Marek Ciesielczyk Marek Ciesielczyk
27
BLOG

Jak podróżowało się do Afryki za czasów Gierka?

Marek Ciesielczyk Marek Ciesielczyk Kultura Obserwuj notkę 1
Dzisiaj praktycznie każdy student może polecieć do Londynu, Rzymu czy Madrytu. Za miesięczne, niezbyt wysokie wynagrodzenie można spędzić fajny urlop w Egipcie, na Krecie czy Majorce. A jak można było podróżować za czasów Gierka?




Trasa naszej wyprawy / Fot. Marek Ciesielczyk


Artykuł przeznaczony jest dla tych, którzy nie pamiętają życia w PRL-u, octu i herbaty na półkach i tego, że miesięcznie zarabiało się 20 dolarów. Wakacje już się zaczęły. Tysiące, jeśli nie miliony Polaków ruszają w świat. Dzisiaj nawet student może sobie pozwolić na wycieczkę nad Morze Śródziemne, a nawet jeszcze dalej. Last minute, tanie linie lotnicze umożliwiają dzisiaj Polakom zwiedzanie całego świata.

By wyjechać do KK - jak się nazywały w czasach PRL-u kraje kapitalistyczne - najpierw trzeba było mieć zaproszenie od kogoś, kto tam już mieszkał. Najlepiej od członka rodziny. Nieco później, za "liberała" Gierka wystarczyło mieć na swoim koncie 100, a później 130 dolarów. Było to - jak na czasy komunistyczne - znaczne ułatwienie dla tych, którzy chcieli wyjechać do KK. Jednak 130 dolarów to były wielkie pieniądze. Dolar kosztował wówczas 100, a nawet ponad 100 złotych. Na 130 dolarów trzeba było pracować pół roku.

Gdy udało mi się uzbierać tę sumę, pożyczając pieniądze od rodziny, postanowiłem spróbować starać się o paszport. Na początku studiów nie miałem jeszcze na SB kartoteki dysydenta, więc mogłem złożyć wniosek o paszport. Esbek, który mnie przepytywał, był trochę zdziwiony, że jako cel podróży podałem....Afrykę, a ja naprawdę chciałem tam jechać. Dziewczyna też dostała paszport i we dwójkę wzięliśmy na plecy w sumie 60 kilogramów konserw, chrupkie pieczywo, namiot i dwa śpiwory i wyruszyliśmy do Afryki....autostopem.

Dziennie przejeżdżaliśmy kilkaset kilometrów. Przez Wiedeń, Wenecję dotarliśmy do Rzymu, a później znowu skierowaliśmy się na północ - przez Mediolan, Genewę pojechaliśmy do Paryża, stamtąd przez Andorę, Madryt, Toledo do Lizbony. Spaliśmy albo w lesie w namiocie, albo na ulicy w śpiworach. Jedliśmy tylko nasze polskie konserwy i chrupkie pieczywo. Piliśmy wodę z kranu, gdyż dysponowaliśmy na dwie osoby sumą zaledwie 260 dolarów. Pieniądze te były przeznaczone na prom do z Hiszpanii do Afryki oraz z Tunezji na Sycylię, bilety wstępu do muzeów i kartki pocztowe.

Z Lisbony pojechaliśmy do Sewilli. Gdy opuszczaliśmy już miasto, stojąc "na stopie" przy ulicy wylotowej, zaczęło z nami rozmawiać dwóch Hiszpanów. W pewnym momencie do naszych plecaków podjechał samochód, z którego wyskoczyło dwóch mężczyzn. Wrzucili jeden z plecaków do samochodu i w ten sposób zostaliśmy bez namiotu, jednego śpiwora, 30 kilogramów konserw i co najgorsze - bez aparatu fotograficznego. Z całej naszej wyprawy pozostało nam tylko kilka zdjęć, zrobionych i przesłanych nam później przez przygodnie spotkanych ludzi. Poza tym ukradziono mi ubranie. Zostałem tylko w butach, krótkich spodenkach i podkoszulku. Zastanawialiśmy się, czy jechać dalej do Afryki?

Skoro dotarliśmy tak daleko na południe Hiszpanii, zdecydowaliśmy się kontynuować naszą wyprawę. Nie z Gibraltaru, lecz z Algeciras popłynęliśmy promem do hiszpańskiej Ceuty na kontynencie afrykańskim. W Afryce bardzo często poruszaliśmy się tym samym samochodem kilka dni. To Europejczycy nas zabierali ze sobą. Przez Rabat, Casablankę dotarliśmy do Marakeszu na południu Maroka. Spaliśmy w jednym śpiworze w krzakach, między skałami lub na pustyni. Później jechaliśmy wzdłuż gór Atlas, miejscami zahaczając o pustynię.



Na Morzu Śródziemnym, na promie / Fot. Marek Ciesielczyk


Dwa razy stracilibyśmy życie. Jeden z kierowców z Maroku chciał uprowadzić moją dziewczynę (atrakcyjną dla Arabów blondynkę, dość skąpo ubraną). Uszliśmy z życiem dzięki temu, że mieliśmy ze sobą noże. W Algerii, gdy jechaliśmy ciężarówką przez góry Atlas, w pewnym momencie, gdy zatrzymaliśmy się, próbowałem pokazać kierowcy na migi (nie znaliśmy ani francuskiego, ani tym bardziej arabskiego), że chcę sie oddalić, by załatwić potrzebę fizjologiczną. Arab zrozumiał to widocznie jako propozycję o naturze seksualnej (że oferuję mu dziewczynę). Znowu noże uratowały nam życie. Arab wyrzucił nasz plecak i uciekł. Była już noc. Po kilku godzinach dotarliśmy na piechotę do jakiejś osady arabskiej w górach. Zapukaliśmy do pierwszych z brzegu drzwi. Arab, który je otworzył bardzo się ucieszył, gdy usłyszał język angielski. Zaprosił nas do środka, zaoferował nocleg, jedzenie, picie. Okazało się, że jego córka studiuje na uniwersytecie w Algierze. Chciał się po prostu pochwalić, że mówi po angielsku. Było bardzo sympatycznie. Gospodarz przedstawił nam nie tylko córkę studentkę, ale także swoje trzy żony.

Później pojechaliśmy do stolicy Algerii, a stamtąd do Tunezji. Po zwiedzeniu Kartaginy popłynęliśmy promem na Sycylię. Zmiana kontynentu wywołała u mnie ciężką chorobę z wysoką gorączką. Uratowali mnie dwaj Włosi, z którymi jechaliśmy przez Neapol do Florencji. Ofiarowali mi silne antybiotyki, które postawiły mnie na nogi. Przez Austrię wróciliśmy do Polski. Podróż trwała dwa miesiące. Przed wyprawą ważyłem 67 kilogramów, a po tylko 52. Dziewczyna straciła prawie 10 kilogramów. PRL-owscy celnicy oskarżyli nas, że sprzedaliśmy za granicą nasz aparat fotograficzny. Nie chcieli dać wiary pismu z komisariatu policji w Sewilli.

A dzisiaj idę sobie do biura turystycznego, wybieram Ibizę, Santorini lub Marmaris. W katalogu zaznaczam hotel, gdzie chcę mieszkać. I lecę. Szkoda tylko, że po takich wakacjach człowiek zamiast stracić parę kilogramów, przybiera na wadze.

oryg.w:wiadomosci24.pl

_________________________________________________ w czasie mojego wykładu w Chicago w lutym 2009 _________________________________________________ _________________________________________________ patrz: www.marekciesielczyk.com _________________________________________________ dr politologii Uniwersytetu w Monachium, Visiting Professor w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Fellow w European University Institute we Florencji, europejski korespondent Radia WPNA w Chicago, autor pierwszej książki w jęz.polskim nt.KGB, 12 lat radny Rady Miejskiej w Tarnowie, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu do 31 marca 2011, Redaktor naczelny pisma i portalu Prawdę mówiąc - www.prawdemowiac.pl _________________________________________________ skopiuj poniższy adres i wklej - jest tu relacja telewizji POLONIA z mojego wykładu w Chicago w lutym 2009: http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=52245621 _________________________________________________

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura