Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza (Mt 4, 12-13).
Jezus nie był reformatorem religijnym, ale fundatorem, założycielem nowej wspólnoty wiary. Działał według planu. Wiara i przesądy, jakie zastał, nie mogły mu w niczym przeszkodzić, ale o łatwe zwycięstwa ani o popularność nie zabiegał, bo w przeciwieństwie Jana Falkenberga, polemisty wynajętego przez krzyżaków w ich sporze z Pawłem Włodkowicem, nie uważał, że w sprawach wiary można się posługiwać siłą. Działał dyskretnie i delikatnie, zaczynając od miejsc, które inny strateg uznałby za najgorsze.
Galilea, w której się wychował, była tą gorszą częścią dawnego Królestwa Judei, a ziemie Zabulona i Neftalego, w których wygłosił pierwsze mowy, należały do najbiedniejszych. Kraj rolników, rybaków i pasterzy, spośród których tylko nieliczni aspirowali do klasy średniej. Nie byli analfabetami, posyłali swoje dzieci do synagogalnych szkół, ale już na trzyletnie studia teologiczne, dzięki którym choćby jeden syn mógłby się ubiegać o przyjęcie do stronnictwa faryzeuszy (o stronnictwie saducejskim nie było co marzyć), nie mogli sobie pozwolić. Ledwie wiązali koniec z końcem. Widząc ich biedę, rzymski centurion wybudował im synagogę w Kafarnaum.
Jezus nie mógł zacząć gdzie indziej. Pogranicze Zabulona i Neftalego to symboliczne antypody Jerozolimy i świątyni. Salomon oddał je kiedyś królowi Tyru w zamian za libańskie cedry na budowę świątyni, a później, w trakcie wojen asyryjskich zostały tak przetrzebione (jeńcy nigdy nie wrócili do domów), że nawet dziś trudno ustalić, czy tutejsi mieszkańcy to wciąż potomkowie Izraela czy może raczej jacyś mieszańcy. Zabulon, noszący w swym imieniu "chwałę" swej matki Lei, i jego przyrodni brat Neftali, wyrażający "zwycięstwo" Racheli (powiła go jej służąca Bilha), w czasach Jezusa nie kojarzyli się nikomu ze zwycięstwem ani z chwałą. Jezus postawił właśnie na nich.
Potrzeba nowego początku i głębokiej zmiany daje o sobie znać w każdym pokoleniu, nie tylko w wymiarze religijnym. Rządy niemal wszystkich krajów zastanawiają się, jak wprowadzić w życie konieczne reformy w systemach szkolnictwa, nauki, obrony, administracji, opieki zdrowotnej i zabezpieczenia emerytalnego, których przyszłe pokolenia potrzebują bardziej niż ryba wody, a jednocześnie czują się sparaliżowane przez opór opinii publicznej, odruchowo unikającej wszelkich wyrzeczeń. W sytuacji, gdy powszechna opinia stoi w sprzeczności z powszechnym oczekiwaniem, warto zacząć od sporządzenia dokładnej mapy wszystkich problemów i związanych z nimi oczekiwań, a następnie wybrać miejsca najciemniejsze, przekreślone przez wszystkich, bo właśnie tam najłatwiej będzie dokonać zmiany na lepsze, a wcześniej uzyskać powszechną zgodę i poparcie potrzebne do zainicjowania tej zmiany.
Nauce, która prawie w całości zamknęła się w polskim zaścianku, rzadko jeździ do wielkich bibliotek i mało publikuje, nie należy dawać grantów, ale jasne i bezwzględne kryteria oceny jakości produkcji naukowej. Podwójne i poczwórne etaty profesorskie znikną wtedy same, bo każda książka, której się nie wydało, i każdy plagiat bardzo szybko unieważnią tytuły, które z natury powinny przysługiwać tylko tym, którzy pracują i publikują, a nie tym, którzy już publikować nie muszą. Przemysł i gospodarka potraktują takie tytuły na serio i docenią własnymi kontraktami, gdyż będą mieć pewność, że dają im one dostęp do najlepszych osiągnięć w danej dziedzinie.
Nie inaczej jest ze zdrowiem i finansami publicznymi. Ci, którzy dbają o siebie i swoich bliskich, mają prawo liczyć na więcej lub na mniejsze składki, zwłaszcza, jeśli sami są ubożsi od innych. Miasto, które samo planuje swoje drogi i mosty, zasługuje na większe wsparcie niż to, które czeka na decyzję ministra z założonymi rękami, ale zasada równości każde docenić zwłaszcza takie miasto, które w swym szczegółowym planie rozwoju potrafi uzasadnić, także głosem miejscowych przedsiębiorców, że obwodnica i nowy most właśnie u nich przyniesie więcej pozytywnych zmian niż tam, gdzie będzie ona tylko kolejnym kwiatkiem do kożucha.
Zabulon i Neftali okopali się dzisiaj nad Wisłą. Boją się zmian, a jednocześnie z utęsknieniem na nie czekają. Sami się nie zbawią, ale mogą pomóc tym, którzy zechcą im pomóc.
Dziennik Polski 22-23 stycznia 2011.
Inne tematy w dziale Polityka