Foto Łukasz Warzecha
Foto Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
363
BLOG

Polska 2050 robi dobrze Putinowi

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polska 2050 Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
Polska 2050, uderzając w myśliwych i posiadaczy broni, działa na korzyść Rosji i Putina. Gdyby zastosować do partii pana Hołowni retorykę łowców onuc, trzeba by zapytać: ile rubelków wpadło na konto?

Jak wiadomo, jednym z najmodniejszych dzisiaj zajęć jest tropienie tak zwanych ruskich onuc. Przy czym w większości tropiący powielają zgrane schematy i za ruską onucę uznają po prostu z definicji przeciwnika politycznego, natomiast obie strony zgodnie zaliczają do tej kategorii każdego, kto nie wspiera jedynie słusznej linii w sprawie Ukrainy.

Ja proponuję podjęcie tej zabawy, ale w bardziej logiczny sposób. Kogo można nazwać ruską onucą opierając się nie na emocjach, ale na wymiernych skutkach działania lub ewentualnych rezultatach proponowanych rozwiązań? Chyba przede wszystkim tych, którzy chcieliby osłabienia naszych zdolności obronnych i naszego rozbrojenia.

Polską piętą achillesową jest najniższy w Europie współczynnik nasycenia bronią. Jesteśmy na ostatnim miejscu zarówno w klasyfikacji liczby sztuk broni na 100 mieszkańców, jak i liczby osób posiadających broń na 1000 mieszkańców. Pod tym względem przeganiają nas nie tylko o wiele długości państwa takie jak Norwegia czy Szwecja, a także Niemcy czy Francja, ale również nasi najbliżsi sąsiedzi, w tym zwłaszcza Czesi, z których przywykliśmy się niemądrze naśmiewać, a którzy raczej mogliby się śmiać z nas w kwestii dostępu do broni (nie tylko zresztą w tej). To z Czech wywodzi się jedna z najprężniejszych na świecie firm produkujących broń także dla cywili, Česká Zbrojovka, która zaledwie kilka lat temu kupiła nawet amerykańskiego Colta, a na tym najbardziej wymagającym rynku jest jednym z potentatów.

Oto jak wygląda statystyka. Posiadacze broni na 1000 mieszkańców: Finlandia – 110, Norwegia 98, Czechy 28, Słowacja 27, Niemcy 12, Łotwa 16. Polska – uwaga – 6,5 osoby. Najmniej w Europie.

Liczba sztuk broni na 100 osób: Serbia – 39,14, Finlandia – 32,36, Bośnia i Hercegowina – 31,24, Austria – 29,99, Norwegia – 28,82, Szwajcaria – 27,58, Szwecja – 23,14, Portugalia – 21,30, Niemcy – 19,62, Francja – 19,61, Włochy – 14,40, Litwa – 13,59, Czechy – 12,53, Słowacja – 6,53, Anglia i Walia (gdzie panują absurdalnie restrykcyjne reguły) – 4,64. Polska – 2,51. Znów – najmniej w Europie.

Antybroniowa propaganda nie ma w Polsce najmniejszych racjonalnych podstaw. Na pewno nie stanowią się jej absolutnie pojedyncze wypadki czy przestępstwa z użyciem broni. W przypadku legalnych posiadaczy broni, dla której wymagane są pozwolenia lub rejestracja (broń pneumatyczna) właściwie się nie zdarzają, zaś w przypadku broni czarnoprochowej (CP), przeciwko której trwa kampania propagandowa napędzana głównie przez policję, są ekstremalnie rzadkie. A przypominam, że broni CP – niepodlegającej nawet rejestracji – jest w Polsce prawdopodobnie około 500 tys. sztuk.

Fatalną robotę wykonują media, które nie tylko tworzą efekt komory echa – pojedyncze przypadki są nagłaśniane tak potężnie, że odbiorca ma wrażenie, jakby było ich znacznie więcej. Dodatkowo nigdy nie są przedstawiane w kontekście: choć w ciągu ostatnich lat wręcz radykalnie – z bardzo niskiego poziomu – wzrosła liczba osób posiadających broń, nie wzrosła liczba przestępstw z użyciem broni. To trzeba jasno powiedzieć: w Polsce znaczący wzrost liczby sztuk broni – z 381 tys. w 2014 r. do obecnych ponad 930 tys., czyli o ponad 144% – nie zaowocował istotnym wzrostem liczby przestępstw z użyciem broni. Media nie kłopoczą się także sprawdzaniem, jakiego rodzaju i z jakiego źródła broń wykorzystano niezgodnie z prawem – a na ogół jest to broń posiadana nielegalnie. Przypominam, że przestępcy mają gdzieś pozwolenia.

Tych zaś wciąż jest niewiele mimo wzrostu ich liczby: na koniec 2024 r. było to około 367 tys. pozwoleń, przy czym wiele osób posiada ich po kilka, a każde często na kilka sztuk broni, jako że w Polsce pozwolenia są wciąż „do celu”. Zatem jedna osoba może mieć jednocześnie pozwolenie na przykład do celów sportowych, do celów łowieckich i do ochrony osobistej. Na tym ostatnim zazwyczaj możliwe jest zarejestrowanie tylko jednej sztuki broni, ale na dwóch pierwszych rodzajach można mieć ich kilka, kilkanaście bądź nawet kilkadziesiąt (nie ma tu granicy prawnej; jedynie od 50 sztuk wzwyż konieczne jest utworzenie tak zwanego magazynu broni o znacznie wyższych wymogach niż zwykły sejf czy szafa na broń). Dlatego liczba pozwoleń, a tym bardziej liczba sztuk broni (w sumie 930 tys.) w rękach cywilnych posiadaczy nie odzwierciedlają faktycznego nasycenia bronią. Broń nadal jest w Polsce przywilejem – i tak jest zresztą potraktowana w Ustawie o broni i amunicji, akcie o komunistycznym rodowodzie, który w artykule 2. mówi: „Poza przypadkami określonymi w ustawie nabywanie, posiadanie oraz zbywanie broni i amunicji jest zabronione”. To bardzo charakterystyczne: polskie prawo generalnie zakazuje posiadania broni, a wyjątkowo na nie łaskawie zezwala. Z takim podejściem trzeba zerwać.

Wróćmy do ruskich onuc, czyli Polski 2050. To ugrupowanie skolonizowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska i szerzy tam zniszczenie. Miałem niedawno okazję rozmawiać z merytorycznymi urzędnikami z MKiŚ, fachowcami w swojej dziedzinie (m.in. leśnictwa). Usłyszałem, że przetrwali tam kilkanaście ekip, włącznie z mocno upolitycznioną ekipą z czasów PiS, gdy ministerstwo przypadło Solidarnej Polsce (potem Suwerennej Polsce), ale takiej głupoty, ignorancji i niekompetencji jak teraz nie było nigdy.

Mikołaj Dorożała, wiceminister klimatu z Polski 2050, za główny cel swojego niekompetentnego urzędowania postawił sobie zniszczenie polskiego łowiectwa. Częścią tej strategii był projekt obowiązkowych badań okresowych dla tej grupy posiadaczy broni – co pięć lat. W tej chwili takie okresowe badania przechodzić muszą jedynie posiadacze broni do ochrony osobistej.

Projekt został poddany druzgocącej krytyce. Wskazywano, że jego autorzy uwzięli się na jedną grupę posiadaczy broni, a przede wszystkim – że nie ma dla niego żadnego merytorycznego uzasadnienia, spośród bowiem mikroskopijnej liczby kilku rocznie wypadków na polowaniach (a szczęśliwie jeszcze mniejszej wypadków śmiertelnych) – których odbywa się w Polsce co roku średnio 4,5 miliona (to nie błąd: 4500000) – nie ma takich, gdzie przyczyną byłyby niewystarczające zdolności fizyczne myśliwego – na przykład osłabiony wzrok. Te tragiczne sytuacje wynikają bez wyjątku ze złamania zasad bezpieczeństwa – na przykład oddania strzału bez dostatecznego upewnienia się co do rodzaju celu. Badania niczego by tutaj nie zmieniły.

Bardzo ważny był jednak jeszcze inny argument. Zrobienie badań nie jest bezproblemowe. Wie to każdy, kto przez nie przechodził – a przez to sito musi przejść każdy posiadacz broni nim otrzyma swoją czerwoną książeczkę, czyli legitymację posiadacza broni. Co najmniej kilkaset złotych, umówienie terminu, a w przypadku osób mieszkających z daleka od większych ośrodków – konieczność zarezerwowania jednego lub dwóch dni na załatwienie sprawy. Liczba lekarzy orzeczników – mowa tutaj o lekarzu interniście oraz o psychologu – jest ograniczona. Lekarze i psychologowie orzecznicy muszą posiadać uprawnienia nadawane im przez policję. Dla przykładu – takich lekarzy w całym województwie łódzkim jest 166, a psychologów 113. Ale w województwie podlaskim jest ich już tylko 55 (listy psychologów tamtejszy Wydział Postępowań Administracyjnych w ogóle nie udostępnia). Osób posiadających pozwolenie na broń do celów łowieckich jest w Polsce ponad 140 tys. Po wprowadzeniu obowiązkowych badań system po prostu by się zapchał, nie tylko uniemożliwiając skutecznie uzyskanie pozwolenia, ale nawet jego utrzymanie. Oczywiście pomysłodawcy byli głusi na te argumenty.

Zaprezentowany obecnie projekt ten ostatni aspekt jeszcze pogarsza: uderza nie tylko w myśliwych, ale w kolejne kategorie posiadaczy broni: do celów szkoleniowych (to margines: niespełna 1500 pozwoleń) oraz sportowych (to już wielka, trzecia co do wielkości grupa – około 85 tys. osób). Zatem do przebadania przez tę samą grupę lekarzy i psychologów byłoby nie 140 tys. ludzi, ale ponad 220 tys. Nie trzeba tłumaczyć, że skutki byłyby jeszcze gorsze.

Na temat restrykcji w posiadaniu broni wypowiadają się bardzo często ludzie niemający niestety zielonego pojęcia o dość jednak skomplikowanej materii. Jeden z moich znajomych stwierdził na przykład, że doznałem ideologicznego zaczadzenia, skoro nie chcę, żeby broni nie mogli posiadać ludzie ze schorzeniami psychicznymi. Rzecz w tym, że okresowe badania takie osoby mogą wyeliminować jedynie, gdyby zbiegły się z objawami choroby. Jeśli zaś ktoś zapadnie przykładowo na schizofrenię rok po przeprowadzeniu badań, to przez kolejne cztery lata wciąż będzie posiadał broń (chyba że wejdzie w konflikt z prawem). Wyjściem nie są zatem okresowe badania, ale działający Centralny Rejestr Broni – który w Polsce teoretycznie jest, ale technicznie nie działa – i dostęp do niego dla wybranej grupy lekarzy. Mechanizm powinien być prosty: lekarz psychiatra, przyjmując pacjenta i rozpoznając u niego zaburzenia psychiczne, powinien w systemie widzieć alert, że dana osoba ma pozwolenie na broń. Sygnał powinien wówczas iść do organu wydającego pozwolenie, a ten powinien decydować o dalszych krokach. Okresowe badania nie mają tu nic do rzeczy.

Co ciekawe, wśród osób, które miałyby przechodzić okresowe lekarskie testy Polska 2050 jakoś nie zawarła drugiej obecnie pod względem liczby (około 94 tys.) kategorii posiadaczy broni: do celów kolekcjonerskich. Czyżby dlatego, że właśnie w tej kategorii najczęściej mieszczą się odchodzący ze służby funkcyjni policjanci?

Projekt Polski 2050 jest – mówiąc językiem łowców onuc – spełnieniem marzeń Władimira Putina. Stawiając przed posiadaczami broni, obecnymi i potencjalnymi, barierę finansową i organizacyjną w postaci dodatkowych badań, której nie uzasadniają żadne fakty, partia pana Hołowni przyczyniłaby się do rozbrojenia Polaków. Przy czym rozbrojenie należy rozumieć szeroko – jako zniechęcenie do zapoznawania się z bronią w ogóle, bo dla wielu osób motywacją, aby przyjść na strzelnicę po raz pierwszy, jest perspektywa stania się w przyszłości właśnie posiadaczem broni. Amatorskie strzelectwo nie zastąpi oczywiście wykwalifikowanych sił zbrojnych. Ale ten czynnik jest także bardzo ważny przy ocenie zdolności obronnych kraju. Ogólne obycie z bronią, wynikające z tego nawyki, podstawowe umiejętności – to walory nie do przecenienia, które w sytuacji kryzysowej oznaczają, że w przypadku tej grupy ludzi odpada konieczność szkolenia ich na najbardziej podstawowym poziomie. W przypadku myśliwych zaś dochodzi znajomość terenu i w ogóle zasad poruszania się po terenach leśnych – gigantyczny atut w razie konfliktu.

Retorycznie zatem trzeba zapytać: w czyim interesie Polska 2050 toczy swoją wojenkę z myśliwymi i strzelcami w ogóle? A przewrotnie stosując chwyt używany przez łowców onuc: ile rubelków wpadło na konto?


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj8 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka