżej opisanych spraw. Oddzielam to jednak od politycznego wymiaru obecnej sytuacji, gdzie motywacja protagonistów tego przedstawienia jest w zasadzie wyłącznie polityczna.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka