Właśnie mija pół roku od katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem.
Historia w Polsce, w tym czasie przyspieszyła. Trzeba było rozpisać i przeprowadzić nowe wybory prezydenckie. Obsadzić stanowiska ważne w państwie, a opustoszałe po katastrofie.
Mamy nowego prezydenta, struktury państwa działają prawidłowo. Nasza młoda demokracja trwa.
Tylko w pewnej grupie ludzi coś się poprzestawiało. Wmówiono im, że za katastrofą lotniczą stoją, aktualnie urzędujący premier i nowy prezydent. Wyzwolono ogromne pokłady nienawiści, nie oszczędzając nawet krzyża: symbolu miłości i pojednania. To z kolei spowodowało, że i Kościół, tak ważny dotąd dla Polaków, utracił część swej siły. Nie potrafił bowiem, przeciwstawić się w odpowiednim czasie zachciankom "władcy pierścienia" do dusz otumanionych ludzi.
Próbowano nawet dzielić ofiary na lepsze i gorsze, czego wyrazem było dążenie ludzi sprzyjających PiS, a zasiadających w Kapitule Orderu Odrodzenia Polski, do przyznania pośmiertnych odznaczeń wyższych rangą dla ofiar wywodzących się z tej partii, w zestawieniu z pozostałymi.
Dziś część rodzin ofiar katastrofy lotniczej odwiedziła miejsce, gdzie ich bliscy zginęli. I tu widać, że nie wszystkich było na to stać. Pewnie dla niektórych, było zbyt mało do politycznego ugrania.
Czy "taniec" nienawiści się skończy? Raczej trudno tego oczekiwać, w sytuacji, gdy brat byłego prezydenta, swe być albo nie być w polityce, buduje właśnie na szczuciu jednych na drugich, nawet we własnej partii.
"NIE NIE NIE":
Inne tematy w dziale Polityka