Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1205
BLOG

Ulica Włady Bytomskiej

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 112

Siedząc dzisiaj w redakcji jednym uchem słuchałem i jednym okiem popatrywałem na TVN24, które przekonywało, że tzw. zwykli ludzie kompletnie nie rozumieją inicjatywy IPN, żeby zlikwidować postpeerelowskie symbole w postaci nazw ulic tam, gdzie ich jeszcze nie zmieniono. Zbyt długo słuchać nie byłem w stanie - moja cierpliwość skończyła się, gdy usłyszałem, że w Warszawie nie stanowi to wielkiego problemu. Jasne. A Trasa Łazienkowska pod nazwą Alei Armii Ludowej to maleńka uliczka na uboczu.

Potem TVN24 udowadniał jeszcze, że AL walczyła ramię w ramię z AK w Powstaniu Warszawskim, więc nie jest ostatecznie taka zła. Zamknąłem drzwi od swojego pokoju i odciąłem się w ten sposób od telewizora.

Przypomniało mi się, jak w 1989 r., kończąc akurat podstawówkę, silnie przeżywałem całkowicie symboliczny i przez wielu wykpiwany wtedy i później gest w postaci zmiany polskiego godła. Zrobiłem wtedy klasową zrzutkę na nowe godło, choć nie wszyscy chyba rozumieli, dlaczego tak mnie to obchodzi. Ciekawe, czy tamten orzeł w koronie jeszcze wisi. Pewnie nie, bo, o ile pamiętam, był z dość marnego plastiku. Ale był.

Uważam się za pragmatyka. Argument, aby nie robić niepotrzebnych zmian, pociągających za sobą wydatki, na ogół do mnie przemawia. Ale takie podejście musi mieć jakieś granice. Żeby nie wiem, jakie robić intelektualne wygibasy, nie da się udowodnić, że AL lub tym bardziej GL to organizacje, zasługujące na upamiętnienie. No, chyba że ktoś uważa, że na upamiętnienie zasługuje sowiecka agentura. Czekam, aż w końcu Warszawa przestanie się kompromitować Aleją AL, niezależnie od tego, jakie kłopoty i wydatki będzie to oznaczać dla mieszkańców. Na pewne koszty po prostu trzeba być gotowym, a sfera symboliczna nie jest obojętna. Wiedzieli to doskonale Sowieci, budując nam w środku stolicy PKiN. Wiedziała to partia, stawiając na każdym kroku pomniki Lenina i nazywając ulice imionami komunistycznych bohaterów. Zresztą gdyby ta sfera nie miała znaczenia, to w ogóle nadawanie ulicom nazw od cenionych postaci nie miałoby sensu. Wystarczyłyby numerki.

Porażająca jest dla mnie dzisiejsza całkowita obojętność niektórych wobec resztówek po peerelowskiej propagandzie. A przecież kiedyś ci sami „zwykli ludzie" wiedzieli świetnie, co o niej sądzić.

Mój ojciec miał taką oto przygodę w początkach swojej radiowej kariery w mojej rodzinnej Łodzi. Miejscową komunistyczną świętą była niejaka Włada Bytomska, komunistyczna przedwojenna działaczka, członkini KPP (czyli de facto sowieckiej agentury w Polsce), zabita w 1938 r. - do dziś nie wiadomo, czy w wyniku wewnątrzpartyjnych porachunków czy przez policję. Otóż zbliżała się rocznica śmierci Bytomskiej, a miała ona w Łodzi swoją ulicę - tę samą, na której kiedyś mieszkała.

Mojego ojca wezwał dyrektor rozgłośni - należący oczywiście do organu kierowniczego - i powiedział: „Wicie, rozumicie, Warzecha, jest taka sprawa, weźcie no magnetofon i zróbcie reportaż o Władzie Bytomskiej, bo zbliża się jej rocznica". Mój ojciec wziął sprzęt (wówczas jeszcze wielki i ciężki) i udał się na ową ulicę, gdzie mieszkało jeszcze trochę ludzi, pamiętających Bytomską, jej rodzinę i towarzyszy. I takich ludzi właśnie szukał. A ludzie mówili, co myśleli. Czy pamiętają Władę Bytomską? „Tę k...? A tak, byli tu tacy, bandyci jedno w drugie, psia ich mać. A ta Bytomska najgorsza. Potem ją zabili i bardzo dobrze, spokój był w końcu".

Takich opinii mieszkańców ul. Włady Bytomskiej mój ojciec trochę nagrał, po czym udał się do dyrektora i powiedział: „Panie dyrektorze, mam już materiał, ale mam też pewne wątpliwości. Może by pan najpierw tego posłuchał". Założył dyrektorowi taśmę na magnetofon (bo ten, podobnie jak i dziś niektórzy fachowcy z partyjnej nominacji, na sprzęcie radiowym się niezbyt wyznawał) i wyszedł. Mija godzina, dwie, trzy. W końcu dyrektor wzywa mojego ojca i z nieco zmieszaną miną mówi mu: „Wicie, rozumicie, Warzecha, posłuchałem, konsultowałem się, wy tego reportażu nie róbcie". I w ten sposób mój ojciec wymiksował się na przyszłość ze wszystkich podobnych zleceń. Dzięki ludziom, którzy pamiętali, kto patronuje ich ulicy i nie było im to obojętne.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj112 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (112)

Inne tematy w dziale Polityka