Prezes Kaczyński czuje absmak, w stosunku do swoich niedawnych jeszcze kolegów partyjnych.
Po przegranych wyborach prezydenckich, sam sprowokował awanturę w łonie własnej partii. Nie docenił pracy swych sztabowców. Opisywał ich, jakby byli ładnymi "misiami o małych rozumkach". Szydził z nich i obrażał. Pozwolił sobie np. na "rzut" butami w kobiety. Zachował się podobnie, jak pewien frustrat w Iraku, który rzucił obuwiem w prezydenta Busha. Czy naprawdę prezes musi czerpać wzorce z krajów arabskich?
Trudno pewnie było wytrzymać, w tej atmosferze partyjnej, ludziom, którzy wiele wysiłku włożyli, aby z nielubianego awanturniaka zrobić prawie sympatycznego, rozsądnego polityka. Postanowili, więc wystąpić z PiS, a za sobą pociągnęli tzw. grupę muzealników.
Mają już swoje stowarzyszenie pod nazwą "Polska Jest Najważniejsza", a wczoraj skompletowali klub parlamentarny, pod tym samym wezwaniem. I to stało się wodą na młyn frustracji prezesa Kaczyńskiego . Wypomniał im spotkania z posłem Palikotem. Podobno w związku z nimi poczuł: "absmak, przerażający absmak". Szkoda, że nie czuł go, gdy zrobił Leppera-jak można zgwałcić prostytutkę?, wicepremierem polskiego rządu. To był prawdziwy wstyd, dla całego narodu, a niesmak do dziś pozostał.
Prezes zapomniał, że ludźmi nie można pomiatać. Każdy ma swe ambicje czy dumę i nawet najbardziej ukochany przywódca, nie może liczyć na ciągłe nadstawianie mu drugiego policzka do bicia.
Do partii wstępuje się, aby realizować wspólny program, a nie służyć jednemu panu. Należy dyskutować i wypracowywać wspólne stanowisko.
Wątpię, żeby grupa "kowbojsko - muzealnicza" obiecywała kiedyś prezesowi, że na wspólnej drodze politycznej będzie tylko jednorodny "różany ogród".
Inne tematy w dziale Polityka