Gdy Jezus przemawiał, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. Lecz On rzekł: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. (Łk 11,27-28)
Gdyby ułani z 203. pułku kaliskiego nie zdobyli w Ciechanowie magazynów 4. armii sowieckiej, w tym jednej z dwóch armijnych radiostacji, to dowódca frontu, Michaił Tuchaczewskij, zdołałby pchnąć swoje główne siły pod Nasielsk przeciw Władysławowi Sikorskiemu i w konsekwencji wygrać bitwę o Warszawę. Na szczęście stało się inaczej. Polacy przechwycili rozkazy radiowe z odległego Mińska, a następnie mocnym nadajnikiem z warszawskiej cytadeli zagłuszali komunikację radiową przeciwnika, który nieświadom niczego maszerował cały czas prosto na Zachód, aż pod Toruń, omijając Warszawę.
W sierpniu pamiętnego roku 1920 takich cudów było więcej. W Brześciu nad Bugiem Rosjanie znaleźli przy zabitym majorze Drohojowskim ważne rozkazy z planem obrony, ale rosyjskie dowództwo nie dało im wiary, uznając je za polską mistyfikację, tymczasem oficer polskiego wywiadu, por. Kowalewski, zdołał złamać rosyjskie szyfry, dając tym samym naszemu dowództwu stałą przewagę nad rosyjskim. Nie mniejszym cudem był gen. Rozwadowski, sumienny szef sztabu i odważny strateg, no i sam marszałek Piłsudski, który śmiałym manewrem aż znad Buga pokonał przeciwnika. Każdy z podległych mu żołnierzy także był cudem, bo każdy kochał własną, dopiero co odzyskaną wolność i Najjaśniejszą po wielokroć bardziej niż ci, którzy właśnie na nią nastawali.
Czy jednak cud nad Wisłą byłby wciąż tym samym cudem, gdyby wtedy, w dniu 15 sierpnia, zamiast Biblii znaleziono w warszawskiej cytadeli jakiś inny równie długi tekst, choćby „Potop” czy „Iliadę”, aby go potem przez dwa dni ciurkiem słać w eter morsem dla zagłuszenia przeciwnika? Biblia znalazła się przypadkiem, nasi radiotelegrafiści chyba nad nią wtedy nie medytowali, a Rosjanom było chyba wszystko jedno, kto ich zagłusza, Homer czy ktoś inny, my jednak powinniśmy to wszystko poważnie przemyśleć, bo i tym razem, nie po raz pierwszy, słowo Boże pomieszało szyki komuś, kto dążył do bezsensownej konfrontacji zbrojnej, a tym samym znacznie zmniejszyło ilość przelanej ludzkiej krwi i wpłynęło na bieg historii.
C. S. Lewis w niewielkiej książeczce „Cuda” argumentował, że cudowne zdarzenia opisane w ewangeliach niewiele mają wspólnego z cudami znanymi z mitów, baśni czy legend. Tam chodzi niemal wyłącznie o to, żeby słuchacz przystanął przed tajemnicą, zdumiał się nad nią, uprzytomnił sobie, że ma do czynienia z kimś niezwykłym, tymczasem w ewangelii prawdziwa niezwykłość polega na tym, że to sam słuchacz czuje się zaproszony świadomej współpracy z Bogiem pod wpływem wysłuchanego słowa. Staje się współautorem cudów.
Anonimowa kobieta, która nagle, jak w uniesieniu prorockim, przerwała wykład Jezusa, wychwalając pod niebiosa jego matkę, nie spotkała się z żadną reprymendą, Jezus zwrócił jej jednak uwagę, że od spontanicznych spostrzeżeń i prostych wrażeń powinna przejść do rzetelnej oceny własnego życia w świetle słowa Bożego. Cuda, na które się czeka zawsze zbyt długo, staną się wtedy możliwe i częstsze, gdyż wtedy Bóg przestanie być jedynie dalekim autorem cudów, a stanie się przyjacielem, z którym wszystko, nie tylko cuda, będzie można przeżyć wspólnie. A to, i tylko, to jest cudem.
"Dziennik Polski", 14--15 sierpnia 2010.
Inne tematy w dziale Polityka