Jeszcze niedawno chciał zgody. Ba, nawet tow.Gierek był mu miły. Wygłaszał mowę do przyjaciół Rosjan, itd. Część narodu uwierzyła w jego przemianę spowodowaną traumatycznym przeżyciem, jakim była śmierć brata. "Niestety" tylko część, cwana reszta narodu zagłosowała na konkurenta. I wtedy prysły "zmysły" prezesowi.
Dziś głosi, że prezydent Komorowski i premier Tusk muszą odejść. A premier Tusk osobiście odpowiada za katastrofę smoleńską.
Cóż, trudno jest się prezesowi Kaczyńskiemu pogodzić z przegraną. Napada nawet na swoich: patrz posłanka Jakubiak.
Po wszystkich dziwacznych ruchach i wypowiedziach prezesa, poparcie dla PiS spadło do 26 %. Jeszcze chwila i otworzy pole do przejęcia władzy znów przez SLD /20 % /.
Cóż, złość jest zlym doradcą. A takie wystapienia, jak wczorajsze pod krzyżem, na Krakowskim Przedmieściu, nie odwrócą tendencji spadkowej w poparciu dla PiS. Wczoraj pan prezes przedstawił się w dwóch osobach /dobrze, że nie w trzech, to byłoby już świętokractwo/; jako obywatel i prawnik. Jako prawnik chce oddać pod sąd sprawę barierek przy krzyżu. Stwierdził też, że musi walczyć o Polskę. Ale wespół z Kościołem. Czyli szykuje wyprawę krzyżową. Apelował, również do prezydenta Komorowskiego, aby ten z honorem załatwił sprawę sprzed Pałacu. Mniemam, że abdykacja prezydenta, by zadowoliła prezesa. Na koniec swego wystąpienia prezes Kaczyński stwierdzil, że wczorajsza manifestacja przypomninała mu te z: 1968 r. i 1980 r. I tu przegiął, bo wtedy były znacznie liczniejsze i o inne sprawy szło.
Prezes Kaczyński stał się siłą niszczącą, ale już nie dla państwa lecz dla siebie samego i swych najwierniejszych współpracowników. Trochę w tym przypomina swego chyba największego wroga czyli Lecha Wałęsę, który też zniszczyl swą pozycję, gdy w gonitwie o władzę zatracił poczucie rzeczywistości.
Inne tematy w dziale Polityka