Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
1026
BLOG

Sędzia z podbitym okiem

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 10

"Chociaż Boga się nie boję ani się z ludźmi nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie". (Łk 18, 1-8)

 

Przy końcu świata ujrzymy świat w innym świetle. Nagła zmiana perspektywy zaskoczy wszystkich, mimo iż istotą objawienia, boskiej rewelacji, jest miłość, która kiedyś, przy końcu świata, zmieni świat na lepsze.

Jezus, przygotowując uczniów na swoje powtórne przyjście, nie kazał im liczyć ziaren piasku ani sypiać w trumnie, lecz stale się modlić i zmieniać świat. Czuwanie, do którego wzywał, nie przypominało walki zmęczonego wartownika z sennym Morfeuszem ani nerwowego tropienia odgłosów wroga w mrokach nocy, było raczej cierpliwym łączeniem każdego zajęcia z kontemplacją. Okno do nieba otwiera się nagle, niespodziewanie, dlatego trzeba się modlić, żeby tego nie przegapić, zwłaszcza, że ono otwiera się stale, w każdej chwili życia, a nie dopiero po śmierci.

Skorumpowany sędzia z Łukaszowej ewangeliijest alegorią postawy przeciwnej. Autor lokuje go w mieście, polis, sugerując tym samym, że wady tego człowieka szkodzą także innym. Sędzia nie boi się Boga ani nie liczy się z ludźmi. Przypomina Pietrowa z „Zapisków z domu umarłych”, który ukradł Dostojewskiemu biblię z czystej chciwości, wcale jej nie potrzebując, a potem na żale Dostojewskiego reagował milczeniem i wyniosłą miną, jakby się nic nie stało, dając tym samym do zrozumienia pisarzowi, że jego słuszne skądinąd żale wobec niego, Pietrowa, nie mają najmniejszego sensu. Sędzia z przypowieści nie jest chyba aż tak nikczemny, niemniej i on znakomicie zdaje sobie sprawę ze swego wyrachowania. Jest samotny i samolubny. Zerwał więzi z ludźmi, którym miał służyć i osądzać, i z Bogiem, sędzią ostatecznym, którego miał reprezentować.

Upartej wdowie w niczym to wszystko nie przeszkadza. Kobieta dopina swego, gdyż jest diametralnym przeciwieństwem sędziego, o którego pomoc zabiega. Całe miasto traktuje go jak wrzód, ona tymczasem właśnie po nim pokłada swoje nadzieje. Cała polis widzi w nim, skorumpowanym urzędniku, źródło  własnych niepowodzeń, ona tymczasem wie, że źródła dobra biją gdzie indziej, więc nawet on, skorumpowany stróż prawa, nie jest w stanie ich zmącić. Ona tak samo jak on jest mieszkanką polis, ale to ona, nie on, nadaje jej sens, spoistość i społeczną wartość. Grecki czytelnik dostrzega w tym miejscu osobliwą grę słów. Wyludnione miasto w jego języku zwykło się zwać hera, wdową, miastem owdowiałym. Polis pozbawiona sprawiedliwego sędziego jest na pół owdowiałe, bo brak mu dike, sprawiedliwości, ale uparta wdowa przezwycięża. Swoimi upartymi prośbami sobie i miastu przywraca sprawiedliwość.

Przypowieść nie kończy się happyendem. Skorumpowany sędzia nie zmienia się w anioła, ale z czysto pragmatycznych względów chwilowo zmienia swoje postępowanie. Ujmuje się za wdową, bo nie chce, żeby ta naprzykrzała mu się bez końca (hypopiadze, dosłownie: podbijała mu oko). Czytelnik może odnieść wrażenie, że sędzia wcale nie ma o to żalu do owej kobiety. Idąc po jej myśli, powrócił na ścieżkę sprawiedliwości, dike, która w oryginalnym tekście greckim pojawia się po wielokroć niemal w każdym zdaniu, lecz dopiero tu, pod koniec tekstu, uwalnia się od swych zaprzeczeń.

Polska po dwóch dekadach przemian przypomina polis, w którym zabrakło upartych wdów. Adam Sandauer, założyciel Stowarzyszenia Primum Non Nocere, od lat przypomina, że kilkanaście spraw o błędy lekarskie wygrywanych co roku przez poszkodowanych pacjentów jest kpiną ze sprawiedliwości w czterdziestomilionowym kraju, w którym ogólna liczba zabiegów idzie w setki tysięcy. Brak nam stowarzyszeń konsumenckich, które miast rozbudzać bezsensowne pretensje do rządu i reszty świata, precyzyjnie informowałyby pacjentów i dziennikarzy, co i jak należy zrobić, żeby nawet najbardziej skorumpowany lekarz, prawnik czy urzędnik nie był w stanie dłużej kpić z ludzkiego zdrowa i sprawiedliwości.

Podobny brak równowagi zachodzi na całym rynku medycznym, na którym dominującą pozycję wciąż zajmują producenci farmaceutyków, zaś pacjenci, lekarze, ubezpieczyciele, właściciele placówek opieki i państwowy nadzorca sprawiają wrażenie ubogich krewnych, zepchniętych do narożnika. Kardynalna cnota ubogiej wdowy, zdolność skupienia wszystkich sił wokół jasno zdefiniowanych zadań, bez wątpienia pomogłaby nam lepiej pełnić swoje role. W polskich warunkach już samo dokładne policzenie tych sił, urealnienie zadań i rozbicie monopoli przyniosłoby niezłe wyniki.

 

Dziennik Polski, 16-17 października 2010.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka