Rozminę się nieco z rocznicą Porozumień i tekst o podziemnej "S" będzie jutro na rozpoczęcie roku szkolnego. Pojawił się temat bardziej bulwersujący - niszczenia akt w IPN, bynajmniej nie przez klienta zewnętrznego. Prace IPN nadzoruje od początku istnienia tej instytucji kolegialne ciało zwane Radą, a poprzednio Kolegium. Mimo że o dokonaniach członków tych organów nie jest głośno, warto zwrócić uwagę na ich zwiększoną rolę, szczególnie po platformerskiej nowelizacji ustawy o IPN.
Zgodnie z najnowszymi trendami materiały UB/SB udostępnia się obecnie zeskanowane na CD bądź zdigitalizowane. Odbiera to uroku obcowania z przeszłością, ale mniej naraża dokumentację na uszkodzenia podczas czytania. Cyfryzacja umożliwia także jednoczesne korzystanie z tych samych materiałów większej ilości osób. Do lamusa odchodzi badacz z lupą w ręku - Pasek narzędzi ułatwia odczytywanie pisma ręcznego, nawet specjalistom od neografii. Całość operacji digitalizacji zasobu IPN ma podobno kosztować podatnika kilkaset milionów złotych. Nawet z poprawką na biurokratyczną metodę zawyżania kosztów - poprośmy o 100 milionów, to otrzymamy chociaż te 45 milionów - kwota robi wrażenie. Myślę, że warto ponieść te koszty choćby dla zminimalizowania zagrożenia epidemiologicznego.
W pierwszym rzędzie należy zeskanować dokumentację IPN przygotowaną dla członków Rady. Nie życzę nikomu czytania po nich teczek, ponieważ na oporny papier jeden z członków stosuje metodę przodków – przewracanie stron poślinionym paluchem. Każdy bibliotekarz powinien takiego czytelnika wyrzucić na zbitą mordę. Nieocenione są estetyczne i audiowizualne wrażenia z sąsiadowania z profanem w Czytelni. Na jubileusz pracy z IPN proponuję wspomnianemu sprezentować obślinioną księgę.
Zainteresowanym bliżej tematem, o silnych nerwach polecam Rowana Atkinsona jako Jasia Fasolę w bibliotece.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura