j.makowski j.makowski
182
BLOG

Czytelnycy

j.makowski j.makowski Kultura Obserwuj notkę 0

Od pewnego czasu - w związku ze świetnie skoordynowanym rozkopaniem najważniejszych węzłów komunikacyjnych Warszawy - mam przyjemność dojeżdżać do pracy metrem. Od pewnego też czasu obserwuję zjawisko masowego pobierania darmowych gazetek i późniejszej ich lekturze w wagonach metra.

Często można mnie spotkać z książką w ręku. Czytam przy każdej okazji i z przytłaczającym poczuciem bezradności odbieram statystyki mówiące, ze w Polsce maleje liczba czytanych książek w przeliczeniu na osobę. Czasami żartując ze statystyki - jako nauki - stwierdzam, że skoro ja, przykładowo czytam X książek rocznie to statystycznie powinien istnieć ktoś kto ich czyta -X. Analizując statystykę czytelnictwa w Polsce należy zawsze pamiętać o strukturze społecznej. Nie jest tajemnicą, ze czyta się głównie w miastach. Głęboka prowincja nie czyta wcale. Nawet ludzie w wieku 20-30 lat. Przypomina mi się wypowiedź jednego młodzieńca w filmie dokumentalnych "Czekając na sobotę", w której stwierdza, ze ostatnią książką jaką przeczytał była jedna z lektur szkolnych.

Oczywiście nie wymagam, aby facecik stojący przed monopolowym czytał nawet jedną książkę rocznie. Niech tak będzie, że dla niego najfajniejsza czytanka to etykieta taniego wina. To co mnie uderza to fakt, iż odsetek ludzi, którzy czytają kilkanaście książek rocznie nadal jest zbyt mały.

W miastach na szczęście jest lepiej. Generalnie ludzie czytają. Problem tylko w tym co czytają. By mieć wyraz czytelnictwa miast wystarczy zerknąć na toplistę w Empikach. Polecam również analizę sprzedaży książek przy okazji wydarzeń takich jak nagrody Nike czy literackiego Nobla. Wówczas lud pracujący staje się też ludem czytającym. Taki konsument poznaje produkty nagradzanych - literaturę, z którą nijak nie może się identyfikować. Nie rozumie jej, albo nie trafia do niego, ale w towarzystwie nie wypada powiedzieć, że nie czyta się noblistów. Ostracyzm nawet spotyka ludzi, którzy mówią, że nagroda Nobla jest przejawem skomercjalizowania literatury i z zasady noblistów nie czytają.

Z drugiej strony są autorzy stali bywalcy empikowych toplist. Wspomnieć tu wypada jakieś przygłupie przygody z rozlewiskiem, dylematy matek, żon, kochanek, córek autorstwa Grocholi czy najnowsze sexstory Gretkowskiej. Podobne zjawisko obserwuję w bliskich mojemu sercu gatunkom Sci-Fi i Fantasy. Triumfy święci tu facet, który pisze dokładnie takie same książki jak on sam - tłuste i nudne. Dla kobiet jest Trudi Canavan, której "Trylogia Czarnego Maga" jest bodajże najgorszym cyklem fantasy jaki przyszło mi czytać. Mniejsza już o to.

Problemem wśród czytelników książek jest zatem jakość wybieranych lektur. Podobnie w czytelnikami prasy. Tu z jednej strony mamy niskonakładowe wydawnictwa specjalistyczne, albo prasę polityczno-społeczną, a z drugiej bulwarówki goniące za tandetną sensacją. Do tej drugiej kategorii zaliczam również prasę rozdawaną na ulicach. Już to słyszą, jak Państwo protestujecie jak można nazywać darmowe gazetki newsowo-reklamowe prasą.

Śpieszę się aby taką kwalifikację wytłumaczyć. Otóż często mówi się, że prasa ma charakter "opiniotwórczy". Zazwyczaj zwrot ten oznacza, iż na łamach gazety znajdę informację oraz kilka komentarzy tejże informacji. Wówczas można wyrobić sobie zdanie na dany temat. Zatem gazeta, w której podane są jedynie informacje zasługuje na miano prasy. Nie mówię tu o proporcjach gdyż - przypuśćmy  gdyby taka gazetka była w 90% reklamówką to ludzie przestaliby ją codziennie brać. A ludzie biorą gazetki typu "metro" czy "echo miasta" gdyż znajdują tam garstkę informacji, która im wystarcza. Studenci znajdują krzyżówki, które pomagają przetrwać te nudne, nikomu niepotrzebne wykłady, za które płaci podatnik.

Problem z darmową prasą jest jednak inny. Dosadnie problem ten oddał jeden mój znajomy stwierdzając: Stolec też jest darmowy, a to nie oznacza, że należy go konsumować.

Wyobraźmy sobie następujący eksperyment: Mamy okazję wydawać taką darmową gazetkę i tylko od nas zależy jakie treści się w niej pojawiają. Następnie prowadzimy przez miesiąc kampanię informacyjną podając do wiadomości publicznej news, który jest nieprawdziwy, ale którego zweryfikowanie jest bardzo trudne albo niemożliwe. Ciekawą kwestią jest szacunek jak wiele osób uwierzyłoby w spreparowaną przez nas informację. W zależności od oszacowania, o którym pisałem wcześniej może się Państwu nasunąć pytanie: Czy zatem, stosując odpowiedni układ materiałów i ich treść i przekaz nie można manipulować opinią ludzi, do których trafia darmowa gazetka? Z drugiej strony ktoś zapyta czy problem jest na tyle istotny, aby o nim pisać?

Na to drugie pytanie odpowiem przytaczając częste kampanie reklamowe, które zachwalają i skłaniają do kupienia nieistniejących produktów. Skuteczny i regularny przekaz tych samych treści zawsze przynosi efekt w postaci "osadzenia" choćby śladu tych treści w świadomości zbiorowej.

Na pierwsze pytanie muszą sobie Państwo sami odpowiedzieć.

j.makowski
O mnie j.makowski

"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura